NOMEN ZOLTÁN

279 22 3
                                    


Alwarnia w Polsce

Obecnie

Nie pamiętano tak upalnego czerwca. Ulice tonęły w mirażu kałuż, asfalt topił się jak gorzka czekolada, a chłodnice aut wyły niczym wygłodniałe psy. Zoltan zatrzymał się kilka centymetrów przed zderzakiem srebrnej skody octavii i zaklął.

Czy zawsze gdy przyjeżdża do tego przeklętego miasta wszystko musi stawać na głowie?! Zdjął skórzane rękawiczki, rzucił je na siedzenie pasażera, po czym zacisnął smukłe palce na kierownicy. Wpatrywał się gniewnie w czerwone światło, które nie zamierzało się zmienić przez kilka najbliższych minut. Nie dość, że żar lał się z nieba, a on musiał nosić koszulę z długim rękawem, to jeszcze jego niedouczona sekretarka zapomniała uprzedzić go o spotkaniu z Hermanami. Dobrze, że chociaż miał klimatyzację w aucie.

Z luksusowego smartfonu vertu, przymocowanego do przedniej szyby czarnego jak smoła maybacha exelero, wydobyły się dźwięki organowej fugi. Zoltan przełączył aparat na tryb głośnomówiący i założył ręce za głowę.

– Oby to było ważne – powiedział.

– Panie Brandenburg... – zaczęła Joanna, która od niespełna miesiąca nieudolnie pełniła rolę sekretarki w jego firmie. – Nastąpiła mała komplikacja... – zawahała się.

– Mów. – Zerknął na zbliżającą się dziewczynę roznoszącą gazety, uchylił okno, wyciągnął rękę i kiwnął na nią.

– Właśnie dostałam informację od gońca, że nie będzie go w pracy przez najbliższy tydzień.

– I dlatego do mnie dzwonisz?

Dziewczyna przełknęła głośno ślinę.

– Chodzi o to, że pan Stodolak znalazł się w ciężkiej sytuacji...

– Posłuchaj mnie uważnie – przerwał jej. – Nie obchodzi mnie jego sytuacja. Będę miał ważną przesyłkę do dostarczenia dzisiaj po południu. Jeśli ten nierób nie zjawi się o siedemnastej w biurze, to może pożegnać się z pracą – odparł i wychylił się przez okno, przeklinając pod nosem piekielną dziewuchę od gazet. Czy nikt już nie potrafi pracować jak należy?

– Ale panie Brandenburg, tak nie można – wtrąciła Joanna. – On ma zwolnienie lekarskie.

Na młodej, acz surowej twarzy Zoltana drgnęły mięśnie.

– Czy mi się zdawało, czy przed chwilą pouczyłaś mnie, co mogę, a czego nie? – zapytał.

Joanna zaniemówiła.

– Tak myślałem – stwierdził. – Nie będę z tobą dłużej dyskutował. Niech dziewczyna z HR-u coś wymyśli. Nie płacę jej tylko za dumanie nad waszymi kompetencjami, których i tak nie posiadacie. Przekaż jej, żeby wzięła się do roboty i znalazła nowego gońca.

– A co ze Stodolakiem?

– Będzie miał sporo wolnego czasu, żeby symulować, z tym wyjątkiem, że nie za moje pieniądze, tylko ZUS-u.

W słuchawce rozległ się jęk Joanny.

– Ale on nie symuluje. Jego żona zmarła, facet się załamał. Został z dwójką małych dzieci. Potrzebuje czasu, żeby się ogarnąć.

Ku własnemu zaskoczeniu Zoltan przypomniał sobie pogodną twarz mężczyzny, którego zatrudniał dwa lata temu i poczuł znienawidzony ucisk w klatce piersiowej. Serce zaczęło mu walić jak szalone, tętno podskoczyło.

Tylko nie teraz – pomyślał i w tej samej chwili usłyszał zdumiony głos dobiegający zza szyby:

– Pana ręka...

PRYNCYPIUMTempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang