{ onziéme }

409 86 89
                                    

zachęcam do zostawienia gwiazdki i komentarza ;-)

هههه

michel stanął naprzeciwko luke'a, którego ciało drżało. była pierwsza w nocy, a pierwszą osobą, do której przyszedł, był jego terapeuta.

– dlaczego nie masz butów, luke?

– on mnie zgwałcił – hemmings zignorował pytanie.– podał mi coś i mnie zgwałcił.

– michael? luke, już rozmawialiśmy o tym, że chciałeś to zrobić z...

– rami – szepnął.– to rami mnie zgwałcił.

michel spiął się, słysząc, co mówi luke. rami od pewnego czasu robił duże postępy. głosy w jego głowie ucichły, a on sam twierdził, że czuje się znacznie lepiej i nawet dostrzegł to, że był chory. czy lekarze postawili mu ostatnio błędną diagnozę?

– dzwoniłeś do liz?– zapytał ostrożnie.

– liz nie rozmawia ze mną, od kiedy dowiedziała się o mojej psychozie i o fakcie, że raczej się z tego nie wyleczę... boi się mnie. nienawidzi mnie.

– nonsens!

– nie!– przerwał mu hemmings.– ona nie wierzy, że mam tutaj misję, że tylko dlatego tutaj jestem... oni zniszczą moje ciało, oni wszyscy! andrew miał rację, to kara za mój homoseksualizm! bóg mnie nienawidzi!

michel pokręcił głową i podszedł do blondyna, obejmując go ramionami. doskonale wiedział, że to objawy jednej z jego chorób, która musiała nasilić się, po tym, co zrobił mu rami. blondyn był zbyt wyczulony na dotyk. wzdrygnął się, ale nie odsunął.

– pozwolisz mi wykonać kilka telefonów? zadzwonię do jednego lekarza rami'ego, żeby jutro po niego przyjechali i zadzwonię po twoją mamę... chciałbyś z kimś jeszcze porozmawiać?– wyszeptał.

– michael. chciałbym porozmawiać z michaelem – wyszeptał.– on mnie nie skrzywdził, nie w ten sposób... ale nie mogę – zacisnął oczy, powstrzymując łzy.

– dlaczego?

hemmings pokręcił głową, wstydził się odpowiedzi. potrzebował clifforda jak nigdy wcześniej, ale nie w sposób, w jaki ten mógł przy nim być. westchnął ciężko i odsunął się od terapeuty, który ruszył do kuchni, żeby wykonać ważny telefon. blondyn rozejrzał się nieufnie po pomieszczeniu, w którym się znajdował. nie podobało mu się tutaj. to było nieznane terytorium. bał się, że zaraz ktoś wyskoczy zza drzwi, żeby ponownie zrobić mu krzywdę. zaczął się wycofywać, aż jego plecy nie zderzyły się z drzwiami, a wtedy odwrócił się i wybiegł z mieszkania terapeuty. przyjście do niego nie było dobrym pomysłem.

chciał biec do michaela, chciał upaść na kolana i przepraszać go za to, jak źle go potraktował. nie powinien tego robić, przecież jego odejście było dobre. miał zacząć lepsze życie. zacisnął mocno wargi i pobiegł na plażę w santa cruz.

هههه

michael siedział nad brzegiem, rozmyślając o swoim beznadziejnym życiu. plażę w santa cruz polecił mu calum, tutaj skończył jedną randkę z ashtonem. już czuł piasek w bokserkach, nie miał pojęcia, jak to było możliwe.

był potworem, który próbował odkupić swoje winy. czekał na odpowiedź luke'a przez tydzień. nawet nie wiedział, czy margo dała mu list. może zrobiła to dopiero dzisiaj? jęknął, nie lubiąc uczucia bezradności i niewiedzy, po czym opadł na piasek, prostując nogi. pozwalał, by jego nagie stopy obmywała woda, uderzająca o brzeg.
postanowił sobie, że jeśli luke nie odezwie się do niego do końca tygodnia, po prostu odpuści i wróci do omaha.

the cry of despair ✔️Where stories live. Discover now