Nie zasypiać!

4.7K 411 56
                                    

Draco:
- Czy was kurwa do reszty popierdoliło?!
- Yyy...a o co chodzi?
- Nie udawaj kurwa większego debila niż jesteś, Zabini.
- My nic nie zrobiliśmy.
- Stul pysk!
- Chcieliście go zabić? Pojebało was?
- A co mieliśmy robić, kiedy on tak po prostu przykleił się do ciebie?!
- Po pierwsze nie przykleił, a po drugie to nie jest kurwa wasza sprawa! Powiem tak: jeszcze raz włos mu z głowy przez was spadnie, a kurwa następnego dnia nie dożyjcie i mówię wam to tylko dlatego, że jesteście moimi przyjaciółmi.
-Dotarło? - nie odpowiadają, tylko wbijają we mnie wściekłe spojrzenia, co uznaję za potwierdzenie. - To świetnie. - uśmiecham się lekko i opuszczam ich. Ja rozumiem, że są moimi przyjaciółmi i pewnie są zazdrośni, ale przegięli i to bardzo. Przecież gdyby jemu coś się stało poszliby siedzieć, nie mówiąc już o tym co zrobiłby im mój ojciec, gdyby się dowiedział, że zamordowali mu idealnego syna. A to, co ja bym im za to zrobił... Wtedy ja poszedłbym siedzieć. Przecież Harry mi nie robi krzywdy. Trzeba było go prać, kiedy panowała ogólna "wojna", a nie teraz, kiedy jakoś się z nim dogaduję, choć nadal potrafi wyprowadzić mnie z równowagi. Jak dzieci... Już rozumiem, co Snape miał na myśli. Teraz widzę, jak głupie to było. Gorzej niż małe dzieci.
Pewnym krokiem udaję się do Skrzydła Szpitalnego.
- Panie Malfoy, ale...
- Nie wyrzuci mnie pani. - stwierdzam uprzejmie. Nigdzie się stąd nie wybieram, bo to się stało to także po części moja wina, poza tym i tak nie mam co robić, a przyjaciół wolę na razie nie oglądać, bo jeszcze skończyłoby się to rękoczynami.
- Coś im zrobił?
- Nic. Tylko kulturalnie im wyjaśniłem, co będzie, jeśli jeszcze raz spróbują cię tknąć.
- Co ty się tak o mnie martwisz?
- Nie martwię się, tylko ojciec ukręciłby mi łeb, gdyby tobie coś się stało. - a prawda jest taka, że chyba zaczynam cię trochę lubić.
- No i jeszcze nie miałbym się z kogo śmiać.
- Myślisz, że dałbym się zabić? To ty! Ukartowałeś to! Chciałeś się mnie pozbyć! - mówi ze śmiechem na ustach, a jego zielone oczy świecą wesołym blaskiem.
- Tak właśnie tak było, a teraz przyszedłem tu, żeby cię wykończyć. -także zaczynam się śmiać.
- A miałem cię za przyjaciela... Cóż za ironia losu.- macha teatralnie rękami, a ja widzę jak poszczególne mięśnie jego nagiej klatki piersiowej napinają się z każdym jego ruchem lub oddechem. Poppy musiała mu coś dać, bo już znacznie lepiej się czuje, ale wygląda nadal słabo.
- Czekałem na to 15 lat i wreszcie cię dopadłem Harry Potterze! - staram się brzmieć groźnie, ale przez śmiech ni jak mi to nie wychodzi.
- Draco... - zaczyna już całkiem poważnie chłopak, kiedy jego twarz przyjmuje zamyślony wyraz. Po chwili podnosi na mnie zabójczo-zielone oczy. - Zrobiłbyś to kiedyś? - w lot pojmuję o co mu chodzi. Pyta mnie, czy kiedyś bym go zabił. Łzy same cisną mi się do oczu, ale skutecznie je powstrzymuję. Czy bym to zrobił? Mógłbym? Chciałbym, żeby odpowiedz brzmiała "nie", ale nie jestem jej pewny. Nie było tak zawsze, ale bywały momenty, kiedy życzyłem mu śmierci, ale nigdy nie odważyłem się na coś takiego. Nie wiem, co mnie od tego powstrzymywało, ale dziękuję temu czemuś. Gdy teraz pomyślę, że mógłbym mu zrobić coś takiego, serce ściskami się boleśnie w piersi. On jest dal mnie jak brat. Z nikim nie spędziłem tyle czasu co z nim. Nikt nie wie o mnie tyle, co on. Nikt tak dobrze mnie nie zna. Przez te wieczne wrzaski i bójki poznaliśmy się już wystarczająco. Właściwie zastanawiam się, dlaczego my się tak nienawidziliśmy.
- Nie zrobiłem, ty też, czyli nie.
- Gdyby nie Snape...
- Było minęło, chyba że nadal chcesz mnie zabić.
- Zabić nie chciałem nigdy, choć kilka razy życzyłem ci śmierci. - zapada głucha cisza. Żaden z nas nie wie, co ma powiedzieć. Chyba pierwszy raz prowadzimy taką szczerą rozmowę i... i to jest nawet fajne. W zasadzie to bardzo rzadko, a właściwie nigdy nie rozmawiam tak z ludźmi.
- Dlaczego my się właściwie tak żarliśmy? - wypalam nagle.
- My... no... właśnie dlaczego? Kiedyś nawet się dogadywaliśmy, a potem jakoś tak się zjebało i zacząłem cię nienawidzić.
- Ale sam powód? Dlaczego? Przez te wszystkie lata tak bardzo cię nienawidziłem, ale nigdy nie zastanowiłem się nad powodem.
- Czekaj... - czarnowłosy mruży oczy, jakby bardzo mocno o czymś myślał. - Wydaje mi się, że to twój ojciec.
- Co?
- On nastawił mnie przeciw tobie i chyba tak się zaczęło. Ja wyzywałem, ty się broniłeś i... potem sam wiesz, jak to było. - co za parszywa kanalia. Mój durny ojciec chciał nas skłócić? Po co? Aż tak mnie nienawidzi, że aż musiał innych do tego przymuszać? Czy on wie, jakie zrobił mi z życia piekło? Nie dość, że kurwa własny ojciec traktował mnie jak szmatę, to kogoś, kto mógł być moim najlepszym przyjacielem, ustawiał przeciwko mnie. My nawet uwierzyliśmy w tą całą nienawiść, która była tylko wymysłem tego pierdolonego dupka. Czuję, jak do moich oczy napływają łzy, których już nie jestem w stanie powstrzymywać.
- To pieprzony dupek, który nie zasługuje na takiego syna jak ty. - od razu robi mi się cieplej na sercu. Właśnie okazało się, że mój największy wróg to była jedna wielka pomyłka. Uśmiecham się do niego, co odwzajemnia.
Rozmawiamy do późnej nocy. Nawet nie wiedziałem, że można z kimś tak długo rozmawiać i nie nudzić się, chociaż w sumie nie rozmawialiśmy normalnie od kilku dobrych lat, więc jest o czym gadać.
- Powinieneś się przespać. Wyglądasz jak zombie.
- Powiedział wampir. - prycha oburzony. To miała być zapewne aluzja do moich ulubionych lizaków. Co ja poradzę, że po prostu lubię ten smak. Uwielbiam smak krwi. Może jestem powalony, ale trudno. Moja krew nie jest taka dobra, zwłaszcza gdy wszystko mnie boli. Może mam w rodzinie wampira, może sam nim jestem, trudno. Kocham to i już!
- Ciesz się, że byle czego nie jadam, bo już byłbyś martwy. - chłopak wybucha głośnym śmiechem. Dobrze, że nikt nie słyszy tej rozmowy, bo pomyślałby sobie, że jesteśmy psychicznie chorzy.
- Dobranoc, Harry.
- Dobranoc, Draco. - postanawiam poczekać, aż zielonooki zaśnie i wtedy ulotnić się do siebie. Patrzenie na niego jest jednak bardzo męczące i już po chwili powieki same mi opadają. Staram się z tym walczyć, ale w końcu przegrywam.

Fixed relation [DRARRY]Where stories live. Discover now