Nie jestem nim już?

5.8K 407 82
                                    

Draco:
- Draco... - jęczy przeciągle gdy składam pocałunek tuż nad jego pulsującą erekcją. Uśmiecham się pod nosem i lekko dotykam ustami samego czubka, na co zaciska ręce na pościeli i odrzuca głowę do tyłu. Z każdym jego kolejnym jękiem żar w moim podbrzuszu robi się coraz większy. Patrzenie na niego, gdy leży taki całkowicie mi poddany, jest tak niesamowicie podniecające i wręcz niemożliwe, że mógłbym to robić całą wieczność. Lekko wysuwam język i przejeżdżam po całej jego długości, na co niemal krzyczy. Powoli biorę go do ust czując, jak spina się pode mną. Zaczynam poruszać głową, co powoduje serię stęknięć z jego strony.
- D...raco... nie... - ledwo wydusza pomiędzy jękami rozkoszy. Wiem, co chce powiedzieć, ale ja mu na to nie pozwolę. Przyśpieszam ruchy i zaczynam językiem pieścić jego końcówkę, przez co zaczyna się trząść w niekontrolowanych spazmach, krzycząc co chwila moje imię. Kiedy lekko przygryzam go zębami dochodzi z przeciągłym jękiem w moje usta. Bez wahanie połykam wszystko, stwierdzając, że zielonooki smakuje niesamowicie. Wracam na wysokość jego twarzy, na której widnieje mocny rumieniec, a po czole spływają pojedyncze kropelki potu. Chłopak ciężko dyszy, wciąż nie otwierając oczu.
- Ja pierdolę... - jest jedynym co z siebie wydusza. - To było niesamowite.
- Wiem. - czuję palące uczucie narastające w moim podbrzuszu coraz bardziej, gdy tak na niego patrzę.
- Dziękuję. - szepcze, przyciągając mnie do jakże namiętnego pocałunku. Gdy wyrywa mi się cichy jęk, jego język wsuwa się do moich ust i zaczyna drażnić mój własny. Czarnowłosy zwinnym ruchem wślizguję się na mnie, ocierając się o moje krocze. Wydaję z siebie zduszone stęknięcie. Po chwili jego usta wędrują na moją szyję, a potem na klatkę piersiową, po której zaczyna wodzić językiem, co powoduje, że jestem na skraju wytrzymałości. Gdy lekko przygryza moją brodawkę krzyczę z rozkoszy. Jestem już naprawdę blisko, a on w zasadzie nic nie zrobił. Wtem szybkim ruchem przesuwa się znacznie w dół, owiewając ciepłym oddechem moje, palące żywym ogniem krocze. Bez większych ceregieli, za co jestem mu niezmiernie wdzięczny, bierze go do ust. Otaczające mnie wilgotne, gorące wnętrze sprawia, że na chwilę dosłownie tracę zmysły. Przed oczami zaczynają latać mi gwiazdy. Przejeżdża tym swoim kurwa magicznym językiem po całej mojej długości i zaczyna poruszać głową.
- Kurwa...- rzucam kiedy rozkosz zaczyna panować nad moim ciałem. Zaciskam ręce w pięści, wbijając paznokcie w pościel. Jestem już bardzo blisko, gdy Harry zasysa policzki, na co dochodzę głośno krzycząc jego imię. Mrużę oczy, starając się nie zapomnieć jak się oddycha, kiedy silny orgazm wstrząsa moim ciałem. Słyszę tylko, jak chłopak opada tuż obok mnie na materac.
- Wiesz, co właśnie wpadło mi do głowy? - pyta, gdy mój oddech jest już w miarę spokojny.
- Co?
- Że mogliśmy wtedy po prostu przysunąć te łóżka, zamiast spać razem.
- I żałujesz tego?
- Żałuję, że dopiero tak późno to zrobiliśmy. - odpowiada, leniwie wtulając się w moją szyję. Gdyby nie ta cała klątwa, pewnie dalej byśmy po sobie wrzeszczeli, tylko nie tak jak teraz. Nietoperz chociaż raz się o czegoś przydał...

***
- A ci gdzie o cholery?! Malf...! - słyszę wrzask, wypadającego na korytarz profesora. Jasny szlag by to trafił. Teraz będzie się działo. Odskakujemy od siebie, ale jest już za późno.
- Załatwię to. - szepcze mi do ucha zielonooki.
- Bardzo przepraszamy panie profesorze, za spóźnienie, ale to poniekąd profesora wina?
- Moja?
- Gdyby nie ta cała klątwa, nigdy by się tak nie stało. - odpowiada i chwytając mnie za rękę, mija nieźle zszokowanego nauczyciela. Gdy wchodzimy do klasy, chce mi się śmiać. Oczywiście Harry puszcza moją rękę, żeby cała szkoła od razu nie wiedziała, co nas łączy. Najpierw musimy to powiedzieć naszym przyjaciołom, a dopiero potem reszta może się dowiedzieć. Jednak na razie stwierdziliśmy, że trochę z tym poczekamy. Zajmujemy nasze miejsca, a po chwili do klasy wchodzi wyglądający jak trup profesor. Cała klasa patrzy na niego z przerażeniem, jakby obwiali się, że zaraz zejdzie, a my zaczynamy się cicho śmiać. Ta mina jest warta każdych pieniędzy. Teraz to nasz kochany profesorek już zwariuje jak nic.
- Tak... - odzywa się po chwili nadal wbijając tępe spojrzenie w ścianę. - Otwórzcie książki i...
- Ale na której stronie? - wyrywa się jakaś Gryfonka.
- Wszystko jedno. - po klasie rozchodzę się westchnienia przerażenia. Takie zachowanie Nietoperza tłumaczy tylko, w jak wielkim jest szoku.
- Muszę pomyśleć. - siada za biurkiem i opiera się na krześle, podnosząc dłoń do czoła, jakby głowa go bolała.
- Ale go załatwiliśmy.
- Lepiej się chyba nie da, a bledszy będzie tylko jako trup. - zaczynam się śmiać, spoglądając kątem oka na załamanego nauczyciela.
Lekcja mija nam bardzo szybko na rozmowie. Oczywiście w klasie panuje zwyczajowa cisza, ale tutaj tak to już jest. Nawet gdyby Snape'a nie było w pobliżu nikt nie odważyłby się odezwać głośniej niż przyciszonym szeptem. W sumie to nawet dobrze, bo te gryfońskie małpy przynajmniej nie wrzeszczą jak zawsze. Już obydwaj wstajemy z krzeseł, aby wyjść, lecz nie jest nam to dane.
- Siad! - mówi całkiem spokojnie, ale ton jego głosu sugeruje, że lepiej go nie ignorować. Ponownie opadam na krzesło, rzucając mu zrezygnowane spojrzenie.
- Co tu się dzieje? - pyta, gdy drzwi wreszcie się zamykają.
- Profesor jest ślepy czy głuchy?
- Potter, jak ja cię zaraz ogłuszę... - syczy wściekle. Co on się tak wścieka? Przecież się pogodziliśmy i to nawet bardzo...
Szybko łapię czarnowłosego za dłoń i unoszę nasze splecione ręce.
- Wy?
- Nie kurwa nie my. - odpowiada sarkastycznie Harry.
- Kolejny durny żart, mający mnie wpędzić do grobu? - jak on mnie denerwuje. Czy tak trudno mu pojąć tak prosty fakt? Czy naprawę jego psychika jest aż tak słaba, że nie potrafi tego przyswoić i widzi w tym od razu jakieś intrygi? Tak, zacząłem z nim, bo mam zamiar go tym sposobem zabić. Dokładnie taki mam plan. Jak on mógł mnie tak przejrzeć? Teraz muszę go zabić? Czyli z nim też się prześpię. No co za chory pomysł. Takie rzeczy tylko z Mistrzem Eliksirów. Żeby mu raz na zawsze przekazać "co się tu dzieje" odwracam się do zielonookiego i pochylam się, całując jego usta długo, żeby dotarło do tego pustego łba. Gdy odrywam się od niego, zagryza wargę, a to jest po prostu kurwa! Przysięgam, że jeszcze chwila i wezmę go na tym stole.
- Dotarło? - no teraz to już po prostu pozieleniał.
- Snape, ja wiem, że jesteś homofobem, ale ogarnij to wreszcie, że jesteśmy razem w każdym tego słowa znaczeniu. Chodź. - wstaje ciągnąc mnie za rękę i wychodzi.
- Za dziesięć minut mu przejdzie i wtedy wpadnie do nas, żeby sobie powrzeszczeć. - słyszę rozbawienie w jego cudnym głosie.
- W takim razie musimy zamknąć dobrze drzwi... - szepczę mu do ucha.
- Nie idziemy na obiad?
- Obiad poczeka... Ale ja nie mam zamiaru... - tym razem mówię znacznie ciszej, muskając ustami płatek jego ucha, na co wzdryga się lekko, ponownie zagryzając wargę.
- Ale kurwa nie rób tak, bo wezmę cię na korytarzu. - chłopak wybucha śmiechem, po czym jak dołączam do niego. Może jesteśmy chorzy... Na pewno... ale na tę samą chorobę, więc wszytko w porządku. W końcu docieramy do Pokoju Wspólnego. Gdy tylko drzwi się zamykają, przylegam do niego mocno go całując. Jego ręce lądują na moim karku, a moje odruchowo oplatają go w pasie. Czuję, jak jego usta układają się w lekki uśmiech. Korzystając z okazji wsuwam język do środka i badam wrażliwe wnętrze, na co wyrywa się mu cichy jęk. Uwielbiam jego jęki. Są jak muzyka dla moich uszu i to ta najpiękniejsza. Ciepłe dłonie powoli zjeżdżają na moją klatkę piersiową, co powoduje przyjemny dreszcz. Zwinne palce od razu odnajdują guziki koszuli i zaczynają ją rozpinać. Czuję jak krew spływa do dolnych partii mojego ciała, odbierając tym powoli zdolność logicznego, albo nawet jakiegokolwiek myślenia. Jaką łatwość sprawia mu doprowadzenie mnie do szaleństwa? Jeszcze nigdy ktoś nie działał na mnie tak, jak on to robi. Dociera do ostatniego guzika i moja koszula w mgnieniu oka ląduje w kącie pokoju. Ja nie mam zamiaru tak długo się męczyć z jego okryciem, dlatego silnym pociągnięciem po prostu rozrywam je, powodując, że guziki rozsypują się na wszystkie strony. Potem machnę różdżką i koszula będzie cała, ale to potem. Delikatnie przejeżdżam dłońmi w dół jego klatki piersiowej czując pod palcami spinające się mięśnie. Czarnowłosy jęczy zadowolony, a ja zaczynam czuć, jak moje spodnie robią się ciasne. Chłopak lekko się przesuwa, ocierając biodrem o moje krocze, co powoduje nagły ścisk w moim brzuchu i zduszony jęk. Najwidoczniej zajarzył o co chodzi, bo po chwili jego ręka zjeżdża w dół, a gdy dociera do celu przygryzam mocno wargę, żeby nie krzyknąć.
- Co do...?! - słyszę nagle jakże znajomy mi już głos. Niechętnie odrywam się od rozgrzanego ciała, rzucając okiem na blondynkę stojącą na schodach. Patrzy na nas, jakby właśnie zobaczyła, co zobaczyła. Nie codziennie dowiadujesz się, że twój przyjaciel nie dość, że jest gejem, to jeszcze sypia z największym wrogiem, jakiego kiedykolwiek miał. Dziewczyna odwraca się bez słowa i biegnie po kamiennych stopniach, a my jak na komendę wybuchany głośnym śmiechem.
- Chyba trzeba będzie użyć kilku zaklęć...
- Może powinniśmy im jednak powiedzieć.
- Pewnie masz rację...
- Ty się ze mną zgadzasz?! Co się stało?
- a) masz rację,
b) chce jak najszybciej wrócić do tego, co nam przerwano,
c) już dawno przestałem się z tobą kłócić,
z) chcę móc całować cię wszędzie nie martwiąc się, czy ktoś nie idzie.
Mogłem pominąć kilka liter. - na lekko zaczerwienionej twarzy (nie mam pojęcia dlaczego) pojawia się szeroki uśmiech. Chłopak pochyla się lekko i czule całuje moje usta. Przechodzi mnie przyjemny dreszcz.
- Powinniśmy trochę się ubrać...- szepcze wprost w moje usta.
- Tylko po co, skoro i tak zaraz to z ciebie zedrę?
- Dobra, dobra, teraz napraw mi koszule. - prycham i wyciągam różdżkę z kieszeni. Jedno machniecie powoduje, że koszula ponownie ląduje na rozgrzanej klatce piersiowej.
- Dziękuje. - rusza po moje odzienie, które po chwili zaczyna na mnie zakładać. I on myśli, że ja tak oo prostu usiedzę? Odpycham jego ręce.
- Chcesz mnie tu do orgazmu doprowadzić?
- Tu? Nie. Ogólnie? Tak. - odpowiada, jak gdyby nigdy nic. W sumie podoba mi się to, a nawet bardzo, że nie mamy przed sobą żadnych oporów. Nie ważne co powie jeden, drugi po prostu odpowie, albo zacznie się śmiać, bez zgrzytów i niepotrzebnych nieporozumień. Zapinam guziki, czując jak bardzo cienki materiał parzy moją delikatną skórę. Jest połowa marca, a ja czuję się jak w lipcu. Ciekawe czyja to wina? Siadam na kanapie, a chłopak od razu zajmuje miejce obok mnie, wtulając się w moje ramię. Uśmiecham się lekko i całuję go we włosy.
- Będzie dobrze.
- Wiem. Eric i Tom wiedzą już dawno.
- Co?! Jak to?
- Pamiętasz jak wtedy przyszli, jak "uczyliśmy się" na eliksiry?
- Trudno tego nie pamiętać... Miałem ochotę ich wtedy zabić.
- Musiałem im powiedzieć... - mówi przepraszającym tonem.
- Przecież nic się nie stało. I tak by się dowiedzieli prędzej czy później. Harry?
- Hmmm?
- Bo w zasadzie nie wiem jak to z nami jest... - chłopak unosi na mnie przerażone oczy. - ...i chciałbym cię zapytać, czy zostaniesz... moim chłopakiem?
- A nie jestem nim już dawno?
- Tylko się upewniam, kochanie. - uśmiecha sie i mocniej się do mnie przytula. Od teraz oficjalnie mogę mówić do niego kochanie, chociaż wątpię, żeby szybko weszło mi to w krew. Dopiero co nauczyłem się mówić do niego po imieniu, więc z tym będzie jeszcze trudniej.
- Chyba musimy trochę poczekać, aż zjedzą.
- Poświęciłem obiad, żeby powiedzieć... - wzdycham teatralnie.
- Przykro mi, ale obecnie mógłbym tylko zrobić ci szybko dobrze, zanim ktoś by tu wpadł. - jego głos działa na mnie jak jakaś cholernie silna klątwa, a gdy jeszcze mówi jak dziwka, to już po prostu tracę kontrolę nad własnym ciałem. Nie jestem jednak w stanie w żaden sposób odpowiedzieć, bo po chwili do Pokoju Wspólnego wpadają nie tylko przyjaciele Harry'ego, ale także i moi z dosyć ciekawymi wyrazami twarzy. Pewnie Tessa napisała do niech list, albo ma jakieś telepatyczbe zdolności.
- No nareszcie! - odzywa się tuż za naszymi plecami, a ja zaczynam się zastanawiać, jak długo już tam stoi i ile słyszała.
- Chyba musimy sobie coś wyjaśnić. - zaczyna, podczas gdy reszta patrzy na nas z... dziwnymi minami.
- Siadajcie.
- No więc... Powiem prosto z mostu - jesteśmy razem.
- To było do przewidzenia.
- Było wiadomo od samego poczatku.
- Nie macie nic przeciwko?
- A co my możemy?
- Fakt - nic.
- Mam rozumieć teraz wszędzie będziecie się migdalić? - rzuca nam zrezygnowe skojarzenie Blaise.
- Przyko mi. - odpowiada Harry, po czym łapie mnie delikatnie za podbródek i całuje czule. Teraz oficjalnie jesteśmy razem, a on jest moim chłopakiem. Teraz już oficjalnie mogę go całować gdzie mi się tylko będzie podobało.

_________
Wreszcie napisałam😊 Zdawało się, że już dziś nie zdąże. Mam nadzieję, że sie wam spodoba. czeka na opinie i dziękuje za 1300 wyświetleń i prawie 300 gwizdek! Jesteście super! Do następnego! 😁😘

Fixed relation [DRARRY]Donde viven las historias. Descúbrelo ahora