Rozdział 5

736 30 4
                                    


*** PERSPEKTYWA EDMUNDA ***

Nie mogłem uspokoić ani ciała ani myśli. Zaczynało mi się robić, chodzenie po celi trochę pomagało, jednak moje ruchy krępował łańcuch zaczepiony na mojej kostce. Zmęczony w końcu usiadłem pod ścianą i po kilku minutach przysnąłem. Obudził mnie jakiś hałas, nim mój umysł zdążył się zastanowić co to w ogółem może być ujrzałem dwa minotaury. Przybysze weszli do celi fauna, rozkuli kajdanki i siłą wyprowadzili z pomieszczenia. Tumnus raczej i tak by nie był w stanie samodzielnie stanąć na nogi, wyglądał na odrętwiałego. Przez następne kilka sekund patrzyłem w aktualnie pustą cele. Wiedziałem, aż za dobrze co go teraz czeka. Zapewne zajął miejsce w sali tronowej razem z resztą pobratymców, którzy sprzeciwili się rozkazom tej Wiedźmy. Mam nadzieję, że jego stan da się odmienić, inaczej pozostanie na moim sumieniu. Nate jest narnijczykiem może on coś wie na ten temat. Odwróciłem się w jego stronę z zamiarem zapytania o to, jednak to co zobaczyłem wybiło mnie z moich rozmyślań. Kajdanki na jego kostce były pokryte szronem. Powstawała co raz grubsza warstwa szronu na metalu, do momentu otworzenia się zamka. Gdy kajdany pękły otworzyłem szeroko buzię i oczy. Byłem w ogromnym szoku i nie widziałem co powiedzieć.

- Coś nie tak? – wydawało mi się, że jest lekko wystraszony. Kiedy tu trafił emanował pewnością siebie. – Nie wiem jak ty, ale ja nie chcę podzielić jego losu. – dodał trochę spokojniej.

- Też nie chcę robić za zakurzyły posąg.

- W takim razie przybliż tu nadgarstki.

Wykonałem jego polecenie, nie byłem pewny czy mogę mu ufać, ale był moją jedyną szansą na ucieczkę stąd. I wyglądało na to, że on wie gdzie jest moje rodzeństwo. Z tego co mówił to im pomógł, więc oby tym razem ta współpraca była korzystniejsza. Złapał moje kajdanki swoimi dłońmi, a na metalu zaczął pojawiać się szron. Powtórzył to co zrobił na swoich, jednak tym razem o wiele szybciej i moje rozsypały się w drobny mak.

- Daj mi chwilę. Uprzedzam ucieczka z tego zamku może nie być łatwa ani przyjemna.- mówiąc to cały czas trzymał metalowe pręty od drzwi celi. Pod wpływem chłodu kraty zaczęły się wyginać. Po paru minutach wygięły się na tyle by mógł wyjść. - Dobra teraz te. Z tymi pójdzie szybciej są zwykłe.- oznajmił.

Miał rację. Pręty w drzwiach mojej celi odstąpiły szybciej. Zastanawiało mnie jak otrzymał ten dar i jak dokładnie działa? Ile zajęło mu nauczenie się czegoś takiego.

- Jak to możliwe, że władasz mrozem? Skąd posiadasz ten dar?- nie wytrzymałem musiałem zapytać.

- Taki już się urodziłem to dar wrodzony ale jeszcze jakoś do końca tego nie opanowałem. Po za tym to nic takiego. - odpowiedział.

Gdy pozbył się łańcucha, który był przyczepiony do mojej kostki mogliśmy się stąd wynosić. Po jego postawie wnioskowałem, że mu pewność siebie wróciła. Parę kroków później staliśmy na szczycie schodów, co oznaczało, że opuściliśmy lochy. Teraz tylko wyjść z zamku, odnaleźć moje rodzeństwo i spokój. Czyli ta najtrudniejsza część.

- Skoro tamto cię zszokowało to co powiesz teraz? – teraz byłem pewien, że odzyskał tą wczorajszą irytującą pewność siebie. – Do puki nie opuścimy zamku idź dokładnie za mną. Wyprowadzę nas stąd, ale masz być ostrożny.

Po wypowiedzeniu tych słów zmienił się w lisa. Gość przybrał formę lisa. Był zmiennokształtnym z mocą mrozu? Potrząsnąłem głową by odgonić myśli i ruszyłem za nim uważając na swoje kroki. Wyjście z pałacu i minięcie strażników trochę nam zajęło. Nie byłem w stanie określić ile dokładnie czasu, ale więcej niż się spodziewałem. Po opuszczeniu murów twierdzy musiałem zamrugać kilka razy ze względu na oślepiające światło, które odbijało się od śniegu. Po przejściu jakiś dwudziestu może trzydziestu metrów Nate znowu przybrał ludzką postać. Przyjrzałem mu się uważnie. Jakby wyczuł, że to robię gdyż on również spojrzał na mnie.

Dawno Temu (Zakończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz