Dzień w nocy

133 6 3
                                    

Dobrze pamiętam wczorajszy wieczór. Miałem u jednego typka być gościem na livestreamie. Bieganie w świecie kolorowych klocków, typowa rozrywka dla młodszych osób, ale i starsi uwielbiają tę grę. Ma ona już 7 lat, więc jakieś wspomnienia z okresu wczesnego dojrzewania z nią posiadam.
- No, stary, nie dam rady dziś - napisałem mu.
- ? - jego krótkie pytanie, witamy w świecie współczesnego czatowania.
- Wykończony jestem przez chorobę, jest godzina 20:00 a ja idę umierać w łóżku.
- :/ - no, przynajmniej tym razem odpisał mi dwoma znakami, a nie jednym.

Pogadałem jeszcze z Dziewczyną przez telefon, po czym włączyłem sobie film o pajęczych zdolnościach dzieciaka, żeby mieć przy czym zasnąć. Wytrwałem jednak do jego końca. Zasnąłem na napisach, z muzyką, której nigdy wcześniej nie słyszałem. Zresztą, kto by czekał do samego końca filmu, którego fanem nie jest.

W końcu padłem. Nareszcie. Upragniona wolność od bólu, jaki zadaje memu ciału przeziębienie. Odpoczynek od kichania, parskania, smarkania, migreny, problemów z oddychaniem. Otwieram nieświadomie już usta, dzięki czemu dotlenianie organizmu wciąż trwa, a mój nos udaje się na zasłużoną sjestę.
- Piotrze, czyżbyś myślał, że to koniec? - pytam samego siebie, po czym dodaję - O nie, mój drogi, tak łatwo od choroby nie uciekniesz.

Pierwsza pobudka. Wydaje mi się, że jest ciemno, choć nie do końca jestem tego pewien - mam do cholery zamknięte oczy, nic nie widzę. Zbyt wykończony, by je otworzyć. Nie za dobrze spałem. Poprawiam poduszkę - składam ją na pół, by była twardsza, a także odwracam, by była chłodniejsza. Ot, taka chwilowa przyjemność, każdy z nas to uwielbia.

- Panie Piaskowski, chcesz pan podwózkę do domu? - pytam.
- A nie tam, piechotą pójdę - odrzekł.
- Jak zawsze - odpowiadam zniesmaczony - No to chodźmy przynajmniej do małego sklepu obok. Tata mnie stamtąd odbierze autem.

Ruszyliśmy na drobne zakupy - dzień jak co dzień, nic szczególnego. Ukazały mi się ceny na całkiem zadowalającym poziomie. A to jakieś bułeczki, a to wielkie napoje za 3 zł, no głównie spożywcze rzeczy. Jednak coś przykuło moją uwagę na tyle, by podejść bliżej - promocja na czekoladę. Nie była ona wybitnej jakości produktem, ale możliwość nabycia jej bez wydawania dodatkowych pieniędzy sprawiła, że cebula zaczęła płynąć szybciej w moich żyłach. Warunkiem była znajomość aktualnych wydarzeń sportowych. Wystarczyło podać wynik meczu kogoś i kogoś - nie zapamiętałem, zresztą co mnie obchodzi piłka nożna, to nie moje hobby. Co innego, jeśli chodzi o obecnego obok pana Piaskowskiego - mój rówieśnik (jedyny, z którym jestem na "pan" - mimo, że byliśmy przyjaciółmi z jednej klasy, od zerówki do końca gimnazjum) był wielkim znawcą tej dyscypliny i jej zawodników, rzekłbym wręcz, że był koneserem. Chyba, że koneserzy są tylko od wina, nie wiem, po prostu ładne słowo mi przyszło do pustej głowy.

Moje cebulactwo podsunęło mi znakomity pomysł - po prostu wyszukać w internetach błyskawicznie ten wynik. Nim jednak to zrobiłem, usłyszałem jak ekspedientka chwali pana Piaskowskiego za prawidłowy wynik i wręcza mu darmową czekoladę. Włączył mi się syndrom drobnej zazdrości, ale odpuściłem - kwestia czasu i otrzymam tę słodycz również i ja. I proszę, moim oczom skierowanym na telefon ukazały się dwie wielkie cyfry, oddzielone dwukropkiem - trzy i zero. Jako, że byłem tuż za moim kolegą, zadowolony podchodzę do kasy. Nie wiedziałem, że to, co mnie teraz czeka, będzie czymś więcej niż zwykłym zaspokojeniem potrzeby, jaka występuje przy wysokiej zawartości cebuli we krwi.

Z tego samego boku, na który odszedł pan Piaskowski, podbiegła do kasy starsza, nieprzyjemna kobieta o blond włosach do ramion. W pierwszej chwili miałem takie trzy kropki na twarzy.
Pomyślałem - "nie no, ekspedientka mnie widziała, więc pewnie poprosi ją na koniec kolejki". Ale oczywiście nie. Zgodnie z moim legendarnym fartem wszystko musi działać przeciw mnie. Klasycznie. Prawa Murphy'ego to pikuś w porównaniu z tym, co mi się przytrafia. Poczułem ogarniające mnie zirytowanie i potrzebę wyduszenia z siebie czegoś więcej niż dwutlenku węgla. Otworzyłem usta i zacząłem przelewać na głos swoje niezbyt sympatyczne przemyślenia:
"Wydaje mi się, że jakaś pani (w myślach - kurwa) mi się tu bezprawnie wpierdoliła do kolejki".
Zostałem jednak olany - autentycznie, moje narzekanie nie zostało w żaden sposób wzięte pod uwagę, ni przeprosin, ni nawet krytyki - ekspedientka normalnie ją zaczęła obsługiwać, jak gdyby nigdy nic. Jakbym nie istniał. Nie znoszę być tak traktowanym. Złości przybyło mi jeszcze więcej - no ludzie, tata miał przecież podjechać. To kolejna rzecz, której nienawidzę - gdy ktoś musi na mnie długo czekać.
Ekspedientka poprosiła nas, klientów, o opuszczenie sklepu, bo musi wyjść z obsłużoną przed chwilą kobietą - zachowywały się niczym psiapsiółeczki. Dodała też, że sklep poniesie 50% kosztów naszych zakupów w ramach rekompensaty. Po raz kolejny cebula się we mnie obudziła. Niby z jednej strony powinienem wrócić z tatą, ale z drugiej czekało mnie wszystko, co zechcę, za pół ceny. No i ta czekolada do cholery!
Tu wzięła górę złość. Oszukałem algorytm bycia Polakiem. Porzuciłem zasady, jakimi kierują się typowi ludzie mojej narodowości. Cebula zaczęła odpływać, krew zaczęła przypływać. Krew, która niosła ze sobą gniew, nienawiść, chęć zajebania komuś. Dla człowieka, który stara się jednak żyć w sposób prawy, jest to swego rodzaju zguba. Z drugiej strony, uczucie bycia złym, ochota na zniszczenie lub okaleczenie, pragnienie zobaczenia krwi - to wszystko potrafi czasami nawet podniecić...

Słodkie.

UmywalkaWhere stories live. Discover now