Rozdział 12- Równowaga

39 4 5
                                    

-Thunder. Wszystko dobrze? Byliśmy zajęci korepetycjami z Gregiem. Wiesz jaki on jest słaby. Nie zauważyliśmy jak te psy wchodzą- to był głos ojca Thundera. Ale dziś na pewno ma jeszcze lekcje, więc co robi w domu? Starałem się opanować oddech, by nie zdradzić swojej obecności.

-Nie uważasz, że to źle porównywać ich do psów?

-Masz rację. Cieszę się, że jesteś cały. A co z tym drugim?

-Znaczy?-spytał Thunder, a ja wiedziałem, że chodzi o mnie.

-No tego twojego kolegę. Louisa.

Wzdrygnąłem się lekko poruszając szafą. Choć nie widziałem, co się działo to byłem pewny, że Thunder ma ten swój szelmowski uśmiech na twarzy.

-To Damien.

Ojciec Thundera ucichł na chwilę. Nadal nie chciałem się wychylać, bo nie usłyszałem zatrzaskiwania drzwi ani ich skrzypienia.

-Co się stało? Zazwyczaj jesteś bardzo głośny ze swoim krzykiem- mruknął Thunder.

-Ostatnio się uśmiechałeś, gdy grałeś na organach- ucichł z jakiegoś powodu.

-Jeśli to wszystko, to możesz już wyjść- wtedy usłyszałem westchnienie i kroki ojca kierowały się już do drzwi, gdy... O. Jaka fajna koszulka z wilkiem. A. 

-To co z nim?

-Nie wiem- powiedział z dezaprobatą Thunder na pytanie belfra.

-Twoja szafa jest dziś bardzo głośna- kroki zaczęły kierować się w moją stronę.

-Czekaj!-Thunder chyba złapał go za ramię. Schowałem się za jakimś płaszczem.

-Nie bądź głupi. Przecież czuję jego zapach.

-Jadłem ser ok?- starał się zachować spokój.

Wyobraźcie sobie moją minę, gdy powiedział, że czuję mój zapach. Stała się niezrozumiałym w intencjach grymasem, mówiącym co do cho...?! Moje rozważania przerwała odpowiedź Thundera. Przecież dziś nie jadłem sera. To dlatego tak słabo biegłem.

-Możesz już wyjść Damien- odsłonił mnie, biorąc płaszcz na bok. Jego wzrok był surowy. Thunder zastygł w minie wystraszonej dziewczyny, a potem odchrząknął i założył ręce z cynizmem wyrytym na twarzy jak na marmurowej płycie, nie do zdarcia. Postanowiłem wziąć inicjatywę i udać, że zostałem uderzony mocno w głowę.

-To już Narnia?! O nie. To ty. Jak ty masz na imię? Tundra!- zacząłem łazić wokół Thundera.

-On jest pijany? Głupie pytanie. Nic od niego nie czuć. Podobnie jak krwi. Mieliście szczęście, ale co na Boga on robi?

-Jego pytaj-odrzekł Thunder, będąc przerażony tym co odwalam, ale muszę grać rolę do końca. Po chwili rzuciłem się na ziemię.

-Słaby z niego aktor- dodał Thunder, patrząc na ruszające się[zamknięte] powieki.

-Po co wrzuciłeś go do szafy?

-Wierzyłem, że jesteś głupszy niż ameba i wiedziałem, co się zacznie- po tej wypowiedzi Thunder zmienił głos i zaczął udawać ojca i matkę.

-Thunder i Damien są w pokoju. Na szczęście nic im się nie stało- przedrzeźniał tubalny głos ojca.

-Oh. Naprawdę?! Więc to już wiadome? Są przyjaciółmi na dobre i na złe?! Chcecie coś jeść?Może kaszankę albo pójdę po chipsy, bo wy lubicie takie śmieciowe jedzenie. Co z tego, że jestem wegetarianką, ale ty zaczynasz zawiązywać społeczne relacje! Trzeba to uczcić!-tym razem był to wręcz piskliwy, wysoki głos. Naprawdę jego mama tak się ekscytuje? 

Thunder Alojzy Lupus[korekta]Donde viven las historias. Descúbrelo ahora