Rozdział 11

123 10 0
                                    

Obudziłam się w swojej komnacie. Powoli otwierając oczy zobaczyłam, że przy moim łóżku siedzi Aishia, a w rogu pokoju stoi Vincent. Kiedy zobaczyła, że się ocknęłam uśmiechnęła się szeroko.
-Witamy z powrotem El- powiedziała.
Podniosłam się do pozycji siedzącej. Spojrzałam na brzuch. Ani śladu po ranie, ale i tak czułam ból. Do łóżka podbiegł Vincent.
-El? Jak się czujesz?- pytał.
-Nadal trochę boli, ale jest dobrze- odpowiedziałam.
-Uleczyłam Twoją ranę kiedy byłaś nieprzytomna. To dlatego nadal Cię boli. Za jakiś czas przestanie- powiedziała Aishia wstając.
Nagle do komnaty weszła Undyne.
-Pani- powiedziała salutując.- Mam... Dobra i złą wiadomość. Udało nam się odeprzeć atak nieprzyjaciela, ale... Mamy ogromne straty w ludziach i dużo rannych.
-Dziękuję Undyne. Zajmę się rannymi- odparła Aishia.- Spocznij Un.
-Tak jest, Pani.
Undyne wyszła z komnaty, a za nią Aishia. Zostałam sama z Vicentem.
Chłopak usiadł ma miejscu Aishi.
-Martwiłeś się?- zapytałam.
-Tak.
-Dlaczego?
-Lubię Cię. Jesteś jedynym gadającem kotem jakiego znam- zaśmiał się.
-Hehe. Dzięki.
Zaczęliśmy się śmiać. Po chwili przestaliśmy i Vincent zaczął drapać mnie za uchem. Moje mruczenie rozległo się po komnacie. Widziałam jak się uśmiechnął. Nagle ktoś wszedł. Vins odwrócił się. To był William.
-Hej Elaris- powiedział.
-Hej.
-Jak się czujesz?- zapytał siadając po drugiej stronie łóżka
-Dobrze.
Nastała niezręczna cisza.
-Chyba wam przeszkodziłem, co?- zapytał uśmiechając się.
-Nie, nie. Skądże- odpowiedziałam razem z Vincentem.
William się zaśmiał.
-Mówicie se co chcecie. Ja tam swoje wiem- powiedział.- Spokojnie Vins mi też się podoba.
-Zamknij się... Może idź do dzieci?- zaproponował Vincent.
-Moje dzieci bawią się z małymi potworami. Oprócz Jasper'a. Ten to tylko stoi pod ścianą.
-W takim razie idź się pocieszyć na osobności własnym ciałem przy zdjęciu Clary- powiedział zniecierpliwiony Vins.
William zdenerwowany wstał i wyszedł. Popatrzyłam na Vincenta, a on na mnie.
-Kim jest ta Clara?- spytałam siadając na brzegu łóżka.
-To...- przeciągnął.- Była żona Will'a. Zostawiła go po tym jak... Jego dzieci zginęły.
-Co się z nimi stało?- pytałam.
-Em... Wszystkie zgniecione w kostiumiach robotów- powiedział.- Ciągle się obwinia, że to była jego wina.
-Dlaczego?
-Bo to on je zbudował.
-Rozumiem- westchnęłam.
Vincent wstał i wyciągnął rękę w moją stronę. Spojrzałam na niego, po czym na moim pysku pojawił się koci uśmiech. Złapałam go za dłoń, a on podciągnął mnie do góry. Kiedy stanęłam zachwiałam się. Chłopak wziął mnie za ręce.
-Ostrożnie- powiedział Vins.
Zrobiliśmy kilka kroków i znów zakręciło mi się w głowie. Straciłam równowagę i przewróciłam się, pociągając Vincenta za sobą. Wylądowaliśmy obok siebie na podłodze. Od razu zaczęliśmy się śmiać. Leżeliśmy tak jeszcze przez chwilę, po czym Vins wstał i pomógł mi się podnieść.
-Może lepiej będzie jeśli jeszcze trochę poleżysz?- zapytał.
-Wiesz, też się nad tym zastanawiam- odparłam.
Vincent posadził mnie na łóżku, a ja położyłam się na nim, zwijając w kłębek. Znowu ktoś wszedł. Znowu William.
-Vincent- mruknął zdenerwowany.- Chodź ma słówko.
-No dobra- odparł wstając.- Zaraz wrócę Elka.
-Dobrze- powiedziałam.
Chłopaki wyszli razem. Zaczęłam turlać się na łóżku z nudów. Usłyszałam ich rozmowę.
-Rączki Cię świecieżbią?- zaczął Will.
-Em... O co Ci chodzi?
-O to, że Elaris jest moja.
-Hola, hola! Od kiedy niby? Elaris nie jest jakąś rzeczą! To żywe i najbardziej interesujące stworzenie jakie w życiu poznałem- powiedział Vins.
-I jedyne- dodał William.
Usłyszałam warknięcie Vincenta.
-Kocham ją, wiesz?
-Ta- przedłużył Vincent.- Akurat kiedy zacząłem się z nią dogadować, tak? Kto próbował ja umyślnie dźgnąć kiedy okazało się, że jest potworem?! Ty, idioto!
-Zamknij się!
-Jesteś po prostu chorobliwie zazdrosny, bo Clara Cię zostawiła!
Zmartwiona, chwiejnym krokiem podeszłam do drzwi i wyjrzałam przez nie. Vincent i William stali na przeciwko siebie. Vins po chwili wyciągnął nóż.
-Nie chcę tego robić stary przyjacielu- powiedział.
-Dawaj- odparł Will.
Vincent westchnął, po czym ruszył w jego stronę.

Wśród ludzi [Zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz