Kochać - Kopciuszek

118 25 3
                                    


 Kopciuszek nie kochała księcia.

Nie wiedziała tylko, czy lepiej pasowało tam słowo "już", czy "nigdy". Jedno tylko było pewne - nie żyła długo i szczęśliwie. Całe dnie spędzała w komnacie, której już dawno nie dzieliła z małżonkiem. Myszy i ptaki poumierały lub przestały do niej przychodzić, sama już nic nie wiedziała. Pozasuwane kotary odgradzały ją od reszty świata grubą, nieprzepuszczającą światła warstwą materiału, pozostawiając dziewczynę samą ze sobą. I wspomnieniami, wyblakłymi fotografiami minionych zdarzeń, które najchętniej porwałaby na kawałki i wrzuciła w ogień.

Wciąż pamiętała swoją piękną, srebrzystą niczym księżyc suknię lśniącą blaskiem świateł płomieni świec igrających z wiatrem. Powietrze przesiąknięte muzyką, drżące z podniecenia. Dobiegające z oddali rżenie koni, bliżej rozmowy ludzi. Zimne szklane pantofelki na stopach.

Gdyby mogła zmienić czas, stłukłaby je, póki było można.

Doskonale pamiętała moment, w którym zobaczyła ją. Czarne włosy delikatnie opadały jej na ramiona, kontrastując z jasnozieloną sukienką. Wirowała w tańcu z jakimś mężczyzną, lecz Kopciuszek nie widziała jego twarzy. Zresztą, nawet jakby stanął przed nią, nie zauważyłaby go. Całą jej uwagę skupiła brunetka, jej śmiech brzęczał w uszach blondynki, a roześmiana twarz rozjaśniała także jej oblicze.

Przez cały bal zwracała uwagę tylko na nią - mimo rozmów z księciem, mimo tańców, mimo piękna otoczenia. Nie było nic bardziej wartego spojrzenia Kopciuszka niż jej własna siostra.

Dziewczyna westchnęła. Później wszystko zniknęło, jakby to był tylko czar, tylko sen. Może właśnie był? Słodkie marzenie, które zmieniło się w najgorszy koszmar. Po jej twarzy spływały wielkie jak groch łzy, kiedy w myślach przerzucała kolejne fotografie pamięci.

***

Wróciła do domu koło pierwszej nad ranem. Bal jeszcze trwał, muzyka grała, ludzie śmiali się i tańczyli. Niech żyje bal! Ona z powrotem usiadła w swoim kąciku koło pieca, szukając odrobiny ciepła - i fizycznego, i duchowego. Rozgrzewające ją wspomnienia minionych godzin stawały się coraz chłodniejsze, przynosząc realną ocenę sytuacji. Kopciuszek wiedziała, że nigdy więcej nie zbliży się do Gryzeldy. Że będzie patrzeć z dołu, z cienia, jak zakochuje się, wychodzi za mąż, wychowuje dzieci, wciąż pomiatając nią jak śmieciem. To... To bolało. Bolało bardziej niż siniaki na żebrach po tym, jak skopała ją parę lat wcześniej. Bardziej niż ból złamanej ręki, który odczuła po niedawnym upadku ze schodów.

Złamane serce bolało o wiele, wiele bardziej.

Może dlatego powiedziała siostrze prawdę o swoich uczuciach. Może dlatego pozwoliła spoliczkować się tak mocno, że upadła. Może dlatego bezczynnie wysłuchała jej pełnego obrzydzenia głosu, który oznajmiał jej, jak okropna i... zbrukana... jest. Może dlatego.

Przecież nie mogło boleć już bardziej... Prawda...?

Nie miała obiekcji przed poślubieniem księcia. Nie miała już serca, które mogłoby podpowiedzieć, że to nie na niego czeka. Wystarczyło jej tylko to, że chciał zostawić ją w spokoju - kochać, po raz pierwszy w życiu ktoś chciał ją kochać, pozwolić żyć.

Ona też chciała żyć.

Drżącymi myślami zamknęła swój album pamięci. W uszach jej dzwoniło, jak często ostatnimi czasy. Położyła się na wznak i zamknęła oczy.

Otworzyła je dopiero, gdy poczuła na policzku delikatny dotyk dłoni. Przed jej oczami stała czarnowłosa kobieta w zielonej sukni, z czułym uśmiechem na ustach.

- Gryzelda...

- Cś. Nie mów już nic, Kopciuszku - zaśmiała się lekko, jakby to był ich mały, zaufany żart, a nie obelga, którą obrzucała ją tyle lat. - Śpij dobrze. Kocham cię.

- Ja też cię kocham.

***

Książę Karol stał w drzwiach zacienionego pokoju i wpatrywał się w blondynkę mówiącą coś pod nosem i uśmiechającą się do siebie czule. Ataki zdarzały się coraz częściej, a on nie mógł sobie wybaczyć tego, że nie wiedział, jak pomóc ukochanej.

- Śpij dobrze. Kocham cię.

Nie doczekał się odpowiedzi.

Nikt nie wierzy w baśnie || one - shotyWhere stories live. Discover now