Rozdział trzeci

91 7 3
                                    


     Tym razem Ania i Wicher skierowali się w to samo miejsce, gdzie rosły soczyste jabłka. Kiedy mijali kościółek, dziewczyna przypatrywała się starym, porośniętym mchem kamieniom tworzącym murek wokół budowli. Bardzo podobał jej się styl, w jakim kościół został wzniesiony. Miało to miejsce już prawie sto pięćdziesiąt lat temu, można więc było wyczuć tutaj ducha starych tradycji. Lekki dreszcz przeszywał Anię, jak i wielu innych, którzy zechcieli odwiedzić zarośnięty cmentarz z kamiennymi krzyżami, które ledwo wystawały ponad pagórkowatą ziemię - efekt układania niedbale jednych grobowców na drugich.

     Kiedy Wicher obszedł budynek dookoła, oczy obojga przyjaciół skierowały się na ogromną łąkę. - Co się tu stało? - wykrzyknęła Ania. Połowa polany była zajęta przez ogień. Dziewczyna rozejrzała się szybko wokół, następnie zamknęła oczy i policzyła do trzech. Kiedy je otwarła zorientowała się, że to wcale nie był sen. Łąka stała w ogniu, który zaczął już zbliżać się do rozległych konarów jednej z jabłonek. Wicher niespokojnie przestępował z nogi na nogę, dym wdarł się do jego nozdrzy i koń czuł się nieswojo. Dziewczyna zebrała wodze i pochyliła się, aby móc przemówić do wierzchowca - Jedź do domu, najszybciej jak potrafisz! - krzyknęła, po czym mocno docisnęła łydki do jego boków. Kiedy tylko rumak odwrócił się, wypuściła duży fragment wodzy z dłoni dając mu możliwość do swobodnego galopu. W mig rzucił się do biegu i nie zatrzymywał się do momentu, w którym nie znaleźli się przy stajni. Ania wyrzuciła nogi ze strzemion i w moment znalazła się przy pierwszym stopniu schodów. Zmierzyła go wzrokiem, potem następny, a chwilę później już była na ostatnim. Z impetem otwarła drzwi prowadzące do mieszkania i wpadła prosto na chłopaka, który zamierzał udać się w przeciwną stronę. Nie zwróciła na niego uwagi, ponieważ co chwila do ciotki przychodził któryś z gości pensjonatu żeby zapłacić za pobyt lub zadać jakieś pytanie.

     Minęła go z przepraszającym wyrazem twarzy i znalazła się na środku salonu. - Pożar! - krzyknęła - Łąka się pali! - miała nadzieję, że ciotka jest gdzieś w pobliżu i zaraz się pojawi. Niestety tak się nie stało. Za to chłopak, którego spotkała w drzwiach podbiegł do niej i złapał ją za rękę mówiąc: - Pani domu chwilowo nieobecna, właśnie miałem ją o coś zapytać ale okazało się, że nie ma jej u siebie. Gdzie ten pożar? - zapytał, prowadząc ją do wyjścia. - Na łące, obok kościoła - odpowiedziała Ania - co zamierzasz zrobić? - zapytała, zbiegając za chłopcem po schodach. - Biegnij do stajni, zaprzęgnij dwa konie do tego starego powozu, który tam widziałem. - krzyknął, po czym sam gdzieś pobiegł. Ania nie wiedziała po co mają korzystać z powozu. Działając pod wpływem impulsu zrobiła to, o co ją prosił. Kiedy konie był już gotowe, zobaczyła jak chłopak nadbiega dźwigając beczkę wody. Za chwilę przyniósł następną. Za nim biegło kilka osób z naczyniami pełnymi wody. Wskoczyli do powozu, a chłopak dowodzący zespołem złapał za lejce. Popędził konie i pięć minut później znaleźli się przy kościółku.

     - Woda idzie do budynku, trzeba go oddzielić od łąki! - wydał rozkaz tajemniczy pomocnik, po czym szybkim ruchem wyciągnął łopatę z wozu i razem z kilkoma innymi osobami rzucił się do przekopywania rowu pomiędzy budowlą a polem. Po chwili jednak powrócił i wydał wskazówki tym, którzy próbowali dostać się do środka głównymi wrotami. - Nie tędy, wejdźcie przez mieszkanie księdza! Jest tam bieżąca woda, ugasimy wnętrze kościółka. - rzekł, po czym podbiegł do tylnych drzwi budynku. Otwarł je bez problemu i zaczął prowadzić grupę przez korytarze. Słyszeli krzyki z zewnątrz, kiedy podążali za przewodnikiem. Kiedy dotarli do mieszkania szybko odnaleźli małą kuchnię i zaczerpnęli wody z kranu do naczyń, które mieli ze sobą. Pobiegli z powrotem na parter, po czym przedostali się do zniszczonej kaplicy. Główna nawa była lekko spalona przez płomienie, które zniszczyły już całą nawę boczną. Grupa rzuciła się do gaszenia pożaru. Ania spojrzała w stronę pomocników, ale nagle wszystko zaczęło robić się coraz ciemniejsze. Usłyszała jeszcze jak ktoś krzyczy, inna osoba chyba złapała ją za ramię... Nic. Nic już nie widziała, nie czuła, nie słyszała. Cały świat przestał ją obchodzić. Co się stało?

Z wiatrem - Ania i konieOù les histoires vivent. Découvrez maintenant