Ludzki Odruch - V

409 58 41
                                    

    Otworzył zaspane oczy, ale blask dnia, który przepuszczał cienki materiał zmusił go do ponownego ich zamknięcia. 

    Ziewnął powoli obracając się na plecy. Znów spróbował otworzyć oczy, ale światło dalej go raziło. Podparł się na łokciach z przymrużonymi powiekami, żeby zaraz spróbować zrobić to powoli. 

    Z trudem udało się. Pomrugał. 

    Obok niego w śpiworze spał Hubert. Dawid chwycił jedną ręką koszulkę, na której spał, a następnie narzucił na siebie czarną bluzę. Wyszedł z namiotu do przedsionka podciągając rękawy. Obok białego pyłu z tlącymi się węgielkami leżał Michał, mając pod głową swoją torbę. Zaraz potem zobaczył Ordyńskiego, który oparty o jedną z beli od drzwi obserwował czy nie nadchodzi żadne niebezpieczeństwo. 

   Dawid nałożył na siebie świeże, czyste skarpety, na nie nałożył wczorajsze. Dopiero wtedy włożył nogi do opinaczy. Rany już odpoczęły i prawie całkiem zagoiły, wiec chłopak nie czuł najmniejszych problemów nosząc buciory, puki co, jednak rozwiązane. Wyszedł na zewnątrz. Rozciągnął się. Przyjemnie było się wyspać. Podszedł do Kuby.

    -To jak? Idziecie ze mną? - Kuba wiedział o co chodziło Dawidowi. Nie chciał stać w miejscu, musiał iść do Bolesławca. Do rodziny. Do Wiktorii.

    -Mówiłem ci. Za tobą wszędzie. Wiem, że to ryzykowne.

    -Bardzo ryzykowne - nadpisał Dawid.

    -Wiem. Nie musisz nam tego powtarzać. Chodzi o to, że Michał nie ma zamiaru się stąd ruszyć. Tu naprawdę jest bezpiecznie.

    -Racja. Przed małymi grupkami nie musicie uciekać, ale co jeżeli przypadkowo trafi na nas horda?

    -Nie trafi. One trzymają się miast i większych wsi... Nie... To nie miało by sensu... Swoją drogą... - zmienił temat - W nocy wypatrzyłem sarnę. Prawda. Jestem leniem i nie mam najmniejszej ochoty iść po nią sam. Poza tym w nocy byłoby to równoznaczne z samobójstwem. Pobudzisz chłopaków? Wyszlibyśmy zanim Ghule się za nią zlecą.

    Dawid bez odpowiedzi podszedł do Michała, kucnął i szturchnął go w bok. Ten podobnie jak jego dręczyciel powoli i niechętnie otwierał oczy. Spojrzał na niego.

    -Kto ty... Dawid?... aaa... Dawid - mówił zaspanym głosem.

    -Taaaak... Daaawid... - przedrzeźniał przyjaciela chłopak. - Nie ma czasu na spanie. Wychodzę z Kubą po jedzenie. Budź Junka i pilnujcie domu. Jasne?

    -Mhm... - powiedział Michał obracając się na drugi bok. Dawid zauważył kubek wody leżący obok niego. Odruchowo chciał go na niego wylać, ale zdał sobie sprawę jakie to byłoby marnotractwo.

    -Wstawaj a nie. Nie zostawimy domu z dwójką śpiących ludzi - powiedział uderzając go z pięści w bark. Twarz Michała wygięła się w grymasie. Udało się. Trafił między mięśnie. 

    Podniósł plecak leżący obok ogniska. W tym czasie Kuba wziął zdjął kilka ususzonych kawałków mięsa - śniadanie - i podniósł swój łuk refleksyjny. Gdzieś w obozie leżał drugi, tamten pewnie należał do Michała, który już wstał, aby rozetrzeć bolące ramię. 

    Oboje wyszli z obozu. Dopiero co obudzony chłopak dorzucił chrustu do żaru, a na ogniu nastawił stalowy osmalony czajniczek.

    Był bardzo wybredny. Jednak po głębszym zastanowieniu, wyszło mu to na dobre. Niechęć do dużej części dań zmuszała Michała, aby sam eksperymentował z gotowaniem. Co z tego wyszło? Mały kucharz. No nie taki mały. O kilka centymetrów wyższy od Ordyńskiego, ale to nie wpływało na jego prawie idealny smak potraw. Do tej pory zastanawiało Dawida skąd ma przyprawy, ale zapomniał o to spytać. 

DNI KOŃCA Tom I - Ziarno RozpaczyWhere stories live. Discover now