| 1 - because I am my own god |

2K 292 28
                                    


To był tylko następny dzień.

Kolejny, gdy zasypiał wtulony w plecy swojej starszej siostry, próbując przykryć ją swoją większą sylwetką. Zamknąć jej drobniejsze, zmęczone ciało w swoich ramionach, chowając przed spojrzeniem ojca. Byle jego przekrwione oczy jej nie dosięgnęły.

Rodzeństwo skurczyło się na wspólnym materacu, przyjmując pozyję embrionalną. Gdyby tylko było możliwe zmniejszenie się do zera. Zniknięcie. Byle nie prowokować, nie narażać się, nie wszczynać kłótni.

W cichym pomieszczeniu odgłos przełykanego alkoholu był niemal nieznośnie głośny. Brzęczał w uszach Taehyunga, jak niekończąca się, upiorna kołysanka. W ich małym, zatęchłym mieszkaniu, zapach alkoholu wręcz zatykał nozdrza. Mimo odruchów wymiotnych, chłopak przymknął mocniej powieki, próbując zmusić się do odrobiny snu.

A może powodem, dla którego nie mógł zasnąć, był ściśnięty ze strachu i głodu żołądek.

Taehyung przytulił dziewczynę jeszcze ciaśniej do siebie. Nie wiedział czy tym gestem chciał dodać otuchy jej, czy sobie. Byli tak blisko siebie, że mogliby uchodzić za jeden organizm. Z jednym wspólnym, przeraźliwie szybko bijącym sercem. Które podskakiwało, gdy zza pleców dobiegał jakikolwiek szmer, stukot kroków, głośniejsze przekleństwo. Oboje starali się oddychać cicho, jak najciszej. W desperackiej próbie zlania się z materacem i okrywającym ich ciała cienkim kocem.

W momencie, w którym Taehyung przestał wierzyć, że alkohol zniknie z ich lodówki jako produkt świetny na śniadanie, obiad i kolację, zaczął modlić się do Boga za każdym razem, gdy ojciec sięgał po trunek, by mężczyzna spił się do nieprzytomności. Upadł na podłogę bezwładnie, nie będąc w stanie unieść nawet pojedynczego palca.

j u ż n i g d y.

Poczucie winy za podobne myśli nigdy go nie opuszczało. Były one sprzeczne z jego wiarą, niemoralne. Po prostu złe. Nienawidził siebie za nienawiść, której nie był w stanie pohamować.

Ale to wszystko zaczynało go przerastać. Czasami przepraszał swojego boga bez końca, leżąc i licząc sekundy do rana, czasami pomiędzy przeprosinami pytał się go, dlaczego.

Dlaczego to wszystko musiało się przydarzyć właśnie im. Dlaczego jego matka musiała umrzeć. Dlaczego dobrym ludziom na tym świecie przydarzały się złe rzeczy. Dlaczego nikt nigdy nie spróbował im pomóc, jakby ich sąsiedzi i nauczyciele tracili wzrok za każdym razem, gdy chodzili głodni, z dziurawymi rzeczami, siniakami na ciele. Dlaczego kiedyś dzieci były dla niego takie okrutne, by nabijać się z pary spodni noszonych przez większą część tygodnia. Dlaczego jego siostra wciąż się uśmiechała tym złamanym, krzywym uśmiechem, maskując, ile rzeczy za nim było po prostu nie w porządku.

D L A C Z E G O.

A im starszy się stawał, tym pytania się mnożyły, powielały, a odpowiedzi na nie stawały się coraz trudniejsze. Kiedyś myślał, że z wiekiem nadejdzie cała wiedza o świecie, ale zamiast tego rzeczy stawały się gorsze i bardziej powikłane. A on – choć powinien być wielkim i odpowiedzialnym dorosłym – czuł się niesamowicie mały wobec przytłaczających problemów.

Najgorszym, najbardziej okrutnym uczuciem w tym wszystkim była bezsilność; oplatała twoje mięśnie, zamykała się w leniwym uścisku, nie pozwalała ruszyć z miejsca, znaleźć wyjście z problemu. Im dłużej myślał nad możliwymi rozwiązaniami, tym ta bardziej go wiązała w swoich sidłach.

Czasem naprawdę pragnął boga tylko po to, by zwalić na kogoś winę, nakrzyczeć na kogokolwiek i poczuć się lżej. Wyładować całą kumulującą się frustrację. A czasami zwyczajnie chciał wierzyć w cokolwiek, co dawałoby mu jeszcze jakąkolwiek, nawet nędzną nadzieję.

hyung ➳ vmonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz