7

377 55 20
                                    

        Podniosłem głowę zaledwie o milimetr, a potem usiadłem, sunąc ogonem po piaszczystym podłożu. Cade leżał kilka metrów ode mnie, zajmując miejsce w cieniu wysokiego drzewa, ale ja wygrzewałem się na słońcu. Moja czarna sierść sprawiała, że było mi naprawdę ciepło, ale na szczęście jako wilk potrafiłem sobie z tym poradzić.

        Czekaliśmy na resztę grupy, razem chcąc przebiec się nad Henry's Fork, rzekę, która przepływała przez naszą wioskę. Ginger i Adrianna przyszły parę chwil temu, a teraz zawzięcie o czymś rozmawiały. Niestety Dashi i Chester spóźniali się już piętnaście minut, więc przez myśl przeszło mi, że może wybierzemy się bez nich. Może potrzebowali więcej prywatności?

        Ta dwójka dopiero niedawno się w siebie wpoiła. Byli w tym samym wieku i znali się od pieluszki, ale trochę czasu minęło, nim faktycznie jakaś magiczna siła ich sobie przypisała. Połączenie bratnich dusz było sprawą dość nietypową. Na dobrą sprawę Dashi i Chester mogli być ze sobą lata, czuć, że są w sobie zakochani, ale to nie sprawiało, że byli dla siebie przeznaczeni. Wiedziałem, że to się po prostu czuło. Sam nigdy tego nie doświadczyłem, ale z opisów innych domyślałem się, jak to jest.

         A Dashi dość skrupulatnie i filozoficznie opowiedziała mi o tym. Mówiła, że od zawsze czuła przy Chesterze jakieś dziwne prądy, iskry. Ciągnęło ją do niego i pragnęła być blisko. Nie musiała go kochać, by wiedzieć, że jest dla niej najważniejszy. Podobno podczas pierwszego pocałunku, kiedy energia, kumulująca się między nimi, wybuchała, połączenie stawało się wręcz namacalne. To wszystko brzmiało tak magicznie, że aż niewiarygodnie.

~ Zbierajmy się ~ stwierdził Cade, rozmawiając ze mną poprzez linię naszych myśli.

        Łypnąłem na niego wzrokiem, a potem skinąłem łbem. Wstałem, jeszcze raz zamiatając ogonem piach, a potem otrzepałem się. Strasznie nie lubiłem, kiedy w moje futro oblepiał ten cały pył.

        Dałem znak Ginger, która zerkała w moim kierunku, a ona uśmiechnęła się dumnie. Razem z Adrianną przemieniły się i wkrótce stanęły u naszego boku. Ruszyliśmy, wbiegając pomiędzy drzewa. Trzymałem się na przodzie grupy, zostawiając za sobą innych. Wiedziałem, że Ginger i tak będzie zagadywać Cade'a, a Adrianna nie odezwie się ani słowem, dopóki znów nie będzie człowiekiem.

        Wolałem więc biec przed siebie i nie oglądać się przez ramię.

~*~

        Brodziłem w wodzie, która sięgała mi kostek. Swoje buty zostawiłem na brzegu i postanowiłem się trochę ochłodzić. Było naprawdę ciepło, a rzeka miała tutaj ujście do jeziora, więc razem z Chesterem postanowiliśmy, że pójdziemy popływać. Cade kręcił się gdzieś obok nas, a dziewczyny siedziały niedaleko, zawzięcie o czymś dyskutując. Pomimo tego, że przyszliśmy tutaj, by oderwać się od obowiązków, chociaż na moment, atmosfera wcale nie była luźna i przyjemna. A przynajmniej nie dla mnie.

        I niedługo miałem poznać powód.

– Ostatnio rozmawiałem o czymś z Dannym – zaczął nagle Cade, mierząc nas wszystkich wzrokiem. – Zastanawiam się nad wyjazdem z Idaho.

         Zapadła cisza. Wiedziałem, że wszyscy bacznie obserwują Faulknera, tylko ja stałem ze spuszczoną głową.

– Jak to? – Ginger popatrzyła na niego tak, jakby zupełnie mu nie wierzyła.

– Cade... – szepnąłem, ale on mnie zignorował.

        Naprawdę nie chciałem, by przez jedną z jego nieprzemyślanych decyzji nasi przyjaciele zaczęli wspierać go w tak głupim pomyśle. Chociaż ze wszystkimi miałem dobry kontakt, miałem wrażenie, że oni i tak poprą słowa Cade'a, nie moje. W końcu naprawdę budził respekt, miał być ich Alfą. Może nikt nie chciał mnie słuchać.

– Mam dość tego miasta i chcę się stąd wyrwać. Mam dość tego, że ktoś ciągle mną rządzi i nie dam sobą pomiatać – warknął chłopak, a potem spojrzał na mnie. – Świat stoi przed nami otworem, Daniel. Dlatego mam do was bardzo ważne pytanie. Chcecie zobaczyć go razem ze mną?

         Wszyscy zamilkli. Jasne, że świat rozciągał się daleko poza granicami Idaho, ale... To w Idaho miałem wszystko. Mieliśmy wszystko. Rodziny, znajomych, obowiązki. Cade'a nic tutaj nie trzymało, okazywało się, że nawet ja nie miałem takiej mocy.

– Stado wolnych wilków będzie maszerowało przez Stany? – rzuciła lekceważąco Dashi. – Może przysypiałam na lekcjach historii, ale z tego, jeśli wilkołak odłącza się od stada, musi stworzyć własne, nadając innym tytuły. Czy jakoś tak.

– Technicznie rzecz biorąc – wtrąciła Adrianna, poprawiając swoje okulary. – Może zostać samotnym wilkiem, ale to niesie konsekwencje. W końcu jesteśmy zwierzętami stadnymi. – Uśmiechnęła się.

– W moich żyłach płynie krew Alfy, dobrze o tym wiecie – powiedział wreszcie Cade. – Zdobędę tytuł i stworzę stado. Chcę wiedzieć, czy ze mną pójdziecie.

– Do cholery jasnej, Cade! – ryknąłem, wychodząc na brzeg, by ubrać buty. – Mamy tutaj rodziny, całe życie, a takich decyzji nie podejmuje się z dnia na dzień. Chcesz rzucić to wszystko, bo ty masz dość, ale nie my!

– Naprawdę?! – warknął, podchodząc bliżej. – Spójrz mi w oczy i powiedz, że nie masz tego w dupie. Że nie przeszkadza ci bycie wykorzystywanym przez każdą osobę w tej zasranej wiosce i bycie tym, który robi za chłopca na posyłki.

– Mam dopiero siedemnaście lat, do kurwy nędzy!

         Zawsze byliśmy równi, nawet jeśli Cade był te dwa lata starszy, jak i reszta naszych przyjaciół, która skończyła już osiemnastkę. Byłem najmłodszy i po raz pierwszy, odkąd się znaliśmy, czułem się odepchnięty. Cade miał rację, gdybym dłużej się nad tym zastanowił, doszedłbym do tego samego wniosku. Miałem dość tego wszystkiego, ale... Nie potrafiłem odciąć się od tego z dnia na dzień. Nie było takiej rzeczy, która mogłaby mnie do tego zmusić, przynajmniej takiej nie znałem. A poza tym... Byłem jeszcze dzieciakiem. Doroślejszym, niż powinienem, ale dzieciakiem. Wszyscy byliśmy tak młodzi, a on już chciał rozpoczynać życie na własną rękę.

– To nie znaczy, że musisz żyć czyimś życiem, Daniel – powiedział spokojniej Cade, patrząc mi prosto w oczy. – Ale uszanuję twoją decyzję, jeśli zostaniesz.

         Ścięło mnie z nóg. Odwróciłem się gwałtownie i, obrzucając wzrokiem innych, przemieniłem się.

~ Świetnie ~ rzuciłem jeszcze, odbiegając w stronę lasu.

         Nie odwracałem się za siebie, bo wiedziałem, że nikt za mną nie szedł. Nawet Adrianna, chociaż myślałem, że kategorycznie odmówi pójścia z Cade'em. To wszystko brzmiało tak absurdalnie. Zdobyć tytuł Alfy? Chciał pójść do ojca i go o to poprosić? Mógł to zrobić, mógł zrobić naprawdę wiele, ale... Ślepo wierzyłem, że jednak się nie odważy.

         Biegłem przed siebie, smagając sobie pysk gałązkami krzewów. Nie pędziłem wydeptaną ścieżką, tylko na przełaj, gdzie roślinność rosła naprawdę gęsto. Czułem, że dość mocno otarłem sobie pysk, ale wiedziałem, że po jakiejś godzinie wszystko zniknie.

        W takich momentach żałowałem, że nie mam nikogo innego, do kogo mógłbym się zwrócić. To znaczy nie w sprawie ran na łbie, ale tego głupiego pomysłu Cade'a. Nie ufałem nikomu innemu, nie mogłem porozmawiać z rodzicami, a rodzeństwo było za młode na takie tematy. Byłem z tym zupełnie sam i nie miałem pojęcia, co powinienem robić.

         Jeszcze.

A/n: Mam nadzieję, że rozdział Wam się spodobał! Teraz wiecie, jak to wszystko się zaczęło. Psst, bardzo dziękuję za wszystkie komentarze! ❤

Defender | TO #3 spin-offWhere stories live. Discover now