– Czterdzieści dwie butelki piwa na regałach...
– Czterdzieści trzy – mruczę, ostrożnie przytrzymując przez rękaw koszulki jakiś drucik nad małym ogniskiem, które rozpaliliśmy w kapsule.
– Umiem liczyć, czterdzieści dwie butelki piwa... – dalej podśpiewuje Sam. Siedzi pod ścianą z wyprostowanymi przed sobą nogami i odbija o podłogę małą piłeczkę.
Kiedy zaczęło się ściemniać, a Clarke i reszta nadal nie wrócili zjedzeniem, przeniosłam się do statku. Wcześniej zdołałam przekonać arę osób – w tym Sama – by pomogli mi w zakrywaniu dziur na dachu, ale dalej musiałam zając się naprawami w środku.Chłopak zdecydował, że i tak nie ma nic do roboty, a niektóre dzieciaki go przerażają, więc dotrzyma mi towarzystwa.
– Przed chwilą śpiewałeś „czterdzieści cztery butelki piwa". – Czekam, aż końcówka drutu w ogniu zrobi się czerwona.
– Ma racje – wtrąca się Wells, który próbuje zrobić porządek w już zabałaganionej kapsule. – Powinno być czterdzieści trzy.
Uśmiecham się pod nosem, a Sam wywraca oczami i łapie piłeczkę w powietrzu. Kiedy czuję i widzę, że drut jest wystarczająco rozpalony, uważnie przytykam jego gorący koniec do jednego małego przewodu, roztapiając go.
– Tylko ostrożnie. – Podaję go Samowi i stapiam drugi koniec kabla. Odrzucam rozgrzany drut i ze skupieniem złączam ze sobą cienkie końce przewodów. Sam przytrzymuje je, kiedy oklejam ich złączenie izolacją, którą Wells znalazł gdzieś na środkowym poziomie kapsuły.
– Nawet dobrze nam poszło jak na pracę bez lutownicy. – Uśmiecham się, przypatrując się złączonemu kablowi.
– Więc, jak myślicie, kiedy wrócą z jedzeniem? – zaczyna Sam, przeciągając się.
Wzruszam ramionami i oglądam mały transformator przede mną. Podczepiam przewód w odpowiednie miejsce i poprawiam wszystkie inne złącza.
– Mam nadzieję, że jak najszybciej – mówi Wells. Siada niedaleko nas i przegląda wszystkie zebrane rzeczy, które mogą być przydatne.
Ja też, myślę. Na razie leki, które biorę, jeszcze działają, ale nie mogę długo nic nie jeść.
Znajduję odłączony bezpiecznik i sprawdzam, czy nie jest zmiażdżony lub spalony.
– Jak ty to robisz, że prąd cię nie razi? – pyta młodszy chłopak, kiedy ostrożnie przykładam bezpiecznik na jego miejsce.
W tym samym momencie mała iskra wydobywa się z niego i czuję szczypnięcie, a po moim ciele przechodzą dreszcze. Na rękach dostaję gęsiej skórki i zamykam oczy.
– Zapomnij, że pytałem. – Słyszę w jego głosie śmiech i z rezygnacją rzucam bezpiecznikiem o podłogę. Kolejny spalony.
– To jest bez sensu. – Przeczesuję palcami włosy w geście frustracji. – Połowy rzeczy nie da się naprawić, poza tym nie jestem w stanie zrobić wszystkiego sama.
– Powinnaś poprosić o pomoc Monty'ego. Uczył się na inżyniera – podpowiada Sam, znowu rzucając piłeczką.
– Jest tu gdzieś? – Marszczę brwi. Jak przez mgłę pamiętam Monty'ego Greena, o którym czasami słyszałam od Sinclaira. Chłopak podobno był najlepszy w swoim roku, zanim trafił do więzienia.
– Poszedł szukać jedzenia z Clarke. – Sam kręci głową.
Nie mogę uwierzyć w ich głupotę.
YOU ARE READING
Who We Are || The100
FanfictionJordi Khabarov zaplanowała całe swoje życie. Jako młodszy inżynier miała piąć się po szczeblach kariery, by później pójść w ślady ojca i pewnego dnia zasiąść w Radzie Arki. Jednak wszystko się zmienia w momencie, kiedy podsłuchuje rozmowę dozorcy i...