ROZDZIAŁ 3

869 71 12
                                    


– Czterdzieści dwie butelki piwa na regałach...

– Czterdzieści trzy – mruczę, ostrożnie przytrzymując przez rękaw koszulki jakiś drucik nad małym ogniskiem, które rozpaliliśmy w kapsule.

– Umiem liczyć, czterdzieści dwie butelki piwa... – dalej podśpiewuje Sam. Siedzi pod ścianą z wyprostowanymi przed sobą nogami i odbija o podłogę małą piłeczkę.

Kiedy zaczęło się ściemniać, a Clarke i reszta nadal nie wrócili zjedzeniem, przeniosłam się do statku. Wcześniej zdołałam przekonać arę osób – w tym Sama – by pomogli mi w zakrywaniu dziur na dachu, ale dalej musiałam zając się naprawami w środku.Chłopak zdecydował, że i tak nie ma nic do roboty, a niektóre dzieciaki go przerażają, więc dotrzyma mi towarzystwa.

– Przed chwilą śpiewałeś „czterdzieści cztery butelki piwa". – Czekam, aż końcówka drutu w ogniu zrobi się czerwona.

– Ma racje – wtrąca się Wells, który próbuje zrobić porządek w już zabałaganionej kapsule. – Powinno być czterdzieści trzy.

Uśmiecham się pod nosem, a Sam wywraca oczami i łapie piłeczkę w powietrzu. Kiedy czuję i widzę, że drut jest wystarczająco rozpalony, uważnie przytykam jego gorący koniec do jednego małego przewodu, roztapiając go.

– Tylko ostrożnie. – Podaję go Samowi i stapiam drugi koniec kabla. Odrzucam rozgrzany drut i ze skupieniem złączam ze sobą cienkie końce przewodów. Sam przytrzymuje je, kiedy oklejam ich złączenie izolacją, którą Wells znalazł gdzieś na środkowym poziomie kapsuły.

– Nawet dobrze nam poszło jak na pracę bez lutownicy. – Uśmiecham się, przypatrując się złączonemu kablowi.

– Więc, jak myślicie, kiedy wrócą z jedzeniem? – zaczyna Sam, przeciągając się.

Wzruszam ramionami i oglądam mały transformator przede mną. Podczepiam przewód w odpowiednie miejsce i poprawiam wszystkie inne złącza.

– Mam nadzieję, że jak najszybciej – mówi Wells. Siada niedaleko nas i przegląda wszystkie zebrane rzeczy, które mogą być przydatne.

Ja też, myślę. Na razie leki, które biorę, jeszcze działają, ale nie mogę długo nic nie jeść.

Znajduję odłączony bezpiecznik i sprawdzam, czy nie jest zmiażdżony lub spalony.

– Jak ty to robisz, że prąd cię nie razi? – pyta młodszy chłopak, kiedy ostrożnie przykładam bezpiecznik na jego miejsce.

W tym samym momencie mała iskra wydobywa się z niego i czuję szczypnięcie, a po moim ciele przechodzą dreszcze. Na rękach dostaję gęsiej skórki i zamykam oczy.

– Zapomnij, że pytałem. – Słyszę w jego głosie śmiech i z rezygnacją rzucam bezpiecznikiem o podłogę. Kolejny spalony.

– To jest bez sensu. – Przeczesuję palcami włosy w geście frustracji. – Połowy rzeczy nie da się naprawić, poza tym nie jestem w stanie zrobić wszystkiego sama.

– Powinnaś poprosić o pomoc Monty'ego. Uczył się na inżyniera – podpowiada Sam, znowu rzucając piłeczką.

– Jest tu gdzieś? – Marszczę brwi. Jak przez mgłę pamiętam Monty'ego Greena, o którym czasami słyszałam od Sinclaira. Chłopak podobno był najlepszy w swoim roku, zanim trafił do więzienia.

– Poszedł szukać jedzenia z Clarke. – Sam kręci głową.

Nie mogę uwierzyć w ich głupotę.

Who We Are || The100Where stories live. Discover now