Rozdział V

386 11 1
                                    

"Bieganie + Deszcz = Ból w kostce" 

  Spokojne tygodnie braku nauki minęły szybko wraz z nadejściem trzeciego tygodnia września. Nauczyciele zaczęli wymagać więcej, podkreślając to zmniejszonym czasem na naukę w związku z maturami, które zbliżały się z każdym dniem. Rozpoczęły się codzienne odpytywania, krótkie kartkówki oraz zapowiedziano pierwsze sprawdziany, które miały być dopiero zapowiedzą zbliżających egzaminów.

W ciągu trwania lekcji wykrystalizowała się moja "paczka", złożona z Marcela, Patrycji i Walerego. Ku mojemu zaskoczeniu nie odeszli ode mnie, gdy odkryli moje zamiłowanie do nauki, nawet Wal, który wydawał się osobą nie przejmującą się stopniami, cicho mnie wspierał. Spotkania w Zielonym Łuku stawały się naszą tradycją, szliśmy tam zazwyczaj po skończonych lekcjach, nawet podczas jednej ulewy przez, którą omal nie złamałem nogi. Walery za każdym razem siedział w tym samym miejscu, czekając na nas z Ludwiką na kolanach, popijając herbatę. Dzienna dawka informacji o jego podbojach seksualnych była obowiązkowa, więc przez około piętnaście minut ja i Marcel rozmawialiśmy ze sobą. Szybkim ruchem rzuciłem swoją torbę na ziemię, sam usadziwszy się na trybunie, które były nam udostępnione podczas wf-ów. Sala gimnastyczna była olbrzymia, dzięki czemu nigdy nie wypadał nam łączony w-f z inną klasą, ponieważ podział sali dawał każdej z czterech klas trzecich możliwość ćwiczenia osobno. Nauczyciele byli z tej sytuacji ukontentowani, ponieważ już kilka razy chłopacy z różnych klas potrafili się pobić podczas gry, a odsunięcie od siebie prawie dwumetrowych kup mięśni potrafi być trudne.

Wyjmując z torby szkicownik wyleciała z niego kartka. Zdziwiłem się, ponieważ tego zeszytu pilnowałem jak oka w głowie, rysunki, które w nich miałem były prywatne a większość z nich zdradzała moją orientację, przedstawiając męskie, atletyczne ciała w różnych pozach, czasami w dosyć dwuznacznych. Kartka, która znajdowała się w moim szkicowniku była ogłoszeniem o zbliżającym się kursie rysunku. Z drugiej strony kartki napisane było krótkie zdanie.

Całkiem fajnie rysunki, chętnie zobaczę ich więcej (:

PS Lepiej ci w okularach

Odłożyłem kartkę oraz szkicownik do torby, postanawiając nie wyjmować ich w trakcie lekcji, ponieważ ten ktoś mógł wyobrazić sobie za dużo. A wyjawienie publicznie mojej orientacji już za wiele mnie kosztowało. Za wiele.

  * * *  

Skręcona kostka nie była czymś co chciałem podczas mojego, niezwykle ambitnego, planu stworzenia sobie kondycji. Powstał on już w czerwcu zeszłego roku, namówiony przez Dominika postanowiłem zmienić swoją sylwetkę w choć trochę bardziej atletyczną a on zadeklarował swoją pomoc w tym przedsięwzięciu. Nawet miałem wykupić sobie karnet do siłowni w, której mój przyjaciel ćwiczył. Jednym z argumentów, które popchnęły mnie by się godzić była chęć bezkarnego popatrzenia na męskie ciała wyginające się pod ciężarami sztang.

Podczas biegania przy placu zabaw, który znajdował się nieopodal przystanku tramwajowego (oczami wyobraźni widziałem, jak piłka wylatuje któremuś z dzieci za ogrodzenie wprost pod nadciągający tramwaj) ktoś wpadł na mnie, uderzając mocno w kostkę. Siła uderzenia przewaliła mnie na ziemie, przez co moje plecy również poczuły ból. Jęknąłem głośno, cz

—Matko, przepraszam. Nic ci nie jest?

—Nie! Mam taki fetysz, że trzymam się za kostkę na ziemi! — Warknąłem głośno, patrząc na osobę, która mnie potrąciła. Był nią Emil. Patrzył się na moją stopę, która zaczynała boleć coraz mocniej. Przymknąłem oczy, starając się ruszać

—Czy kostka powinna się tak wyginać?

—Co?!

—Żartowałem— Uniósł ręce w geście poddania się.

Nim zdążyłem mu coś powiedzieć podniósł mnie jak szmacianą lalkę. Chwycił moje ramię i przerzucił je za swoją szyję, a swoją ręką objął moje plecy. Szliśmy bardzo koślawo, ja raz po raz pojękiwałem z bólu, a Emil znosił to całkiem dobrze. Podczas naszego, krótkiego spaceru z przymusu opowiadał mi o klasie, jego hobby. Większość informacji starałem się zapamiętywać, przy okazji ignorowania jego dotyku, przez który całe moje ciało drżało.

—Słuchaj, bo mieliśmy już trzy kartkówki z bioli i z każdej dostałem dwóję...— Zagaił rozmowę, gdy usiedliśmy na jednej z ławek. Deszcz przestał padać, więc postanowiliśmy dać odpocząć mojej kostce. Emil cały czas przepraszał mnie za ten wypadek, mimo, że już przestałem się na niego gniewać. Postanawiałem go lekko wykorzystać, dzięki czemu mogłem pałaszować zapiekankę, która rozgrzała mnie choć trochę. Już czuję nadchodzące przeziębienie.

—Co ja mam wspólnego z twoimi ocenami?

—Nic, ale możesz mi je pomóc poprawić — Na te słowa spiąłem się jak struna. Za każdym razem, gdy okazywało się, iż zaliczenie sprawdzianu było dla mnie błahostką, za to dla innych katorgą zaczynało się proszenie mnie o pomoc w nauce, która zazwyczaj kończyła daniem ściągi na sprawdzianie. Robiłem to by nie posiadać żadnych wrogów w szkole, pamiętając cały czas o moich problemach z dzieciakami z podstawówki. Dziesięciolatki potrafią zniszczyć życie — Nie oczekuję od ciebie ściąg, po prostu potrzebuję pomocy. Nic więcej. W zamian będę ci nosił plecak do końca grudnia — Zarzekł się a ja rzuciłem do śmietnika papierek po zapiekance.

Do domu wuja doszliśmy w ciągu pół godziny. Omal nie rozpłakałem się na ten widok, jednak resztki mojej godności i męskiej dumy mi na to nie pozwoliły. Emil podstawił mnie pod same drzwi. Spojrzałem na niego, który cały czas oczekiwał ode mnie odpowiedzi. Podczas drogi powrotnej biłem się z myślami, jednak postanowiłem mu dać szansę.

—Będę cię uczył do biologii, ale tylko raz się mnie zapytasz o ściąganie to wsypię cię do Rostkowskiej - Wydusiłem po chwili na jednym wdechu. Chłopak uśmiechnął się oraz przytulił mnie do siebie, co ja skwitowałem jękiem bólu, ponieważ dotknął mojej kostki.

—Dziękuję! Uwielbiam cię za to! Nawet nie wiesz, jak się cieszę, dzięki tobie zdam!

—I tak musisz mi nosić plecak do matur —Powiedziałem, otwierając drzwi. Obym tego nie żałował. 


 

Love's a Game, Wanna Play?[WZNOWIONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz