1. Going round every party in L.A.

373 18 65
                                    


Mówiąc wprost, jeśli ktoś pracuje w piątek do późna, to przez połowę soboty odsypia, a przez drugą imprezuje. Każdemu należało się coś od życia, zwłaszcza pokoleniu młodych wilków po dwudziestce. Owszem czasem spotyka się typowych samotników, zaszytych w swoich mieszkaniach. Faktem pozostawały jednak tętniące nocnym życiem ulice Miasta Aniołów.

W kolorowym wirze świateł i neonów, kakofonii dźwięków ludzie wybierali lokale, w których planowali spędzić nadchodzącą noc. Dla tych z pustym żołądkiem ratunkiem okazywały się budki z fast foodem, rozstawione na szerokich chodnikach. Dwie dziewczyny sprzeczały się właśnie, co do wyboru przekąski. Cały spór toczył się między kebabem i hot dogiem.

- Zanim to zjesz, miną wieki! - jęknęła blondynka, niecierpliwią się.

- I co, potem mam głodować? - oburzyła się jej towarzyszka. - Wiesz, ile kalorii spalimy na parkiecie?

- Weź sobie największego hot doga, jakiego mają, najwyżej dokończysz po drodze.

- Nie mów mi, jak mam żyć - prychnęła starsza z dziewczyn. I tak wiedziała, że ustąpi dla świętego spokoju, ale czasem lubiła się podroczyć.

- Panie Boże, zabierz ją ode mnie, zanim popełnię morderstwo.

Pół godziny później dotarły pod klub, a szatynka kończyła właśnie swoją porcję jedzenia. Nie musiała się z tym śpieszyć, gdyż i tak odczekały swoje w kolejce do wejścia, chociaż miały zaproszenia. Mogły pojawić się w jednym z lepszych lokali, dzięki znajomościom Diany. Kumpel z uczelni oddał jej wejściówki, bo sam nie mógł się tu pojawić, a przy okazji odmówił rekompensaty. Raz na jakiś czas bywały tu nawet gwiazdy, aczkolwiek dziewczyny nastawiły się bardziej na podbój parkietu niż polowanie na autografy.

Odkąd przekazały zaproszenia ochroniarzowi, poszło już sprawnie. Kurtki zawisły w szatni, najpotrzebniejsze rzeczy w kieszeniach, a one mogły rozeznać się w otoczeniu. Dolne piętro lokalu stanowił podświetlany od dołu parkiet, stoliki rozstawione pod ścianami oraz bar zajmujący prawe skrzydło. Może nie było tu tłoczno, jednak z pewnością nie wiało pustką. Okrągłe schody z balustradą prowadziły na górne piętro, które z miejsca wyglądało na strefę VIP. Jej odosobnienie zakłócało jedynie stanowisko DJ'a. Górne loże osłaniał większy półmrok i oddzielały je wysokie ścianki. Dawały prywatność, ale ciągle sposobność podglądania sytuacji na parkiecie. Nie podziwiały ciemnego klasycznego wystroju zbyt długo. Wypiły kolejkę trzech szybkich szotów i nie czekając na domyślność któregokolwiek z mężczyzn w okolicy, same ruszyły potańczyć.

^^^

Szalone dni skończyły się szybciej, niż ktokolwiek przypuszczał. Spędzili razem kilka miesięcy, a nagle szykowali się na afterparty. Znaczy, przynajmniej jeden z nich. Starszy z szatynów wcale nie chciał nigdzie wychodzić, jednak kumpel usilnie starał się go wyciągnąć do hałaśliwego klubu pełnego spoconych ciał. Chłopak skrzywił się na samą myśl, obserwując wybór koszuli przez przyjaciela.

- Na następne urodziny kupię ci taką w hieny. Są tak samo upierdliwe - mruknął, zakładając ręce na piersiach.

- Nie zachowuj się jak dziecko. Wiesz, że i tak bym ją założył - wyszczerzył się piosenkarz.

- No tak, bo jesteś kompletnie kopnięty.

Jednak chłopak nie raził żadnym pstrokatym wzorkiem w oczy, ponieważ postawił na klasyczny granat. Lekko krytycznym okiem ocenił dość swobodną stylizację współtowarzysza, składającą się z t-shirtu i podartych dżinsów. Mimo tych wyglądowych przekomarzań, oboje przyciągali kobiece spojrzenia. Taksówką dotarli do miejsca, gdzie jeden z nich zdecydował się odstresować. Najważniejsza wytyczna: miejsce, gdzie nie mógł wejść każdy. To podstawa, jeśli nie marzyli o otoczeniu przez fanów.

What are you doin' to me?Where stories live. Discover now