10. What I want when I come through

126 8 29
                                    


Charlie przeciągnął się szeroko, zanim zdecydował się otworzyć oczy. Przewidywał, że ze względu na zakrapianą imprezę, nie obudził się skoro świt. Przytknął nos do poduszki, ciesząc się ostatnimi chwilami błogości. Nie rozpoznał zapachu, docierającego do jego nosa. Przestraszył się lekko, próbując przypomnieć sobie przebieg całej nocy. Rozejrzał się po pokoju, orzekając jedynie, iż nie znajdował się w swoim mieszkaniu.

Podniósł się na rękach do pozycji półleżącej. Miał na sobie wczorajsze ubrania, buty leżały obok łóżka, ułożone zbyt równo, jak na jego pijacką niechlujność. W łóżku nikogo nie znalazł, więc zagadka trwała dalej. W jego głowie pojawiła się postać Maggie i przez kilka mrocznych sekund sądził, że poprzedniego wieczoru ponownie jej uległ. W panice Puth zerwał się z łóżka i znieruchomiał dopiero, gdy dostrzegł na szafce kartkę ze swoim imieniem, opartą o kubek termiczny. Ostrożnie sięgnął po papier, wypełniony odręcznym pismem, z pewnością nie jego byłej i na pewno kobiecym. Dwa oddechy pełne ulgi.

Drogi Charlesie,

Nie wiem, o której raczysz wstać, ale na pewno mnie już dawno tu nie będzie. Doceń, że nie wyrzuciłam cię z łóżka o 7 rano. Nie wszyscy mogą się wylegiwać, ja mam zajęcia. Obok łóżka czeka kawa, woda i tabletki przeciwbólowe, twój starter na dziś, żebyś mógł wrócić do siebie w jako takim stanie.

Teraz skup się uważnie. Diana do 2 siedzi na uczelni, więc naprawdę mam nadzieję, że przed tą godziną się stamtąd zmyjesz. Zaoszczędź mi głupich tekstów i dogryzania, proszę. Zamknij za sobą drzwi, klucze są na szafce przy wieszaku, potem wrzuć je do skrzynki.

Valerie

Charlie wypuścił głośno powietrze z ust i oklapł z powrotem na łóżko. Takiego obrotu spraw się nie spodziewał, chociaż od przeczytania imienia autorki listu coraz więcej wspomnień przelatywało mu przez głowę. Adam, Maggie, znowu Adam, Sally, taksówka, biust Valerie. Piosenkarz szybko zajrzał w telefon i swoje social media. Jednak pamięć nie płatała mu figla, wrzucił zdjęcie i pewnie połowa obserwujących już je widziała. Dobrze, że nie szalał z oznaczaniem Logan. Pomyślał, że pewnie była na niego wściekła. Na jej miejscu wykopałby siebie na zbity pysk i olał, a Val oczywiście, jak na anioła przystało, przygarnęła go pod swój dach i martwiła się, jak nikt inny. Powinien już myśleć o rekompensacie.

Muzyk zerknął na szafkę i zabrał z niej kubek. Otworzył wieczko, zaciągając się cudownym aromatem napoju. Nie licząc knajp, dawno nikt nie robił mu kawy. Oczywiście była jeszcze ciepła, więc czym prędzej pociągnął kilka łyków. Nie sądził, że zjadłby coś w tym stanie, a czarny napój bogów pomagał m na wszystko. Dobrze, tabletki też mogły się przydać.

Szatyn złapał za buty, powoli wciągając je na stopy. Nasłuchiwał przez moment, po czym ruszył do drzwi. Puste mieszkanie ułatwiło mu zadanie z dyskretnym wymknięciem się. Pozwolił sobie zabrać kawę ze sobą i skorzystać przed wyjściem z toalety. Widok własnej twarzy w lustrze nie napawał chłopaka optymizmem, ale nie miał tego dnia żadnych zobowiązań. Planował wydobrzeć do jutra, by oszczędzić sobie kazań od managera i współpracowników.

***

Blondynka ucieszona kroczyła ulicą, nucąc pod nosem piosenki Mendesa. Jej ostatnie trzy godziny zajęć zostały odwołane, więc mogła wrócić do mieszkania i oddać się lenistwu przed popołudniowym treningiem. W końcu powinna zachować jeszcze siły na wieczorne spotkanie z Kanadyjczykiem. Chłopak niebawem wracał do siebie i żadne z nich nie wiedziało, kiedy ponownie znajdą dla siebie czas. Może nie byli formalnie w związku, ale nikt nie zabroni jej za nim tęsknić.

What are you doin' to me?Where stories live. Discover now