Cassida i Perseusz

4.2K 250 17
                                    

- Jak... Jak to tyle pamiętasz? - spytał Chilon niepewnie, pocierając swoją wyłysiałą głowę. Brunetowi zmętniał wzrok, zupełnie jakby miał zaraz zemdleć.

- Nie wiem, czuję że miałem po prostu dokądś iść, ale... Poza tym mam pustkę i... Strasznie mi słabo - odparł. Kilka łyków nektaru i parę godzin snu, nie starczyły, by odzyskał pełnię sił.

- Chilon, on ma amnezję - stwierdziłam. - Musiał uderzyć o coś głową w walce - dodałam. Opiekun spojrzał na mnie swoimi piwnymi oczami z głębokim rozczarowaniem i zwątpieniem. Wiedziałam o co chodziło. Zamartwianie się o bogów szczególnie go męczyło i miał nadzieję, że niejaki Percy Jackson, wszystko mu opowie.

- Czyli nie pamiętasz nic oprócz imienia? - spytał, by się upewnić, a chłopak lekko kiwnął głową. - Nawet tego, że uczęszczałeś do Obozu Herosów, ani kto jest twoim boskim rodzicem? - Percy znów zaprzeczył. - No to mamy sporawy problem - zwrócił się do mnie, na co wzruszyłam ramionami. Byłam równie bezradna, co on.

- Możemy skontaktować się z nimi rano, nie śpieszy nam się - zaproponowałam.

- Racja, odpocznijcie. Casey, idź do siebie, a ty się jeszcze prześpij. Może z czasem wspomnienia wrócą - polecił, a ja skierowałam się do wyjścia by w końcu położyć się w swoim łóżku. Zamykając za sobą drzwi zerknęłam jeszcze w stronę kanapy, na której chłopak już zasnął.

***

Rankiem obudziłam się dość wcześnie. Zastanawiałam się, czy z powodu naszego gościa Chilon odwoła poranny trening, jednak mocno się myliłam. Nasz opiekun jak zwykle stał gotowy o ósmej rano z gwizdkiem w ręce i swojej ukochanej czapeczce na głowie. Wyglądał jakby zupełnie nie przejmował się brakiem kontaktu w bogami i Obozem Herosów. Na twarz wrócił mu zawadiacki uśmiech, choć równie dobrze mógł go udawać, żebyśmy się nie martwili.

- Okej moi mili, rozgrzewka! Dwa kółeczka ścieżką, już! - polecił, a wszyscy leniwie ustawili się do truchtu, lecz nim ktokolwiek zaczął się przemieszczać padło pytanie rudowłosej wiedźmy:

- A co z chłopakiem? Czuje się lepiej? - wśród obozowiczów rozległy się szmery.

- Wszystko z nim dobrze Diana, niedługo będzie mógł do was dołączyć - powiedział przez zęby. Nie chciał o tym rozmawiać, tym bardziej nie podczas zajęć.

- To znaczy, że zamieszka z nami? - spytał z zainteresowaniem mały Justin.

- Wszystkiego się dowiecie - uspokoił ich. - A teraz wszyscy biegać, kto ostatni robi pięćdziesiąt pompek! - postraszył, więc czym prędzej zabrałam się do ruchu.

Po rozgrzewce, jak zwykle odbyły się ćwiczenia rozciągające. Szybki tor przeszkód (w którym Jake po raz kolejny wygrał ze mną o trzy setne sekundy!), a na koniec walka wręcz. W głębi duszy modliłam się, żebym w parze nie miała ani Leah, ani Diany. Diana nie umiałaby nawet kwiatka mieczem pociąć, a Leah... Znam jej ruchy na pamięć bo atakuje schematem. Dlatego wolę walczyć z chłopakami. Niestety Chilon rzadko daje mi tę możliwość. Na arenie, przypominającej bardziej ring bokserski Evan i Jordan kończyli właśnie swoją walkę. Jeden z bliźniaków stanął okrakiem nad synem Ateny i celował w niego mieczem. Zazwyczaj właśnie w takich pozycjach kończą się walki. Nie chcemy przecież, żeby ktoś zginął... (ekhem, jasne, ekhem)

- Świetnie Jordan! - Chilon pochwalił zwycięzce. - Evan, dlaczego zawsze tak dajesz łoić sobie skórę braciom Carter! - zaśmiał się, gdy chłopak zaczął podnosić się z ziemi i strzepywać z ubrań i zbroi kurz.

Córka Pana Wód //P.JDove le storie prendono vita. Scoprilo ora