Inicjacja

3.1K 216 44
                                    

Jake prawie spalił moją kiełbaskę na popiół, nim zdążyłam się zorientować. W chwili, kiedy odwrócił się do mnie by posłać mi przepraszający uśmiech, mięso zleciało z patyka prosto do ogniska. Tym sposobem obeszłam się smakiem. Siedzący obok mnie Percy zaczął śmiać się do rozpuku, na co ja usiłowałam zabić go wzrokiem.

- To nie jest śmieszne! To ja nie mam co jeść! - krzyknęłam na niego.

- Może to i lepiej... - parsknął, a ja otworzyłam usta ze zdziwienia, choć samej chciało mi się śmiać.

- Sugerujesz, że jestem gruba?!

- On nie sugeruje, tylko cię uświadamia - powiedział mój przyjaciel, kucając przy ognisku, żeby uratować resztkę kiełbasy. Kopnęłam go, a on zachwiał się i upadł obok, wywołując u mnie nagły wybuch śmiechu.

- Nieprawda, Casey jest piękna - powiedziała ze śmiechem Leah siedząc po mojej lewej stronie i rzuciła mi się na szyję z uściskiem.

- Żartowałem przecież - powiedział brunet w swojej obronie.

- No mam nadzieję - palnęłam. Wtedy przed oczami mignęła mi szybko ruda kitka. Diana wyminęła mnie i chciała usiąść obok Percy'ego. Zaśmiałam się cicho i nachyliłam do niego. - Masz za swoje frajerze.

- Cześć, jak tam u was? - spytała słodko. Chyba nie miała zamiaru jawnie zarywać do nowego, gdy był z nami Jake.

- Wszystko w porządku - odezwał się jej chłopak, ale zignorowała go.

- Pers, jak się czujesz? Jak tam w domku chłopaków? Bardzo cię męczą? - dopytywała. Wtedy nad nami pojawił się czyjś cień. A konkretnie trzy cienie.

- Idziemy nowy - usłyszałam nad sobą głos Cole'a. - Zaczynamy inicjację

***

Razem z Leah i resztą dziewczyn popędziłyśmy do ścieżki prowadzącej nad rzekę. Tiffany mówiła, że tędy Percy będzie musiał wykonywać zadania, żeby przejść przez inicjację i odbyć chrzest. Stanęłyśmy między drzewami osadzonymi blisko siebie i czekałyśmy.

- To na pewno będzie tu? - spytałam, bo nic o tym nie świadczyło. W pobliżu nie było żadnych przeszkód, które miałby pokonać.

- Tak, to tu! - odparła Kelly szeptem. Rozejrzałam się w około, choć nie wiele widziałam bo było już naprawdę ciemno. Wtedy z daleka usłyszałyśmy okrzyki bojowe. Przypomniał mi się mój chrzest, kiedy musiałam czołgać się na brzuchu po szyszkach. Do tej pory mam małą szramę obok pępka. Do było dość ciężkie zadanie, zważywszy na to, że byliśmy dużo młodsi. Ciekawiło mnie, co wymyślili chłopcy teraz, mając od 12 do 20 lat? Jedno było pewne. Percy miał przerąbane!

Zza drzew wyłoniły się cienie rzucane przez pochodnie, które chłopcy dzierżyli w dłoniach. Otoczyli nowego i biegli w naszym kierunku wykrzykując, jakieś motywacyjne hasła. Ciekawe, czy długo już tak biegli. Gdy się zbliżyli, zauważyłam, że Percy ma ślady otarć na ramionach, a koszulka, którą pożyczył mu Jake, jest potargana. Z jego włosów zlewało się coś, co przypominało... Żółtko? Oj poważnie?! Rozbili mu jajko na głowie?

- Nie powinni tak go męczyć, po tym, jak dwa dni temu był umierający - skomentowała Diana, zakładając ręce na piersi. - Może mu się stać coś poważnego.

- Od kiedy ty jesteś taka troskliwa? - spytałam unosząc jedną brew.

- Zawsze jestem - odparła z oburzoną miną, ale ja zignorowałam ją, bo chłopcy przebiegali właśnie obok nas. Dziewczyny skandowały imię Percy'ego, który skupiony był tylko i wyłącznie na biegu.

- Nie daj się! - krzyknęłam w końcu. Brunet, mimo zmęczenia, podniósł głowę i posłał mi uśmiech. Przeklęłam siebie za to dziwne uczucie w brzuchu.

- Widziałyście?! Uśmiechnął się do Casey! - pisnęła Kelly radośnie.

- Co? Nie... - broniłam się kręcąc głową.

- No, co ty! Przecież widziałyśmy! W końcu to ty znalazłaś go rannego i przyprowadziłaś do obozu... Jest taki przystojny... - dodała Tiffany rozmarzonym tonem.

- Co z tego, że go tu przyprowadziła?! Ten uśmiech mógł być dla którejkolwiek - powiedziała Diana, a ja wywróciłam oczami. Cała ta sytuacja, była krępująca tym bardziej, że jeszcze dziś rano, dziewczyny wmawiały mi, że podkochuję się Jake'u.

- Z resztą nie wiem, co się tak tym podniecacie! Kolejny zadufany w sobie heros i tyle - prychnęła Leah, a ja zmarszczyłam brwi. Dlaczego była taka wkurzona?

- Chodźmy za nimi! Chcę oglądać dalej! - krzyknęłam i popędziłam ścieżką w stronę rzeki. W połowie dlatego, że serio mnie to interesowało, a w połowie dlatego, że chciałam już zakończyć ten chory temat. Ostatnim chłopakiem, jaki dołączył do Spartan był Justin, a z racji, że był młodszy, dziewczyny nie reagowały w ten sposób. Przez chwilę jeszcze chodziło mi po głowie, co to wszystko oznacza, ale zapomniałam o tym, gdy zobaczyłam jak Percy, tarza się w błocie, żeby przejść pod linami zawieszonymi przy ziemi. Kolejną przeszkodą były moje ukochane szyszki! Biegliśmy tak za nimi, aż do momentu, gdzie zaczęła być widoczna linia biegnącej rzeki. Chłopcy wbiegli do wody, a my obserwowałyśmy wszystko z brzegu. Wrzucili Percy'ego, tak,  że był cały przemoczony. Jake stanął przed nim i wziął złotą muszelkę, która symbolizowała nasz chrzest i nabrał do niej wody. Wylał ją delikatnie na głowę nowemu członkowi obozu i uścisnął jego dłoń.

- Witamy wśród Spartan - powiedział, a wszyscy zaczęliśmy radośnie krzyczeć. Chłopcy zaczęli się chlapać w wodzie, a my śmiać.

- Jakie małpiszony! - parsknęła do mnie moja przyjaciółka. Cole wziął Jordana na barana i razem próbowali podtopić Andrew. Jake stał po uda w wodzie i chlapał się z Justinem. Wtedy Percy szepnął coś do niego i obaj popatrzyli w naszą stronę z kretyńskimi uśmiechami. Przestraszyłam się, nie wiedząc, o co chodzi. Zaczęli powoli iść w moją stronę, po czym zatrzymali się tuż obok mnie.

- Udało mi się - powiedział Percy szczerząc się dumnie.

- Gratuluję - powiedziałam wywracając z uśmiechem oczami. -Przetrwałeś szyszki. Teraz już chyba nic ci się nie stanie - mruknęłam.

- Mnie nic, ale na twoim miejscu uważałbym, bo jesteś trochę za sucha - przytaknęłam bezmyślnie głową.

- Czekaj, co?!

- Teraz - krzyknął Jake. Momentalnie blondyn złapał mnie za nogi, a Percy od tyłu w talii i nim się obejrzałam zostałam wrzucona do rzeki. Byłam w takim szoku, że nawet nie zdążyłam pomyśleć o tym, że chcę zostać sucha. To kolejna zaleta bycia córką Posejdona, oczywiście jeśli zorientujesz się dostatecznie szybko, żeby tego sobie życzyć. Teraz wstałam z dna, a moje mokre włosy zasłaniały mi całą twarz. Odgarnęłam je z oczu by cokolwiek widzieć.

- Twoja moc nie zadziałała? - spytał Percy kuląc się ze śmiechu i przybijając sobie z moim przyjacielem piątkę. Zacisnęłam zęby. Skąd on w ogóle wiedział, co potrafię...? No tak, Jake!

- Wy wstrętne, bezmózgie glony, utopię was! - krzyknęłam ze śmiechem i cisnęłam w nich strumieniem wody, a oni runęli z pluskiem do wody. Teraz to ich włosy przykrywały im oczy.

- Tylko na tyle cię stać, Morgan? - spytał prowokacyjnie, ja zaczęłam go gonić. W rzece jego ruchy były spowolnione, a ja dzięki swoim genom, szybko znalazłam się przy nim. Rzuciłam mu ręce na szyję i pociągnęłam w dół, by go podtopić. Oboje zniknęliśmy na chwilę pod powierzchnią. Gdy się wynurzyliśmy, gwałtownie zaczerpnęłam powietrza. Otworzyłam oczy,  a jego spojrzenie spotkało się z moim. Znów poczułam to dziwne ukłucie w brzuchu. Znaliśmy się raptem dwa dni, a ja miałam wrażenie, że skądś już go znam... Odwróciłam wzrok. Zaczął wiać zimniejszy wiatr, więc zaczęłam podążać w kierunku brzegu.

- Hej - usłyszałam za sobą głos Percy'ego. Odwróciłam się i znów napotkałam jego uroczy uśmiech. - Dzięki za doping! - odwzajemniłam go i ruszyłam w stronę Leah, która jak się okazało, skoczyła po ręczniki dla wszystkich.

Córka Pana Wód //P.JOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz