Rozdział czterdziesty: Danse Macabre

3.7K 494 487
                                    

Notka od autorki: No to zaczynamy.
Jeśli zauważycie tutaj paralele, to są one celowe. Tak samo jak rozdział szesnasty i trzydziesty były paralelami wypuszczenia magii Harry'ego i wypuszczenia go spod sieci feniksa, tak ten rozdział paraleluje rozdział dwudziesty trzeci, gdzie Harry rozmawiał z Lily. Tytuł dosłownie znaczy "taniec śmierci".
Gotowi?

---* * *---

Harry wszedł do Chaty. Zobaczył przed sobą łóżko, zza niego wystawała krawędź stopy, a na ziemi było narysowane coś, co wyglądało jak koło...

I wtedy poczuł, jak ze wszystkich stron opada wokół niego potężna magia, a drzwi za nim zatrzaskują się z hukiem. Harry spiął się. Już mniejsza z potęgą tej magii, nawet jeśli ktoś za nim poszedł, to na pewno nie będzie w stanie przyjść im z pomocą.

Nie jesteś sam, szepnął głos w jego głowie, ale brzmiał na rozkojarzony. To wszystko... takie znajome uczucie...

Harry usłyszał czysty, zimny śmiech, który wyobrażał sobie, kiedy trzymał w rękach pergamin, ale głos, który usłyszał zaraz potem był znajomy.

– Przytrzymaj go. Taniec zaraz się rozpocznie.

Harry poczuł, jak magia zaciska się wokół niego, przytrzymując go tak mocno, jak by to zrobiło zaklęcie porażające. Chory ze wściekłości, patrzył jak Syriusz występuje zza łóżka, patrząc na niego szeroko otwartymi oczami, w których nie było śladu poczytalności i uśmiechając się przerażająco. Serce Harry'ego zabiło mocniej i utknęło mu w gardle, kiedy głos jego własnych myśli wyszeptał, To nie był Peter. Nigdy nie był.

Kiedy Harry spróbował pokręcić głową, odkrył, że nie może. Był za to w stanie mówić.

– Dlaczego, Syriuszu? – szepnął. – Wydawało mi się, że twoje szaleństwo minęło, kiedy złoty wisiorek oswoił twoje myśli.

Syriusz zacmokał językiem o podniebienie i podniósł ozdobę ponad głowę.

– Biedny Potter – powiedział, głosem niemal znajomym. Dźwięk należał do Syriusza, ale Harry był pewien, że intonacja była kogoś innego. – Chcesz mi powiedzieć, że wciąż tego nie rozgryzłeś? A byłem pewien, że dasz radę. – Stuknął różdżką w ozdobę. – Finite Incantatem!

Wisiorek zadrżał i zmienił kształt, kiedy stopiła się z niego skomplikowana iluzja. Co pozostało, było ciężkie, złote i w dalszym ciągu wisiało na łańcuchu, ale z pewnością nie było wyłożoną rubinami kulą, którą Syriusz nosił już od miesięcy. Teraz to był medalion z zardzewiałym zamknięciem i wygrawerowanym ozdobnym S, które Harry rozpoznał po kilku chwilach przyglądania mu się.

Znak Slytherina.

I teraz, kiedy już medalion był wolny od tego, co musiało być całym mnóstwem potężnych zaklęć, które ukrywały jego prawdziwy kształt, Harry był w stanie to wyczuć. Buczało w agresywny sposób, warczący, otoczone zimną aurą. To było...

To było takie same wrażenie, jakie Harry miał, kiedy w zeszłym roku trzymał pamiętnik, ten, który miał w sobie kawałek Voldemorta.

Harry na chwilę przestał oddychać.

Syriusz spojrzał czule na medalion, kręcąc lekko głową. Kiedy spojrzał w górę, Harry zobaczył uśmiech podobny do Toma Riddle'a, chociaż jego intonacja wciąż nie była dokładnie taka, jak Toma Riddle'a, ale też nie do końca taka, jaką Harry usłyszał pod koniec pierwszego roku z ust Voldemorta.

– Blackowie mieli ten medalion w swoim posiadaniu od lat. Nawet nie podejrzewali, co to jest. A potem twój stary ojciec chrzestny, szukając jakiejś broni, którą mógłby użyć, żeby wytrenować twojego drogiego brata, znalazł go i podniósł. – Syriusz zaśmiał się, a dźwięk ten, zupełnie jak jego uśmiech, były wykrzywioną wersją tego, czym naprawdę powinny być. – A ja byłem wolny. Przynajmniej w jego głowie.

Oswobodzony z mrokuOnde histórias criam vida. Descubra agora