Rozdział 4 - Zegary

5.4K 272 14
                                    

Budzę się, kiedy Mary woła mnie z dołu do pracy. Uczy mnie kilku rzeczy i przepytuje z przepisów. Pracę zaczynam w sobotę – najbardziej ruchliwy dzień tygodnia.

Kolejka jest nieziemsko długa, a ja jestem w kawiarni dopiero od godziny. Mary zrobiła ze mnie kasjerkę, ponieważ nie ma w tym ani nic trudnego, ani takiego, co mogłabym zepsuć.

Klient, po kliencie, uśmiech po uśmiechu. Mary często uśmiecha się do mnie, sprawdzając, czy daję sobie radę. Zaczynam czuć się jak totalna ofiara.

- Witaj nowa. – ktoś klepie mnie, powodując, że prawie wypadam zza lady.

- Ouch, świetne pierwsze wrażenie. – śmieję się, a on wzrusza ramionami. Obserwuję uważnie, jak zanurza rękę w słoiku ciasteczek, wyciąga jedno i wkłada całe do ust. Zaczyna chichotać z pełną buzią, ponieważ myśli, że Mary go nie widzi. Ale ona widzi. Przyglądam się, zagryzając moją wargę, jak podchodzi do niego i ciągnie go za ucho w stronę kuchni.

Dwie minuty później, chłopak wraca z czerwoną twarzą i pokazuje mi język.

- Jak tam ciasteczko? – pytam go, wydając resztę klientowi.

- Było tego warte. – puszcza mi oczko, przeczesując dłonią swoje blond włosy, kiedy zaczyna przygotowywać zamówione napoje.

Kiedy kolejka ludzi w końcu znika, a chłopak kończy przygotowywanie zamówień, podchodzę do niego i siadam na ladzie.

- Skąd jest twój akcent? – pytam.

- Mógłbym zadać ci to samo pytanie. – odpowiada.

- Ale Irlandia. – kończy.

- Jestem Charlie. – uśmiecham się, ściskając krzepko jego dłoń.

- Niall. – uśmiecha się.

Słyszę kogoś kaszlnięcie i podnoszę wzrok.

Jasna cholera.

- Niall, mógłbyś przyjąć od niego zamówienie… - zaczynam szeptać, ale kiedy patrzę w lewo, zauważam, że Niall właśnie znika za kuchennymi drzwiami.

Rozważam ucieczkę do kuchni i znalezienie Mary, ale nie chcę robić jej kłopotu. Spokojnie podchodzę do kasy.

- Co mogę dzisiaj dla ciebie zrobić? – pytam, próbując nie gapić się na jego wytatuowane ramię.

- Jaki jest ‘specjał dnia’? – oblizuje usta. Z takiego bliska wcale nie wygląda jak potwór, jego zielone oczy są nadzwyczaj spokojne. Nie ma ubranej czapki beanie, tylko bluzę i parę jeansów.

- Carmel Frapayoca. – mamroczę.

- Wezmę to. – uśmiecha się, kiedy jego wzrok prześlizguje się po moim ciele. Wysyłam po jego zamówienie, a on nadal stoi przed kasą.

- Tam możesz poczekać na swoje zamówienie. – wskazuję na drugi koniec sklepu. Marszczy na mnie brwi.

- Nie mogę zaczekać tutaj? – pyta, a ja mogę przysiąc, że jego oczy wyglądają bardziej niewinnie, niż kiedykolwiek. Ale wiem, że to jest zmyłka.

- Będziesz musiał się ruszyć, kiedy przyjdzie jakiś klient, żeby zamówić napój. – mówię, krzyżując ramiona. Zaczyna chichotać i spogląda na drzwi wejściowe.

- A jeśli nie? Będziesz tą, która odciągnie mnie stąd siłą? – pyta, unosząc brwi. Ten facet zaczyna mnie irytować. Powoduje, że robi mi się niedobrze. Sprawia, że myślę o rzeczach, o których chciałam zapomnieć, przyjeżdżając tutaj.

Drzwi od kuchni otwierają się i pojawia się głowa Nialla. Zaczyna ponownie przygotowywać napoje. Idę w jego stronę, żeby z nim pomówić, ale on nagle robi krok do tyłu. Jestem zdezorientowana. Odwracam się, a ten głupi koleś z wytatuowaną tylko jedną ręką, wciąż tam stoi, obserwując mnie.

Deception - tłumaczenieWhere stories live. Discover now