Rozdział 8 - Zapomnij

1.2K 172 21
                                    

   Na całe szczęście było to tylko działanie jego wybujałej wyobraźni. Nie pozwolił na zetknięcie się razem ich warg, połączeniu ich razem w cichym rytmie. Nie dał przejąć jego samokontroli pożądaniu.

   Zakrył usta zszokowanego chłopaka dłonią, zanim doszło do czegokolwiek. Zanim kompletnie spaprał sprawę i przekroczył cienką niczym lód, granicę.

   Mury kolejny raz powstały, odgradzając go na powrót od reszty. Jednak coś było nie tak... zabudowania stały się znacznie słabsze, prostsze do zburzenia. W obecnym stanie wystarczyły tylko kilka niewinnych gestów, żeby ponownie zniszczyć to, nad czym niegdyś pracował wiele lat. Szlifował, niczym diament, jednak z marnym skutkiem.

   Powierzchnia pękła.

   Był tak bardzo na siebie zły. Nie, był wściekły! Emanował wręcz zdenerwowaniem na kilometr. Kompletnie nie rozumiał, dlaczego chciał to zrobić właśnie z nim — z nastolatkiem, którego ledwo co znał. W końcu trzy, czy cztery spotkania nie fundowały idealnej znajomości.

   Pragnął zrobić to z osobą, z którą nie powinno wiązać go nic więcej, jak tylko czysto formalny związek. Taki, jaki panuje pomiędzy nim, Erwinem, Hange i Mikiem. A w końcu nie miał prawa zbliżać się do kogoś. Wtedy przynosił jedynie nieszczęście. Był jak zły omen dla reszty ludzkości. Za każdym razem, kiedy w jakikolwiek sposób zrobił krok w przód, przed oczami miał płonący budynek. Czuł wszechobecne uczucie bezsilności, jakby po raz kolejny klęczał, zanosił się płaczem i patrzył na buchający ogień, w nozdrzach czując okropny zapach spalenizny.

   Bo właśnie taki był w tamtej chwili. Bezsilny.

   Nie mógł zrobić nic, by ich uratować. Nie mógł cofnąć czasu. Nie mógł z nimi zostać, zobaczyć kolejny raz roześmianych dziecięcych twarzy ani usłyszeć dźwięcznego śmiechu. Uczucie domowego ciepła i bezpieczeństwa nie mogło mu już towarzyszyć.

   Utracił to wszystko tak dawno, a jednak... przy tym chłopaku dane było mu posmakować tego na nowo. Wypełnić pustkę, która bywała nie do zniesienia i rozdzierała go od środka od tylu lat.

   Chłodny wiatr muskał ich policzki, bawił się miękkimi kosmykami włosów, zachęcał do wspólnego tańca. Zimno wdzierało się pod koc, kończyny powoli zamarzały, czując wokół siebie zlodowaciałe powietrze. Podpalony papieros spadł wręcz niesłyszalnie na chodnik daleko pod nimi.

   Serce w jego klatce piersiowej biło z zastraszającą prędkością, boleśnie obijając się o żebra.

   Był winny. Zawinił o wiele bardziej, niż ten chłopak. On nieświadomie przekraczał granicę ze względu na swój charakter. U niego natomiast wyglądało to kompletnie inaczej.

Chciwie pragnął bliskości, łaknął jej jak niczego innego. Pożądał całym sobą. Miał dosyć

- Nic się nie wydarzyło, jasne? - mruknął ozięble Levi, pochyliwszy się nad twarzą Erena. Czuł, jak dzieciak się cały trzęsie, a jego oczy wręcz przewiercają go na wylot. Ogromna dziura, jaką stworzyły w jego ciele, była wypełniona pustką. - Po prostu o tym zapomnij.

   Zdjął dłoń, po czym wyszedł spod koca z cichym akompaniamentem szeleszczącego, miękkiego materiału. Wrócił do środka. Skierował się na dolne piętro, kompletnie ignorując krzyczącego za nim chłopaka. Zwyczajnie zostawił go samego, bez zamiaru mówienia czegokolwiek więcej.

   Osiągnął coś w swego rodzaju limitu. Nie miał siły, by robić cokolwiek dalej z tą sytuacją. Mógł zwyczajnie przysłuchiwać się jakby dobiegającemu spod wody krzykowi i kotłującym się w jego umyśle myślom.

   Musiał wszystko przemyśleć. Zastanowić się, co miał zamiar robić dalej z niezręczną atmosferą, jaka teraz miała między nimi panować.

***

   Eren przez cały czas nie potrafił się skupić. Myślami cały czas wracał do sytuacji, która wydarzyła się tydzień temu na balkonie. Ich usta były tak blisko siebie, niemal się stykały. Oddechy obu z nich łączyły się w jedno. Obie pary oczu, jego zielone i te zazwyczaj nieobecne, jakby przyćmione za sprawą mgły, kobaltowe, spoglądały na siebie ze swego rodzaju pożądaniem.

   Obaj tego potrzebowali, a jednak mężczyzna w ostatnim momencie zapobiegł zbliżeniu. Ale może to i lepiej? Powinien teraz zrobić to, co ten o prosił i tak po prostu oddać to wspomnienie w zapomnienie, żyjąc dalej i nie przejmując się niczym?

   Nie. Nie mógł tego zrobić. Nie potrafił odepchnąć go od siebie.

   Ackerman od tamtego incydentu jakby go unikał. Starał się ograniczyć kontakt do możliwego minimum. Kiedy wchodził do pomieszczenia, w którym ten się znajdował, niemal od razu wychodził.

   — Skoro omówiliśmy już kwestię utworów, biletów, bagaży i transportu, czas porozmawiać o samych koncertach. Nasza trasa będzie wyglądała następująco... — zaczął Erwin, jednak przerwał mu donośny dzwonek telefonu. Wszyscy zwrócili wzrok w kierunku, z którego dobiegał dźwięk. - O czym mówiłem na samym początku? Dźwięk w komórkach powinien zostać wyciszony na czas spotkania, żeby nam nie przeszkadzał.

   Zrezygnowany blondyn przyłożył dłoń do skroni, patrząc z lekka zdenerwowanym wzrokiem w kierunku nowego nabytku zespołu, który przez całe spotkanie wyglądał jakby żył swoim światem. Zakłopotany dzieciak, drżącymi dłońmi zaczął szukać urządzenia. Smith w dalszym ciągu nie mógł zrozumieć, dlaczego Levi wybrał właśnie jego.

   — Czy... czy mógłbym... — zapytał niepewnie Eren, pokazując zebranym wyświetlacz, na którym widniał duży napis "Mikasa".

   Oczywiście, jedna para oczu nie mogła nic zobaczyć. Jednak prawdopodobnie mężczyzna domyślał się, kto mógł do niego dzwonić.

   Kobaltowe tęczówki od początku wpatrywały się w pustą przestrzeń, nie racząc spojrzeć na nikogo innego. Wyglądało to dokładnie tak, jakby niewidzialny punkt na ścianie był najciekawszą, mimo że oczy nie mogły go dostrzec, rzeczą w ogromnym pokoju.

   Teraz jednak ich przenikliwe spojrzenie było skierowane prosto w jego stronę, przyprawiając go o dreszcz, przebiegający wzdłuż kręgosłupa.

    — Idź — rzucił brunet, nie spuszczając z niego wzroku nawet na sekundę. Jakby wywiercał w nim tak samo wielką dziurę, jak on sam kilka dni temu.

   Dokładnie wiedział, gdzie się znajdował, pomimo otaczającej go wszechobecnej nicości. Braku widzialnego obrazu.

    — Levi, ale ty przecież nigdy... - szepnęła Hange, patrząc na mężczyznę z niedowierzaniem. Za każdym razem, jeśli komuś zadzwonił telefon, nie pozwalał odebrać. A co dopiero wyjść i opuścić pomieszczenie!

    — Zamknij się i daj mu spokój — warknął, odwracając wzrok w kompletnie inną stronę. Nie miał siły na kłótnie z czterooką, tym bardziej, kiedy wokół było tyle osób. Wystarczało już, że panowała pomiędzy nimi napięta atmosfera.

   Wiecznie cichy Mike, zaśmiał się cicho pod nosem. Ackerman w dalszym ciągu był nieprzewidywalny.

   Erwin kiwnął głową, również nie wierząc w zaistniałą sytuację. Opadł na krzesło, patrząc, jak chłopak powoli wstaje i zasuwa za sobą mebel.

   — Dziękuję! — krzyknął nagle Eren, kłaniając się nisko. Chwilę później wybiegł na korytarz, pozostawiając za sobą jedynie odbijające się od ścian słowo.

    Drzwi z trzaskiem zamknęły się za nim, a w pomieszczeniu zapadła grobowa cisza. Nikt nie wiedział, co powinien powiedzieć. Dlatego jakby wspólnie postanowili milczeć i pozwolić tykać wskazówkom zegara wiszącego na ścianie.

Dotyk SamotnościWhere stories live. Discover now