Rozdział 21

763 106 41
                                    

Na wstępnie chciałam przeprosić, że tak długo nie wstawiałam rozdziałów. Bezsenność jest okropna, w ogóle nie myślałam o pisaniu, gdyż ciągle byłam niewyspana. 

Rozdział niesprawdzony 

Aleksander POV:

Poprawiłem kołnierzyk koszuli, a następnie pchnąłem drzwi prowadzące na zewnątrz. Ciepłe powietrze dmuchnęło mi w twarz, powodując, że mój humor pogorszył się jeszcze bardziej. Wsadziłem dłonie w kieszenie moich spodni i z wisielczym nastrojem ruszyłem przed siebie. 

Poczułem wyjątkową ulgę, kiedy skręciłem w wąską uliczkę,prowadzącą w stronę mojego celu. Dla wszystkich innych to ślepy zaułek, gdzie nie ma nic wartego zobaczenia, ale nie dla mnie. Podszedłem do kontenera na śmieci,znajdującego się na końcu uliczki i z lekką niechęcią odsunąłem go od ściany. Smród wydobywający się z jego wnętrza, spowodował, że zawartość mojego żołądka powędrowała w górę, chcąc ujrzeć światło dzienne. Z trudem powstrzymałem się od zrealizowania tego celu. Schyliłem się i wyjąłem jednocześnie dwie cegły z ściany. Wyprostowałem się w momencie,kiedy z ściany wysunął się mały skaner. Pochyliłem się nad nią, aby mógł zeskanować moją siatkówkę, a kiedy to zrobił, wyprostowałem się i odwróciłem się w stronę równoległej ściany. Nie musiałem długo czekać. Cegły rozsunęły się tworząc małą wnękę, wszedłem w nią czym prędzej, gdyż wiedziałem, że "drzwi" otwierają się na zaledwie kilkanaście sekund. 

Dopiero kiedy ściana wróciła do swojego pierwotnego stanu, uświadomiłem sobie, że nie mam przy sobie telefonu, ani żadnego innego źródła światła, którym mógłbym sobie oświecić drogę. Dotykając ściany, zacząłem pomału schodzić po schodach. Wzdrygnąłem się, czując pajęczynę pod palcami. Nienawidzę pająków, są przerażające.

Z ulgą stwierdziłem, że dotarłem do metalowych drzwi. Wymacałem w ciemności przycisk, a kiedy go wcisnąłem, drzwi rozsunęły się. Wszedłem do środka, wybierając numer piętra. 

Wyszedłem z windy, podchodząc do recepcji, gdzie za ladą siedziała urocza niebieskooka blondynka. Z pozoru wygląda jak uroczy aniołek, ale kiedy tylko się ją pozna będzie wiadomo, że to diabeł wcielony. 

- Witaj Aleksandrze, muszę przyznać, że wyglądasz tragicznie, ale spokojnie, widzę postępy. Wyglądasz o wiele lepiej niż ostatnio, tym razem mam wrażenie, że potrącił cię samochód osobowy, a nie ciężarówka.- Uśmiechnęłam się uroczo, co kompletnie nie współgrało z tym co przed chwilą powiedziała. 

- Mi również miło cię widzieć Amy, powiedz mi, Clary jest u siebie?- Nie mam zamiaru odpowiadać jej w równie niemiły sposób, nie warto, ona i tak zawsze znajdzie lepszą ripostę. 

- Niestety nie, poszła do archiwum znaleźć jakieś dokumenty, aczkolwiek powinna zaraz wrócić. W międzyczasie możesz dotrzymać mi towarzystwa.- Uśmiechnęła się, a to oznacza, że coś kombinuje. Posłałem jej niemrawy uśmiech. Naprawdę nie mam ochoty na rozmowę, zwłaszcza teraz kiedy mam kaca. Na całe szczęści Amy nie zdążyła się ponownie odezwać, gdyż drzwi od windy ponownie się rozsunęły. 

Abigail POV:

Poczułam ostry ból, a dopiero po tym się obudziłam. Dziwne, nic nie pamiętam. Co się stało? Gdzie ja jestem? Ostatnie wspomnienia kończą się na spacerze w parku, a potem...pustka. Rozejrzałam się po pokoju w którym obecnie się znajdowałam, ale nie znalazłam w nim nic ciekawego, oprócz łóżka na którym się znajdowałam. Może to dlatego, że to jedyny przedmiot znajdujący się w tym pokoju. 

Moją uwagę zwróciło dziwne syczenie wydobywające się spod łóżka. Na rozwiązania nie musiałam długo czekać, gdyż spod mebla wypełzła kobra. 

Krzyknęłam przerażona, podnosząc się na równe nogi. Od razu przyległam do ściany, chcąc być jak najdalej od gada. Wąż rozciągnął swój kaptur, sycząc nieprzyjemnie. 

Zaczęłam panikować i krzyczeć jednocześnie. Węże to mój największy lęk, odkąd pamiętam. Prawdopodobnie zaraz zaczęłabym płakać, gdyby nie skrzypienie drzwi. Odwróciłam się w stronę chłopaka, który uśmiechnął się na mój widok, a następnie powiedział:

- Dixie, nie strasz naszego gościa. Chodź do mnie.- Wąż od razu posłuchał, po czym zaczął pełznąć w stronę, jak mniemam swojego właściciela. Kobra owinęła się wokół ręki chłopaka, zasyczała ponownie, a potem...zastygła w miejscu, zmieniając się w tatuaż. 



Strażniczka CzasuWhere stories live. Discover now