Zabawa w chowanego

358 64 17
                                    

Blondyn zapukał do drzwi i splótł dłonie za plecami, kołysząc się na piętach. Po chwili w progu ukazała się sylwetka dosyć szczupłej kobiety o takich samych włosach, jak jego własne.
- Witaj, John! - przywitała go z entuzjazmem. - Sherlock już czeka na ciebie w...
- Cześć, John - usłyszał chłopiec gdzieś w głębi korytarza. Po chwili obok swojej matki stanął dosyć wysoki jak na swój wiek brunet. Jedyne, co w nim małego Watsona zdziwiło, to ten obojętny wyraz twarzy i usta zaciśnięte w wąską kreskę.
- Hej, Sherlock - odpowiedział z uśmiechem, a w jego policzkach pojawiły się delikatne, dziecięce dołeczki.
- No dobrze, nie trzymam was - mama Holmes wycofała się do kuchni, a gdy tylko zniknęła synowi z oczu, ten wciągnął gościa do środka i cicho zamknął za nim drzwi, po czym zacisnął palce na jego nadgarstku i pociągnął za sobą na górę, do swojego pokoju.
Obaj wpadli do pomieszczenia jak burza, przy czym o ile Sherlock zachował równowagę, tak John o mało nie wyrżnął twarzą o podłogę. Rozległ się trzask drzwi i byli już tylko we dwóch. Brunet odetchnął głęboko, po czym, nie mogąc już dłużej znieść tej maski na swojej twarzy, uśmiechnął się szeroko, po same oczy.
- To co dziś robimy? - zapytał blondyn, ciesząc się, że Sherlock nareszcie okazał mu swoje emocje względem jego obecności tutaj.
- Może zagramy w chowanego? - zaproponował wyższy z chłopców, klaszcząc w blade dłonie.
- Uwielbiam grać w chowanego! - uśmiechnął się zadowolony John, powtarzając gest swojego rozmówcy.
- Tylko nie wolno wchodzić do gabinetu taty i pokoju Myca - dodał mały Holmes z poważną miną, przez którą wyglądał co najmniej komicznie.
- Jasne - Watson aż podskoczył, ciesząc się na kolejny dzień spędzony z przyjacielem.
- Ja chcę liczyć! - krzyknął Sherlock i obrócił się w stronę ściany.
- Pewnie i tak już wiesz, gdzie się schowam - skrzywił się John, ale ruszył ku drzwiom.
- Pewnie tak - brunet uśmiechnął się chytrze, czego Watson oczywiście nie mógł zobaczyć, bo nie patrzył na jego twarz, po czym zaczął odliczanie. - Jeden, dwa...
Blondyn wyparował z pokoju i zaczął po cichu otwierać wszystkie drzwi na korytarzu poza tymi dwoma, które prowadziły do gabinetu pana Holmesa i pokoju Mycrofta, starszego brata Sherlocka. W końcu natrafił na garderobę. Wskoczył do niej bez wahania i zaczął szukać jakiegoś sensownego miejsca na kryjówkę. W końcu wskoczył w wielkie, zielone kalosze i zakrył się płaszczem przeciwdeszczowym wiszącym nad gumowym obuwiem.
Po dwudziestu sekundach usłyszał skrzypnięcie drzwi, a potem spokojne, aczkolwiek często stawiane kroki. Osoba, która weszła do pomieszczenia, zatrzymała się tuż przy schowanym dobrze, małym Johnie. Tak jak myślał, nie minęły dwie sekundy, a płaszcz został odsunięty gwałtownym ruchem. Oczom blondyna ukazał się tryumfujący uśmiech małego Sherlocka.
- Podglądałeś! - oskarżył go John, z trudem gramoląc się z kaloszy. Były naprawdę wielkie.
- Po prostu wiedziałem, gdzie się schowasz - brunet wzruszył ramionami, odgarniając z czoła pojedynczego loka.
Watson prychnął i wyszedł z pomieszczenia, kierując się do pokoju Sherlocka. Zostawił za sobą otwarte drzwi, poczekał, aż Sherlock wejdzie do środka, po czym odwrócił się i zaczął liczyć z zamkniętymi oczami. Nie słyszał kroków bruneta, co zaczęło go niepokoić. W końcu doliczył do trzydziestu pięciu i odwrócił się, wybiegając z pokoju.
Przeszukał dosłownie każdy pokój, przetrząsnął cały dom od rogu, do rogu, wysłuchał mamy Holmes, która powiedziała mu, gdzie Sherlock chowa się najczęściej. Ale nie znalazł swojego przyjaciela. W końcu tupiąc wrócił na górę, do pokoju chłopca, po czym zamknął za sobą drzwi i aż wrzasnął, momentalnie podskakując do góry i przewracając się na ziemię.
Za drzwiami mały Holmes zwijał się ze śmiechu.
- I ty byłeś tu cały czas?! - wykrzyknął pretensjonalnym tonem.
- A ty... nawet nie... zauważyłeś! - odparł pomiędzy napadami głupawki, aż w końcu nie wytrzymał i runął jak długi na podłogę, wciąż zanosząc się tym swoim charakterystycznym śmiechem.
- Kretyn - mruknął John, przypominając sobie jedną z obelg, jakiej Harriet używała często wobec kolegów ze swojej klasy.
- Idiota - odparł na to Sherlock, siadając i powstrzymując głośny śmiech, ale nadal lekko się trząsł, czyli w środku wciąż chichotał.
- Patyk.
- Balon.
- Wydra.
- Jeż.
- Świr.
- Dżemożerca.
- Przesadziłeś! - krzyknął w końcu John i obrażony usiadł na łóżku, nadymając buzię. Siedzieli tak chwilę w milczeniu, aż w końcu Sherlock postanowił się odezwać.
- No dobra, przepraszam - powiedział, wyciągając rękę do blondyna, który najpierw spojrzał na niego spode łba, a potem uśmiechnął się nieznacznie.
- Od kiedy ty przepraszasz innych? - zapytał, podając brunetowi rękę i potrząsając nią, po czym cofając dłoń.
- Nie przepraszam innych - obruszył się Sherlock. - Przepraszam tylko ciebie, Jawn.
Blondyn uniósł brwi, ale nic już nie powiedział. Razem z przyjacielem zaczął uczyć się na pamięć kolejnych cyfr liczby pi.
~
Dobry dzień XD
(tak, ja dopiero wstałam)

Dzisiaj one-shot nieco dłuższy i spokojniejszy niż zwykle, ale z obecnością Johna, na prośbę michalinka_1 :3
Mam nadzieję, że przypadł Wam do gustu i serdecznie dziękuję za te wszystkie gwiazdki i komentarze pod moimi rozdziałami. Jutro zaserwuję wam shota z "wyzwania" 221B, spodziewajcie się wszystkiego *mroczny uśmiech*

No to do następnego! :D

My turn, Sherlock || Kidlock [ZAWIESZONE] Where stories live. Discover now