2

1.4K 286 209
                                    

Następnego dnia Jisung obudził się dopiero po kilku minutach potrząsania i nawoływania przez matkę. Był okropnie zmęczony, bolała go głowa, a sińce pod oczami praktycznie stapiały się z kolorem jego ciemnych tęczówek. Mimo to był strasznie szczęśliwy i nie mógł pohamować uśmiechu na samą myśl o Chenle. Gdy mama kazała mu zostać w łóżku, w przekonaniu, że jest chory, niemal nie zaczął skakać z radości.

Wtedy nawet nie zależało mu na odespaniu nocy lub oglądaniu telewizji dłużej, niż zazwyczaj, chciał po prostu, jak najszybciej przekonać się, czy chłopiec z szafy nie był tylko snem.

Po krótkim czasie tata i Taeil wyszli, mama zeszła na dół do kuchni, a Jisung został sam w pokoju. Skoro pomieszczenie było wolne od dorosłych, za którymi Chenle nie przepadał, Jisungowi pozostało jedynie pokonać kilka metrów, by ponownie spotkać się ze swoim przyjacielem.

Zaledwie pięć godzin wcześniej droga do szafy wydawała się upiorna, tajemnicza, a każdy krok zdawał się krzyczeć i błagać o zawrócenie. Teraz przeklinał swoje wolne nogi, bo tylko niepotrzebnie przedłużały czas dotarcia do celu, jednocześnie skracając czas na zabawę z Chenle.

Prawa noga, lewa noga, prawa noga, lewa noga. Dalej Jisung, jeszcze trzy takie kroki i dojdziesz do szafy. Tam, jak gdyby nigdy nic, będzie wisiał sobie Chenle, a ty przeżyjesz kolejny świetny dzień, ze świadomością, że jednak nie jesteś szalony. Nie martw się, mówienie do siebie wcale nie jest oznaką szaleństwa.

W końcu udało mu się chwycić za klamkę. Adrenalina w jego żyłach buzowała, a satysfakcja, jaką odczuwał, była znacznie większa od tej, towarzyszącej niezauważonemu zjedzeniu połowy żelków z otwartej paczki, czy wygraniu wyścigu z Sakangiem, co wcale nie było takie łatwe. Wcześniej nawet nie śniło mu się, że może być coś lepszego, niż piegowata twarz Kanga wykrzywiona w grymasie furi i zawstydzenia, lecz teraz, w porównaniu ze śmiechem Chenle, ten widok wydawał się tak marny i nie warty uwagi, jak poszarzały śnieg, który jeszcze odkładał się na trawnikach po ostatniej zimie.

Z szafy wysunęła się żółta nitka. Jisung wiedział, że to dobry znak, ale jeszcze nie mógł zobaczyć swojego przyjaciela, bo widok przysłaniały mu ciemne drzwi mebla.

- Chenle! - wykrzyknął uradowany, zaglądając wgłąb szafy.

Wtem cała jego radość zniknęła jeszcze szybciej, niż się pojawiła. Żółta nitka nie była sznurkiem Chenle, a kawałkiem szalika. Po rudym chłopcu nie było ani śladu, została jedynie przerwa pomiędzy kurtkami, którą równie dobrze mogła zrobić mama, podczas wybierania mu ubrań poprzedniego poranka.

Jisung był zdezorientowany, a smutek miażdżył mu serce, aż pozostał z niego drobny pył, roznoszący się wszędzie i zatruwający jego niespokojne myśli. Starał się powstrzymać łzy, bo przecież nie wypadało płakać nad czymś, co było zwykłą marą senną, ale to wszystko po prostu go przerosło. Bardzo polubił Chenle i chociaż znał go naprawdę krótko, zdążył się z nim zżyć. Myślał, że już znalazł pierwszego przyjaciela nie zrobionego z pluszu, ale on okazał się być głupim marzeniem sennym. Paskudną halucynacją. Niczym więcej.

Po chwili w pokoju zjawiła się pani Lim, zaalarmowana głośnym szlochem swojego dziecka. Widząc go przed szafą, domyśliła się, że może chodzić o potwora, więc spróbowała uspokoić synka. Przytulała go, głaskała po główce i nawet pokazała mu, że szafa jest pusta. Nic to nie dało, Jisung zaczął płakać jeszcze mocniej i wyrywał się, gdy matka starała się zanieść go do łóżka.

- On jest prawdziwy, widziałem go - lamentował chłopiec.
- Nie jest, spokojnie - powtarzała pani Lim, jeszcze bardziej pogarszając sytuację. Skąd miała wiedzieć, że Jisung pragnął obecności potwora?

Po długich zmaganiach z szokiem i histerią, Jisungowi udało się zasnąć. Chciał zapomnieć o Chenle i znaleźć sobie inny sen, jednak nie wiedział jeszcze jak on miał wyglądać.

Może wyścigi samochodowe? Nie, po sześciu latach wśród spalin i koszmarnych wrzasków pijanych ludzi, miał już dość samochodów i wszystkiego, co z nimi związane. Kraina pełna smoków i elfów? To też odpadało, bo ryki potworów, mogłyby skojarzyć mu się z chłopcem. Ocean, cyrk i słońce także nosiły w sobie ślady dawnego przyjaciela. Najbezpieczniej byłoby po prostu nie mieć żadnych snów.

***

Właśnie wybiła godzina trzecia, Jisung po raz kolejny się obudził, w pokoju ponownie rozległ się znajomy dźwięk. Chenle znowu był w szafie.

Jisung był sceptycznie nastawiony, w końcu nadal pamiętał wydarzenia z przedpołudnia. Bał się wychodzić i znów bawić się z chłopcem, bo wiedział, że rano wszystko powróci na swoje miejsce, a jego tylko będzie bardziej boleć. Jednocześnie nie mógł oprzeć się temu uroczemu śmiechowi i nim się zorientował, był już na nogach i zmierzał w kierunku szafy.

Uznał, że skoro był już na miejscu, nie opłacało mu się wycofać. Ostateczne otworzył drzwi szafy, gdzie już czekał na niego Chenle; usmiechnięty od ucha, do ucha, pełen energii potrzebnej do wspólnej zabawy.

- Co ty taki smutny? - zapytał Chenle, widząc, że przyjaciel nie podziela jego radości.
- To tylko sen, prawda? - odpowiedział smutno Jisung. Nie musiał usłyszeć odpowiedzi, by domyślić się, co powie rudy.

Jednak chłopiec z szafy nie lubił być szufladkowany i po raz kolejny pokazał, że nie da się przewidzieć jego zachowań.

- Jaki sen? Jestem prawdziwy - Chenle śmiał się tak mocno, że odbijał się na swoim sznurku, przypominając przez to wielkie, kolorowe jojo - Uszczypnij się, to zobaczysz.

Jisung posłusznie zastosował się do jego rady. Natychmiast poczuł delikatne ukłucie, na jego przedramieniu ukazały się trzy małe półksiężyce z poobgryzanych paznokci, a mimo to cały czas stał przy szafie, a nie leżał w łóżku, tak jak to powinno nastąpić w przypadku snu.

Chenle był prawdziwy.

Jak później to wytłumaczył, mógł pojawiać się w dzień, ale naprawdę nie lubił dorosłych i nie chciał, by plątali się w pobliżu pokoju, podczas gdy on będzie bawił się z Jisungiem.

- Następnym razem przyjdę trochę wcześniej - obiecał z ręką na sercu.

Może i nie znosił dorosłych i uważał ich za całkowicie niepotrzebnych, ale lubił Jisunga i nie chciał, by ten chodził zmęczony z jego powodu.

- A teraz może nauczymy się czegoś nowego?

Mówiąc to, Chenle wyciągnął zza pleców granatową linkę, specjalnie dla Jisunga.

Przyjaciel z Szafy | ChensungWhere stories live. Discover now