4

1.5K 312 417
                                    

Wakacje minęły, Mark wyleciał za ocean. Mogłoby się wydawać, że życie Jisunga powróciło do normy, gdyby nie jeden mały,  ale jakże istotny szczegół. Szafa znowu była pusta. Chenle nie zjawił się od czasu kłótni.

Jisung codziennie zaglądał do szafy, licząc na to, że jego jedyny przyjaciel w końcu mu wybaczy i znowu będą się bawić, jak dawniej, ale to nie nastąpiło.

- Dzisiaj znowu siedziałem sam, bo nikt mnie nie lubi - chłopiec, jak codzień, opowiadał pustemu meblowi o swoim życiu - Ty też mnie już nie lubisz Lele? Odpowiedz.

Ale Chenle nie odpowiadał przez tydzień, miesiąc, rok. Nie przyjął od niego prezentu na gwiazdkę, nie czekał z nim na nowy rok, nie trzymał za niego kciuków, gdy po raz pierwszy przekraczał próg szkoły z plecakiem i głęboko ukrytym w jego wnętrzu Yongju.

To powoli sprawiało, że mały świat chłopca zaczynał się walić. Do tej pory wmawiano mu, że słowo "przepraszam" jest lekiem na wszystko - w przypadku Chenle nie podziałało. Mówiono, że przyjaciel zawsze wybacza - Chenle nie wybaczył. Jeszcze inni twierdzili, że przyjaciel jest z nim na zawsze i nigdy nie doprowadzi go do łez - chłopiec z szafy złamał obie te zasady.

Skoro osoba, którą dotąd tak bardzo sobie cenił, zaprzeczała tym wszystkim wartościom, już zupełnie nie wiedział, co myśleć. Stał się cichy, zamknięty w sobie i strasznie kruchy. Nawet najmniejszy gest lub słowo potrafiły go niemiłosiernie zranić i doprowadzić do płaczu.

Rodzina zdawała się nie zauważać problemów. Wystarczyło, że dużo jadł, nie dostawał uwag, a na każde pytanie o swoje samopoczucie odpowiadał, że czuje się dobrze i już wszyscy zaczęli posądzać o zmiany w nim dojrzewanie, choroby i ciśnienie powietrza.

Ale czy to możliwe, że ciśnienie było tak samo okropne jesienią, zimą i wiosną? Czy zwykłe ciśnienie było w stanie odebrać chłopcu radość z urodzin i wakacji? Zdecydowanie nie, przecież ciśnienie nie rymowało się z Chenle. Według Jisunga z Chenle rymowało się smutno, ciemno, zimno, tęskno. Wszystkie pozytywne skojarzenia zniknęły, ustępując miejsca tym przepełnionym smutkiem i rozpaczą.

Od ich pierwszego spotkania minęły dwa lata. Siedemset trzydzieści niekoniecznie pięknych dni spędzonych zarówno na śmiechu i zabawie, jak i płaczu oraz samotności. Ostatnie dwa znacznie przeważały wśród jego wspomnień, dlatego Jisung, z bólem serca, postanowił zrobić z rocznicy początek rozstania. Tamtej nocy zamknął szafę po raz ostatni.

- Pa, Lele - wyszeptał Jisung drżącym głosem, podczas odpychania drzwi szafy. Od czasów, w których bawił się z Chenle, urósł aż sześć centymetrów, co, jak twierdził, czyniło go wielkim i silnym. Mimo to otwieranie i zamykanie mebla w dalszym ciągu sprawiało mu trudności.
- Baw się dobrze, tam gdzie jesteś.

To koniec. Jisung nadal nie mógł w to uwierzyć. On nawet nie chciał w to wierzyć. Tak po prostu nie mogło być. Prędko rzucił się na łóżko, by tam zdusić w poduszce swój szloch, żeby nie zbudzić reszty rodziny.

Tak bardzo chciał jeszcze raz zobaczyć swojego przyjaciela, przytulić go i przeprosić w żywe oczy. Tylko raz, nie więcej, byleby wiedział, że Chenle się nie gniewa i nie ma w nim wroga. Chciał mieć z nim ostatnie miłe wspomnienia, a nie tylko narastające przygnębienie i granatową linkę, którą dostał od rudego chłopca podczas ich pierwszego spotkania.

Minęła godzina pierwsza, a Jisung nadal płakał z kawałkiem kołdry i linką mocno wtuloną w drobną pierś. O godzinie drugiej leżał w absolutnej ciszy, przykładając prezent od przyjaciela do ucha. Zdawało mu się, że coś do niego szeptał, ale od razu wykluczył taką opcję, bo była wręcz absurdalna. To było jedynie kilka skręconych ze sobą nitek, one nie mogły mówić.

Przyjaciel z Szafy | ChensungWhere stories live. Discover now