🌸10🌸

568 59 30
                                    

3 dni później...

Cały czas mam wrażenie, że to tylko zły sen, a ja za chwilę jak zawsze wybudzę się z niego i wszystko będzie jak dawniej, jak zawsze. Wciąż, pomimo upływu trzech dni nie mogę w to wszystko uwierzyć, nie jestem w stanie zaakceptować prawdy, rzeczywistości, w jakiej się znajduję. Siedząc w pierwszym rzędzie, w ławce kościelnej wpatruje się w trumnę z nie dowierzaniem. Dostrzegam znajome twarze, ale z większością osób, nigdy nie miałam najmniejszej styczności, więc nawet nie zastanawiam się nad tym kto kim jest. Ale czy to ważne? Czasem, na pogrzeby przychodzą całkowicie obcy ludzie, co jest na prawdę piękne. Po mimo tego, że nie znają zmarłego, siadają w ostatnich ławkach i modlą się za niego. Sama rzadko chodzę do kościoła. Chodzę co prawda na religię w moim liceum, ale najczęściej każdą niedzielę spędzam w kawiarni, zarabiając na nasz dom. Co ja mówię..Ach..teraz to już tylko mój dom. Dom pełen różnego rodzaju wspomnień, niestety najczęściej tych złych..

Przez krótką chwilę mój wzrok wędruje za ludźmi, którzy podchodzą do trumny, składając kwiaty. Zatrzymują się na chwilę, niektórzy nawet klękają wyrażając tym samym szacunek.

- Panie i Panowie, czcigodna rodzino, wszyscy zebrani... - z zamroczenia do życia przywołuje mnie głos księdza. - Zebraliśmy się tutaj wszyscy dzisiaj, aby towarzyszyc Elizabeth w ostatniej drodze. Kiedy dowiadujemy się o śmierci bliskiej nam osoby, jesteśmy wstrząśnięci, zdziwieni..

W tym momencie nie jestem ani trochę zdziwiona. Zdawałam sobie sprawę z tego, że prędzej czy później to nastąpi. Pomimo tego, że miała zaledwie 45 lat, jej organizm juz od dłuższego czasu był na skraju wyczerpania. Wyobrażacie sobie wnętrze człowieka, który dzień w dzień wlewa w siebie alkochol przez ponad 10 lat? Ja też nie, i nawet nie chce sobie tego wyobrażać.. Nie sugeruję teraz, że życzyłam jej śmierci. Oczywiście, że nie. Po mimo tego jaka dla mnie była, nie chciałam dla niej tak wczesnego, przewidywanego zakończenia. Stało się tak jednak na jej własne życzenie. Wiele, wiele razy odradzałam jej alkohol, wręcz błagałam, aby poszła na terapię, ale za każdym razem w odpowiedzi słyszałam tylko: "Na coś trzeba umrzeć".

Czuję, jak Eric delikatnie gładzi moją dłoń. Tak od trzech dni mieszkam u niego, a dzisiaj pomimo moich oporów przyszedł tutaj ze mną. Tak na prawdę przez te 3 dni w ogóle nie opuszczałam "swojego" pokoju. Eric przynosił mi tylko jedzienie, które i tak wracalo do niego zawsze w tej samej postaci pod koniec dnia. Nie mam pojęcia dlaczego tak się mną zajmuje, próbuje go rozszyfrowac ale nie potrafię. Jestem mu zupelnie obca, pomógł mi to fakt, ale na tym jego rola się kończy. Tymczasem on zachowuje się jakby chciał, żebym z nim została...

" - Zostań ze mną miesiąc.."

Teraz jestem mu wdzięczna, że tu ze mną jest. Jego obecność na prawdę bardzo mi pomaga. Bez niego.. nie wiem, czy dałabym radę się trzymać.

- Mia, jesteś silna, pamiętaj - szepcze, zaciskając moją dłoń. Czuję jak pod wpływem tego nic nie znaczącego gestu łzy napływają mi do oczu, a obraz przede mną rozmywa się. Czasem człowiek stara się ze wszystkich sił, aby za wszelką cenę pokazać całemu światu, że jest silny, jednakże w tym momencie pozwalam, aby łzy spływały po moich policzkach.

Raz po raz do ambony podchodzą coraz to nowe, nie znane mi osoby, które zgodziły się wygłosić przemowę. Dopóki się nie przedstawią, nie mam pojęcia z kim mam do czynienia. Jednak zauważam cechę, która łączy wszystkie te osoby. Jedna wielka fałszywość. Wszyscy zalewają się łzami, zapewniając "jak to im nie jest przykro". Gówno prawda.
A ja myślałam, że to ze mnie jest dobra aktorka, cofam to. Jest im przykro? Dlaczego zatem przez te wszystkie lata, w swoim domu nie widziałam żadnej z tych twarzy. Ponadto z tego co słyszę, to tak na prawdę nikt nie znał dobrze mojej ciotki. Wszyscy wychwalają ją, mówiąc, że była "wspaniałą, bez problemową osobą". Doprawdy? A czy alkoholizm to nie jest problem? Jest i to wielki. Ona powinna się leczyć, jednak byłam ostatnią osobą, której zechciałaby pomocy.

Mam dosyć. Chce wrócić do domu, położyć się w łóżku i po prostu zasnąć, a kiedy się obudzę zejść na dół i zobaczyć ją w salonie na kanapie z kieliszkiem w ręku. Problem jest w świadomości. Dom bez niej będzie jeszcze bardziej pusty, jak nigdy przedtem.

W końcu ksiądz wyczytuje moje imię. Sama chciałam być ostatnia co do przemowy. Sądziłam, że w czymś mi to pomoże, że może będę miała więcej czasu na zebranie myśli, ale tak na prawdę nadal czuję wielką pustkę.

Wstaje i powolnym krokiem wędruje w strona ołtarza. Czując na sobie wzrok wszystkich obecnych, na przekór podnoszę głowę do góry, chcąc dodać sobie odwagi. Ustawiam mikrofon na odpowiedniej dla mnie wysokości i próbuje zmusić sie do wypowiedzenia jakich kolwiek słów.  W głowie mam mętlik, ale wiem, że coś powiedzieć muszę.
Sama się na to zgodziłam, choć tak na prawdę bez większego zastanowienia. To Eric załatwił za mnie wszystkie formalności, związane z pogrzebem, ja nie miałam do tego głowy.

- "Szczęśliwe zakończenie to luksus, na jaki może pozwolic sobie fikcja" - zaczynam, czując jak mój łamiący się głos, niesie echo po całym ogromnym budynku. - Nie będę teraz o niej opowiadała, pewnie doskonale ją znaliście.. Przynajmniej niektórzy - poprawiam się, ochrząkuję podnosząc wzrok.

Kiedy dostrzegam, że każdy utkwił swój wzrok w ziemi, zdaje sobie sprawę, że trafiłam w sedno. Wcale jej nie znali..
Dodaje jeszcze parę zdań, a potem jak najszybciej wracam do ławki.

- Byłaś dzielna- Eric uśmiecha się do mnie lekko, obejmując ramieniem.

Pewnie myślicie teraz: "Będzie happy end". Niestety nie.. Niczego do niego nie czuje, traktuje go jak przyjaciela, osobę, na którą mogę liczyć. Nie mam pojęcia, jak wrócę teraz do domu, pełnego wspomnień. Czasem wystarczy nie wiele... Miejsce, rzecz a nawet słowo, powodujące, że wszystko momentalnie do nas wraca.

Kiedy wszyscy ludzie kierują się w stronę wyjścia, podchodzę do trumny i uśmiecham się przez łzy. Jeśli piła, bo była tutaj nie szczęśliwa, to teraz w końcu będzie. Wiem, że czeka mnie jeszcze wizyta na cmentarzu, ale staram się o tym nie myśleć.

- Żegnaj - szepcze. Stoję jeszcze przez chwilę i patrzę jak pracownicy zakładu pogrzebowego, powoli podnoszą trumnę, kierując się w stronę wyjścia. Dopiero w tej chwili wszystko do mnie dociera.

- Mia, chodź jedziemy.. - Eric po chwili dołącza do mnie i troskliwie otula ramieniem. - Do naszego domu.

"Naszego domu"...

🌸🌸🌸🌸🌸🌸🌸🌸🌸🌸🌸

Witam po dłuższej przerwie! Wiem, że rozdział jest nie ciekawy ale na tą chwilę nie mam czasu na wymyślanie czegoś lepszego, rozdział pisany na plaży, wybaczcie mi. Postaram się aby w następnym się coś już działo.

WOW PONAD 1000 WYŚWIETLEŃ JESTEŚCIE CUDOWNI! KAŻDA GWIAZDA, KOMENTARZ..COŚ PIĘKNEGO, DZIĘKUJĘ❤❤

DAJ MI SZANSEDonde viven las historias. Descúbrelo ahora