Rozdział 37

4.7K 286 152
                                    


Uniosłem się gwałtownie do pozycji siedzącej i przetarłem oczy. Potrzebowałem krótkiej chwili, aby przypomnieć sobie, gdzie jestem. Gdy uświadomiłem sobie, że to nie jest cholerny sen i naprawdę znajduję się w ruderze Weasleyów wraz ze sporą częścią Zakonu Feniksa, przekląłem pod nosem i zacisnąłem dłonie w pięści. Prawdopodobnie trafiłem do pułapki bez wyjścia. Uciekłem z Kwatery Głównej Śmierciożerców, by wpaść w sieci kolejnych oprawców. Nie miałem pojęcia, dlaczego zgodziłem się, by się tutaj przenieść. Wydarzenia z poprzedniego dnia były jednak wyjątkowo nieoczekiwane. To wszystko działo się zbyt szybko.

Zerknąłem w bok, wpatrując się w śpiącą obok mnie dziewczynę. Dobrze wiedziałem, że odpowiedź, dlaczego postanowiłem przybyć do kwatery Zakonu Feniksa, leżała obok mnie, szczelnie zawinięta w koc. Wykrzywiłem wargi w grymasie, powstrzymując się całą siłą woli, by nie poprawić włosów, które opadały na jej twarz.

Nie potrafiłem tego wszystkiego zrozumieć. Granger była jedynie cholernie irytującą dziewczyną z rodziny mugoli, która nigdy nie powinna zwrócić na mnie swojej uwagi. Mimo to jej wkurwiający upór, siła oraz determinacja, by bronić tego, na czym jej zależy, przyciągnęły mnie do niej niczym magnes.

Jej dobre serce postanowiło wybaczyć nawet komuś takiemu jak ja. Komuś, kto w pewnym sensie odpowiadał za śmierć jej przyjaciół. Kto krzywdził ją miesiącami i starał się chronić w najgorszy możliwy sposób. To było nie do pojęcia. Nie miała powodów, by mi zaufać po tym wszystkim, a jednak to zrobiła.

Przez cały ten czas, gdy byli Gryfoni przebywali w mojej rodzinnej rezydencji, zachowywałem się jak potwór bez uczuć. Granger jednak rozpaliła w moim skutym lodem sercu ledwie tlącą się iskierkę dobroci, która z dnia na dzień zaczynała płonąć. Wdarła się, w głąb mojego umysłu, nie pozwalając mi zapomnieć o ludzkich odruchach. Uświadomiła mi, że poza murami Kwatery Głównej, istnieje świat oraz ludzie, którzy wciąż są gotowi walczyć.

Westchnąłem i przeczesałem palcami włosy, rozglądając się po jasnym pomieszczeniu. Dopiero po chwili przypomniałem sobie, że ten pokój należał kiedyś do Ginny Weasley. Nieprzyjemne dreszcze rozeszły się po moim karku, gdy przypomniałem sobie jej okrutną śmierć. Po błaganiach Granger, zwróciłem jej ciało rodzinie. Prawdopodobnie pochowali ją gdzieś w pobliżu, co nie ułatwiało mi uspokoić myśli.

— Hermionko, kochanie? — do drzwi pokoju zapukała pani domu, a Granger niemal podskoczyła na łóżku, spoglądając na mnie z przerażeniem. Przyłożyła palec do ust z paniką w brązowych oczach. — Kolacja jest już gotowa.

— Dobrze! Za chwilę dołączę! — zapewniła drżącym głosem.

Kroki kobiety oddaliły się, a ja uniosłem brew, wpatrując się w nią pytająco. Szatynka zarumieniła się i unikając mojego spojrzenia, wstała z łóżka, szczelnie owinięta w koc. Obserwowałem przez chwilę jej niezgrabne ruchy, po czym również wstałem, narzucając na siebie koszulkę oraz spodnie. Przez cały ten czas nie odezwaliśmy się do siebie słowem.

— Zaczekaj chwilę — mruknęła i złapała mnie za ramię, gdy chciałem wyjść z pomieszczenia. Spojrzałem na nią, a ona przygryzła wargę. — Myślę, że nie powinniśmy wychodzić stąd wspólnie. Wyjdę pierwsza, a ty dołączysz do mnie za chwilę, dobrze?

— Dlaczego? — zapytałem chłodno i uśmiechnąłem się kpiąco. — Wstydzisz się tego, że sypiasz ze śmierciożercą, tak? Przyjaciele nie byliby zachwyceni, co?

— To nie tak i dobrze o tym wiesz. To nie jest dobry moment na żarty, Malfoy — potrząsnęła głową, skubiąc nerwowo skórki przy paznokciach.

Prychnąłem cicho, a ona wyszła z pokoju. Spojrzałem na zamknięte drzwi niechętnie, czując, że coś nieprzyjemnie zakuło mnie w okolicy serca. Momentalnie całe moje ciało zalała fala niechęci oraz złości. Zaczekałem kilka sekund, po czym dołączyłem do niej na korytarzu, nawet nie zaszczycając jej spojrzeniem.

Historia Oczami Śmierciożercy // DramioneWhere stories live. Discover now