8. Lonely

1K 53 53
                                    

Sięgam dłonią w dół kanapy, by chwycić chłodne szkło, jednak moja ręka spotyka się z puszystym dywanem. Jęczę przeciągle, z trudem okręcając się na plecy. Moja głowa jest niczym nadmuchany balon, mogący w każdej chwili pęknąć.

- Dzień dobry moja piękności – donośny głos dochodzi do mnie, sprawiając że umysł chce eksplodować – W domu nie znajdziesz już ani kropli alkoholu. Mamy dziś piękny piątkowy poranek. Temperatura na zewnątrz wynosi ponad trzydzieści stopni – ktoś rozchyla zasłony, które suwają się z głośnym świstem, przez co oślepia mnie ostre słońce – Niebo jest bezchmurne, a wiatr umiarkowany. Idealny dzień, by spędzić go na świeżym powietrzu.

- Zabije cię – mamroczę, dostrzegając spod wpół przymkniętych powiek brązową czuprynę i koszule w kratę.

- Tak oczywiście – mówi ze śmiechem. Nie mija wiele czasu, kiedy unosi mnie do góry i transportuje w jakimś kierunku. Pieprzone mięsnie i cholerny sześciopak na brzuchu, dzięki czemu bez trudu mnie niesie.

- Puść mnie Li – sapię niewyraźnie, chyba nie do końca zdając sobie sprawę z tego co się dzieje.

- Zaraz Kochany – odpowiada, kładąc mnie do brodzika. – Chciałem po dobroci – słyszę jeszcze, a następnie zalewa mnie lodowata woda.

- Kurwa – wrzeszczę, szarpiąc się, lecz skutecznie mnie przytrzymuję. Moje oczy natychmiast się otwierają, a ja czyje się pobudzony, przez kontakt wody z ciepłą skórą. W końcu się poddaje i siadam na podłożu, pozwalając na kurewsko orzeźwiający prysznic. – Dzięki – prycham.

- Nie ma za co – śmieje się – Masz się umyć, ogolić i za piętnaście minut widzę cię w kuchni. Śmierdzisz jak gówno Lou.

Wykrzywiam twarz w grymasie zdając sobie sprawę, że po tygodniu picia i leżenia na kanapie z całą pewnością nie pachnę fiolkami. No, ale jakby mi to przeszkadzało.

Mamrotam niewyraźnie pod nosem przeklinając Zayna, który z całą pewnością go na mnie nasłał.

- Świetny przyjaciel.

Po szybkim prysznicu i pozbyciu się zbędnego zarostu wchodzę do kuchni, owinięty białym szlafrokiem.

- No, w końcu wyglądasz jak człowiek - mówi, stawiając przede mną dwa talerze z tostami, oraz kawę i coś jeszcze.

- Co to ? – pytam wskazując na szarawy płyn, kompletnie ignorując jego komentarz.

- To zbożówka – odpowiadasz – Dla Harrego.

- Od kiedy on pije zbożówkę – prycham, upijając łyk kawy.

- Lubi ją, ale może gdybyś częściej z nim rozmawiał to byś to wiedział – wyjaśnia. – Teraz zanim zaczniesz jeść, weź ten talerz i kawę i zanieś mu do sypialni.

- Nie będę jego służącą – zaprzeczam – jeśli jest głodny niech sam sobie zrobi.

Liam uderza dłonią w stół, a jego wzrok wypala mi dziurę w głowię. – To twoja wina, że tam leży, i ledwo może chodzić, dlatego teraz wstaniesz i zaniesiesz mu to pieprzone śniadanie, albo pójdę po twój bat i tak złoję ci dupę, że nie ruszysz się następny przez miesiąc.

- Dobra – mruczę, nie chcąc go bardziej wkurzyć. Zły Liam, oznacza kłopoty.

W jednej dłoni trzymam talerz, a w drugiej kubek. Okręcam się biodrem do drzwi, próbując nacisnąć nim klamkę. Z moich ust wychodzi wiązanka przekleństw, zanim mi się to udaje. Stawiam twoje śniadanie na stoliku obok lóżka, i dopiero teraz cię dostrzegam. Minął tydzień, odkład widziałem cię ostatni raz, a można dostrzec jak zmizerniałeś. Skóra jest jeszcze bledsza niż zazwyczaj a oczy jakby zapadły się pod powiekami. Z lekko rozchylonych warg dochodzi do mnie miarowy oddech, który owiewa poduszkę, w którą wtulasz twarz. Zaciśnięte w piąstki dłonie kurczowo trzymają brzeg kołdry, mocno naciągniętej na ciało. Zastanawiam się czy jesteś nagi pod spodem, i w ostatniej chwili powstrzymuje się przed sprawdzeniem tego.

Little ToyHikayelerin yaşadığı yer. Şimdi keşfedin