Rozdział I

138 10 0
                                    


Alexandra

Zajęcia pozaszkolne z literatury miały to do siebie, że zawsze — ale to zawsze — przyciągały największych dziwolągów z całej szkoły. Stada zakochanych po uszy w książkach z dawnych epok fanatyków, gotowych odtworzyć co drugą scenerię zawartą w nich w rzeczywistym świecie, aby przybliżyć się do swego wyimaginowanego ideału. Dobrze, odrobinę przesadziłam, ale kto normalny zatapiałby się w marzeniach o wielkiej miłości, podobnej do tej, jaką przeżyli Tristan i Izolda? To niedorzeczne! Przecież oni musieli odurzyć się jakimś płynem dolanym do herbaty czy innego napoju, aby dopiero zwrócić na siebie uwagę. A jeżeli chodzi o drugą, znacznie bardziej oklepaną, tragiczną parę...

— Szczerze? — Rozkojarzone spojrzenie Melanii powędrowało w stronę nieświadomego Nataniela, skupionego na oglądaniu swych wypielęgnowanych paznokci, jakby próbował odnaleźć pod nimi dobrze ukryty drogocenny skarb mogący przynieść mu fortunę. Ewentualnie zgubę, w zależności, jak by się sprawy potoczyły. — Sama chciałabym się kiedyś poświęcić w imię miłości. Udowodnić światu, że moje uczucia były silne i szczere!

— Ja tak samo! — zawtórowała jej właścicielka lśniących, kruczoczarnych włosów zaplątanych w masywnego warkocza, Luisa. — Możliwe, że rodzice mieliby mi to za złe, ale zapewne kiedyś zrozumieliby mój wybór i całkowicie go zaakceptowali.

Czasami zastanawiałam się, co ja tutaj właściwie robię. Przecież nie znosiłam oklepanych i zbyt często omawianych klasyków, które bardziej mnie odrzucały, niżeli przyciągały. W ogóle nie odczuwałam satysfakcji z poznawania ich treści, ale jako członkini klubu literackiego — chcąc nie chcąc — nie miałam innego wyjścia, jak dostosować się do ściśle określonych reguł. Poza tym strasznie ciężko znaleźć jakąkolwiek kwestię, która nie zdążyła zostać omówiona na przestrzeni setek lat. Ile to już razy wałkowano jedno i to samo, próbując wycisnąć z tej literackiej cytryny ostatnią kroplę? Dołujące. Jednakże o zmianie zajęć nawet mi się nie śniło. Właśnie dzięki mojej czystej niechęci nieraz powstawały ciekawsze, znacznie bardziej kreatywne tematy do rozmów. Niestety niektórzy nie popierali moich pomysłów, przez co pan Farazowski, nauczyciel odpowiedzialny za nasz klub, niejednokrotnie musiał uspokajać tych, co zamierzali udusić mnie gołymi rękami. A jako że nie mogli mi zrobić krzywdy na zajęciach (ani nigdzie indziej, bo kamery czuwały, a po szkole nie potrafili mnie pochwycić), serwowali zawistne spojrzenia, od których niemalże robiło się cieplej na sercu. Bo nienawiść to takie piękne, silne uczucie!

Mając już dość utyskiwań, postanowiłam ponownie podłożyć bombę z opóźnionym zapłonem.

— A ja czegoś takiego nie kupuję — wtrąciłam się w ożywioną rozmowę kółeczka wzajemnej adoracji o wyimaginowanych ukochanych, dla których byłyby w stanie wbić sobie tępy nóż między żebra lub wypić rozpuszczoną w wodzie trutkę na szczury.

Melania już od jakiegoś czasu starała się mnie ignorować, dlatego też nie zdziwiłam się, kiedy nie zwróciła na mnie najmniejszej uwagi. Kontynuowała swoją zawiłą, pełną metafor wypowiedź, kiedy Luisa jednym gestem wykonanym swoją pulchną dłonią nakazała jej zamilknąć. Niechętnie obróciła się w moim kierunku z rozdrażnioną miną. Uśmiechnęłam się do niej słodko.

— Czego niby nie kupujesz?

— Niech pomyślę... Może tej całej maskarady ze śmiercią. Przecież skoro zakochali się w sobie bez pamięci, że nie widzieli świata poza sobą, to dlaczego nie uciekli z miasta, zanim rozpętało się to całe piekło? Mogliby zamieszkać paręnaście kilometrów od Werony, dając tym samym czas swoim rodzinom na ostudzenie emocji, zrozumienie swoich błędów oraz możliwość naprawienia ich.

NieosiągalniМесто, где живут истории. Откройте их для себя