- Jestem w ciąży...- Annabeth i Reyna wytrzeszczyły oczy, Hazel zaczęła piszczeć, ja i Frank otworzyliśmy buzie na oścież i wpatrywaliśmy się jak ciele na malowane wrota w szatynkę, Leo walnął głową w ścianę zapewne myśląc, że to sen, Jason zemdlał upadając na ziemię z głośnym hukiem, Tina złapała się za głowę i zaczęła lekko chwiać, a Nico...
- O kurwa...- powiedział, po czym sam lekko się osunął na ścianę, i kontynuował przeklinanie pod nosem.
- To żart, tak?- spytała z nadzieją w głosie Reyna. Piper zgromiła ją wzrokiem i położyła rękę na swoim brzuchu.
- Nie, to prawda.
- A-ale... jak... kiedy... gdzie... z kim...?- wyjąkała Annabeth.
- No...
- NIE! STÓJ!- podskoczyłem na nagły krzyk Hazel.- To babskie rozmowy, faceci mają stąd wypieprzać!
- Ale- próbował zaprotestować Frank, ale jego dziewczyna spojrzała na niego z mordem w oczach. Mina mu zbladła.
- WYNOCHA STĄD WY ZBOCZEŃCY!- wydarła się, a ja i reszta chłopaków szybko złapaliśmy Jasona, który ciągle obściskiwał się z podłogą i jak najszybciej spieprzyliśmy z ich widoku.- A NIECH TYLKO ZOBACZĘ JAK, KTÓRYŚ PODSŁUCHUJE!- krzyknęła jeszcze za nami Hazel i zamknęła drzwi.
- Dobra panowie, chodźcie, trzeba coś z nim zrobić- Leo wskazał na blondyna, którego podtrzymywali Nico i Frank.- A jak się docuci, trzeba będzie urządzić sobie męską pogawędkę.
- Ale... jak... co...- majaczył Frank w ciągłym szoku.
- No ruszajmy się!- popędził ich widocznie rozemocjonowany Leo. Chłopacy pociągnęli za sobą syna Jupitera, prosto do kajuty syna Hefajstosa. Tam oblaliśmy lodowatą wodą Jasona. Podziałało. Blondyn otworzył oczy i spojrzał na nas. Zaraz potem jakby przypomniał sobie wcześniejszą rozmowę.
- CO?! JAK?! KIEDY?! JAKIM CUDEM?! PRZECIEŻ SIĘ ZABEZPIECZALIŚMY!
- No i się wygadał- skomentował Nico.
- Jason, uspokój się!- krzyknął Leo, na co chłopak trochę się uspokoił i spojrzał na nas.
- Czy to prawda?
- Tia, prawda. A teraz powiedz, czy my o czymś nie wiemy?- spytałem z uniesionymi brwiami.
- Em... no więc... jakby to powiedzieć... No zrobiliśmy to jakieś... dwa tygodnie temu... ale się zabezpieczaliśmy... i widać jak to się skończyło...
- Nie dość, że musimy się uganiać za chuj wie czym, to jeszcze będziemy usieli uważać na jakiegoś bachora- prychnął, Nico wkurzony na potęgę, po czym wyszedł z kajuty Leo i poszedł w tylko sobie znanym kierunku.
- Szczerze, to jesteśmy w dupie- mruknąłem.
- Bardzo czarnej dupie- dodał szatyn. Wszyscy westchnęliśmy.
- Misja... Szukanie nie wiadomo czego... dziecko... ja zaraz wyłysieję!- powiedział załamany Jason.
- Pociesze cię stary, wyłysieję razem z tobą- rzekł " poważnym " tonem syn Hefajstosa.
- Bardzo mnie podniosłeś na duchu...
- Dobra... poczekamy na dziewczyny... i zobaczymy co wymyśliły...
***
- Kocham cię Annabeth...- szepnąłem do ucha mojej dziewczynie. Dwie godziny po ich " babskim wieczorze " jak to one nazwały, mieliśmy czas tylko dla siebie. I to mi się podobało.
- Ja ciebie też Glonomóżdżku...- Ann położyła głowę na mojej klacie. Nawinąłem sobie na palec kosmyk jej włosów. Była taka piękna... Nie wiedziałem, co zrobiłbym bez niej. Moje życie zapewne nie miałoby sensu... Stop! Koniec z takim myśleniem Percy. Trzeba skupić się na rzeczywistości, a nie myśleć o przyszłości, szczególnie tej czarnej. Narazie nic jej nie jest i jesteśmy szczęśliwi. I niech tak narazie zostanie...
-
ESTÁS LEYENDO
Percy x Annabeth || WOLNO PISANE ||
FanficŻycie herosa nigdy nie jest spokojne, ciągle misje, czy i tym razem Percy'emu i Annabeth się poszczęści i przeżyją? ( trwają poprawki )