Rozdział 07 - Chciałbym dostać fragment jej nieba

29 6 3
                                    

Ciemność w pokoju doskonale odzwierciedlała mrok, jaki panował w jego wnętrzu. Największym przeciwnikiem chłopaka była bezradność, nigdy nie potrafił sobie radzić z tym uczuciem. Za każdym razem wściekał się, gdy dopuszczał ją do siebie. Tym razem nie robił z tym kompletnie nic. Po prostu leżał na łóżku, bez jakiegokolwiek przejawu uczuć. Wraz z wejściem do pokoju zostawił emocje za drzwiami.

Ciszę w pokoju przerwało ciche skrzypnięcie drzwi. Luke leniwie odwrócił wzrok w tamtym kierunku. W progu ujrzał swojego przyjaciela z tacą.

- Przyniosłem Ci obiad - postawił jedzenie na łóżku i przysiadł na rogu, wpatrując się w blondyna. - Mam nadzieję, że nie będę musiał go znowu wyrzucać - wyszeptał, jakby bał się, że może zranić Hemmings'a.

Luke tylko kiwnął głową i mocniej wtulił się w trzymany skrawek kołdry. Kolejna dawka łez pchała mu się do oczu.

Clifford westchnął i podniósł się z siedzenia. Zaczął zbierać brudne ubrania rozrzucone po pokoju. Nie potrafił patrzeć na cierpienie, przepełniające jego najlepszego przyjaciela. Złapał za klamkę, chcąc wyjść z pomieszczenia.

- Mike - blondyn powiedział cicho. Czerwonowłosy odłożył trzymane rzeczy i znów usiadł na materacu. - Myślisz, że kiedyś będę wystarczająco dobry, aby zatrzymać ją przy sobie? - Wyszeptał, a kolejne łzy spłynęły po jego policzkach, ponownie mocząc poduszkę.

- Luke - Clifford wytarł łzy z jego twarzy. - Jestem pewien, że jesteś dla niej wystarczający - uśmiechnął się pokrzepiająco do kolegi. - Tylko gdzieś po drodze się zgubiłeś. Jak każdy z nas - Michael poklepał pocieszająco Hemmings'a po plecach.

Zostawił go z masą pytań, które nie dawały mu spać po nocach. Zamęczały każdego dnia, czyniąc blondyna jeszcze bardziej bezradnym.

Osiemnastolatek mówił prawdę, Luke zgubił się gdzieś po drodze. Ale za co go obwiniać? Ma dopiero siedemnaście lat, wyruszył w trasę koncertową, chciał korzystać. Nie widział w tym nic złego.

Do teraz.

Do momentu, aż spotkał Violettę. Miał pewność, że ona pomogłaby mu podnieść się i odnaleźć właściwą drogę. Znał ją wyłącznie z rozmów telefonicznych, jednak czuł do niej coś więcej niż zwykłą przyjaźń.

Tylko czy to była miłość?

Jego przemyślenia przerwało pukanie do drzwi, które starał się zignorować. Nie miał ochoty na rozmowę z chłopakami. Zakrył głowę poduszką i próbował wyrzucić z głowy dźwięk uderzania. Zdenerwowany zwlekł się z materaca i rzucając wiązanką przekleństw, podszedł do drzwi. Przelotnie spojrzał w lustro i przyklepał rozkopane włosy, tak na wszelki wypadek.

- Mogę wejść? - Dziewczyna wychyliła się znad ramienia Ashtona i nieśmiało patrzyła na blondyna.

- Tak, jasne - otwarł szerzej drzwi, przepuszczając ją. - Przepraszam za bałagan - podrapał się nerwowo po karku.

- Nie ma problemu - rzuciła i zajęła miejsce na łóżku. Oparła się na rękach, uporczywie wpatrując się w chłopaka. - Mam ochotę Cię zabić - wyrzuciła z siebie szybko. Blondyn spojrzał na nią zdziwiony. - Ale gdy widzę Twoje oczy to, aż mi się płakać chce - wstała i stanęła naprzeciw niego. Jeszcze nigdy nie widziała, aż tyle smutku w jednej parze oczu. - Chcę być wiatrem, który odgoni burzę z Twojego nieba - szepnęła, odwracając czekoladowe tęczówki w stronę dywanu. - Nie utrudniaj mi tego, Luke - poprosiła cicho.

- Ja nie chciałem, żeby to tak wyszło - zacisnął dłonie w pięści, pragnąc cofnąć się w czasie. Naprawić wszystkie błędy. - Naprawdę mi na niej zależy, Lodo.

Heaven is a place on earth || L.H.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz