3

62 3 0
                                    


21 maj 2013
W szkole był bardzo stresujący dzień.
Zaczyna się wystawianie ocen i nauczyciele wyraźnie nas cisną. 
Boję się fizyki i matematyki, chociaż matma to mój ulubiony przedmiot. Polski też lubię, bo lubię pisać, ale nienawidzę ortografii i słowotwórstwa. Wiersze też uwielbiam, ale interpretuję je zawsze inaczej niż mówi nam nauczycielka. 
Wracając do domu kupuję sobie dużą czekoladę. Zanim dojeżdżam autobusem pod swój dom prawie jej już nie ma.
Od zawsze słodycze to mój sposób na odstresowanie. Moja własna mała chwila przyjemności, która ma wynagrodzić wszystkie zmartwienia. Trwa ona niestety tylko chwilę i wkrótce przysłaniają je wyrzuty sumienia. Źle się czuję, że zjadłam czekoladę, więc aby poprawić sobie humor jem następną. Ot taka logika. I zamknięte koło obżarstwa i nienawiści do siebie. Między przystankiem, a moim domem jest Żabka. Wchodzę do niej, kupuję jakieś śmieciowe żarcie i obiecuję sobie, że nic już dzisiaj innego nie zjem. 
Mojej mamy nie ma w domu, kiedy przychodzę. Na piecu stoi zupa. Wkładam ją z powrotem do lodówki. Powiem mamie później, że zjadłam coś po szkole. Może że byłam gdzieś z koleżankami i że nie byłam głodna.

We własnej głowieWhere stories live. Discover now