3

481 33 6
                                    

Kamil

Obudziłem się kiedy słońce wznosiło się dopiero nad horyzontem. Chmury, skąpane w jego delikatnych promieniach widocznych przez lotniskowe okna wyglądały wprost cudownie, a znajdujący się niedaleko ocean dodawał całej sytuacji uroku. Kiedy uświadomiłem sobie, dlaczego tu jestem spróbowałem podnieść głowę z poduszki, jaką stanowiło ramię Petera, jednak nie dałem rady. Moja czaszka przyciśnięta był przez jego, co uniemożliwiało mi poruszenie się bez obudzenia go. Spojrzałem na zegarek który wskazywał za cztery piąta. Delikatnie potrząsnąłem mężczyzną i spróbowałem wyszarpać głowę, ale Prevc za nic w świecie nie chciał dać się obudzić. W tej chwili uświadomiłem sobie, że wcale łatwym nie będzie przerwanie jego snu. Kiedy potrząsanie, nawet to dużo mocniejsze zawiodło, a czas do wylotu stale się zmniejszał postanowiłem oblać go wodą z mojej walizki. Z trudem po nią sięgnąłem, a potem jednym mocnym przekręceniem otworzyłem butelkę wylewając jej zawartość na spodnie bruneta. On najwyraźniej pobudzony niską temperaturą wody podskoczył, a potem rozejrzał po hali nad wyraz przytomnie.

-Czemu budzisz mnie w środku nocy?-zrobił wyraźnie niezadowoloną minę

-No wiesz, wczoraj zaspałeś na samolot, a dzisiaj do naszego "zastępczego" mamy już tylko niecałą godzinkę, więc postanowiłem cię obudzić-oznajmiłem dość mocno zasmucony jego oskarżycielskim tonem

W końcu chciałem dobrze, bo gdyby nie ja prawdopodobnie spędziłby tu kolejną dobę. Zamrugał kilka razy, a potem spojrzał na mnie i po przyjacielsku przytulił. W moim brzuchu natychmiast zaczęły unosić się motylki, a mój żołądek na pewno fiknął już koziołka. Nieco zawstydzony delikatnie oddałem uścisk, a potem zostałem przez Słoweńca postawiony na równe nogi.

-Przepraszam, że tak na ciebie naskoczyłem. Czasami odbija mi po wczesnej pobudce i nie bardzo kontaktuję ze światem. To co, idziemy na tą odprawę żeby mieć to już z głowy?-zapytał pomagając zapiąć mi walizkę

-Jasne, im wcześniej to zrobimy tym lepiej.-podeszliśmy do odpowiedniego stanowiska i po przejściu odpowiedniej rewizji zostaliśmy przepuszczeni przez bramki

Rozsiedliśmy się w samolocie na naszych miejscach i zaczęliśmy pogawędkę o kształtach chmur widzianych z płyty lotniskowej. W pewnej chwili obaj skupiliśmy się na tej samej chmurze i w tym samym czasie wyraziliśmy swoją opinię na temat jej kształtu:

-Żółw/Koń ze strzałami wbitymi w zadek-rozległo się w tym samym momencie, a my spojrzeliśmy na siebie z oburzeniem-Gdzie ty widzisz żółwia/konia ze strzałami?!-ponownie, tym razem głośniej, rozbrzmiało w samolocie, a ludzie siedzący już  z nami w maszynie dziwnie się na nas popatrzyli

-No popatrz, tam ewidentnie jest głowa, a potem przekształca się w szyję, skorupę, a na samym końcu w ogonek-stwierdziłem odrobinę ciszej pokazując poszczególne elementy na niebie

-Jakby się dokładnie przyglądać to możesz mieć słuszność, ale tego konia widać na pierwszy rzut oka!-wyjaśnił przejeżdżając palcem po konturze chmurki

-Nie  no, ja bym bardziej powiedział, że to tamta wygląda jak twój koń-mocno obstawałem przy swoim

-No przecież o tej cały czas mówię-spojrzał na mnie z konsternacją nic nie rozumiejąc

-To by wszystko wyjaśniało, bo ja wpatrywałem się w tą-wyjaśniłem wskazując obiekt palcem

Obaj wybuchnęliśmy śmiechem. W pewnej chwili przyszła mi na telefon wiadomość od trenera, który poinformował mnie, do jakiego samolotu przesiadam się w Tokio. Peter, na sam widok tych wszystkich kreseczek i kropeczek złapał się za głowę.

-Jak wy możecie porozumiewać się takimi znakami?! Przecież nauczenie się tego jest niemożliwe!

-Nasz język to i tak pikuś przy takim japońskim czy chińskim-zaśmiałem się-Chociaż mamy tyle skomplikowanych zasad, że czasem nawet poloniści się w tym gubią

-Powiedz jakieś zdanie po polsku z dużą ilością tych słynnych kreseczkowych dźwięków-poprosił

-Okey, sam tego chciałeś-zaśmiałem się złowieszczo-W Szczebrzeszynie chrząszcz brzmi w trzcinie, a Szczebrzeszyn z tego słynie-wyrecytowałem z pamięci chyba najsłynniejszego polskiego łamańca językowego, a Słoweniec aż rozdziawił usta

-Nauczysz mnie coś po polsku?-zapytał robiąc minę Kota w Butach ze "Shreka"

-Niech ci będzie, ale nie odpowiadam potem za połamany język-poinformowałem go, a kiedy przystał na ten warunek zaczęliśmy naukę podstawowych słówek

Po niecałej godzinie lotu wysiedliśmy w stolicy Japonii, a Peter umiał już około dziesięciu podstawowych słówek. Tam na lotnisku okazało się, że obaj lecimy za jakieś dwie godziny do Lublany, więc w dalszym ciągu siedzieliśmy koło siebie. Czasem, kiedy próbowałem wyjaśnić coś gestykulując i nasze dłonie przez przypadek się spotykały przechodził przeze mnie dziwny dreszcz, ale nie skupiałem się na nim, a na Peterze, który z każdą chwilą miał coraz mniejszą ochotę na naukę języka polskiego, dlatego zarządziłem przerwę, w czasie której zjedliśmy śniadanie. Lot do Słowenii w większości przespaliśmy, więc nim się obejrzałem czekałem już tylko na samolot do ojczyzny.

________________
Wciąż bez opóźnień 😁

Ach Te Zakłady Z Laniskiem~ProchWo Geschichten leben. Entdecke jetzt