〰6〰

3K 220 195
                                    

MARINETTE

Ostatniej nocy w ogóle nie mogłam spać. Świadomość, że to właśnie tego dnia postawię pierwszy krok ku nowemu życiu, skutecznie spędzał sen z moich powiek.

Trochę się tym wszystkim denerwowałam. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, to już niedługo będę rozwódką. Tylko co dalej? Będę wolna i nie będę wiedziała, co mam ze sobą zrobić. Może gdzieś wyjadę? Kuzynostwo zapraszało mnie do Chin. Może ich odwiedzę.

Wzięłam wszystkie potrzebne mi dokumenty i poszłam do kancelarii prawnej, w której miałam się spotkać z tym prawnikiem, którego poleciła mi przyjaciółka.

Poprawiłam włosy i zapukałam w drzwi, a po usłyszeniu przyzwolenia, weszłam do gabinetu.

Pomieszczenie było większe niż całe moje mieszkanie. Masywne dębowe biurko stało na środku, a biblioteka zapełniona grubymi księgami ze zdobionymi grzbietami zasłaniała całą ścianę naprzeciwko.

Usiadłam przed prawnikiem i opowiedziałam mu moją historię.

- Nie macie państwo dzieci ani wspólnego majątku, więc wszystko powinno przebiec bezproblemowo, chyba że pani mąż będzie stwarzać jakieś problemy. - wstał z fotela i podszedł do drukarki, z której wyjął wydrukowane chwilę wcześniej dokumenty.

- Nawet nie wiem, co się z nim dzieje, ale pewnie będzie bardzo szczęśliwy, że po sześciu latach ma mnie z głowy. - powiedziałam, podpisując dwa egzemplarze pozwu o rozwód.

- Proszę jeszcze powiedzieć, czy to będzie rozprawa z orzekaniem o winie? - zapytał znad papierów.

- Nie, nie chcę niczego utrudniać. - zaprzeczyłam. - Chcę mieć to po prostu z głowy i raz na zawsze pozbyć się tego ciężaru.

- Jedną kopię złożę do sądu, a drugą wyślę do pana Agreste. - włożył dwie kartki do osobnych kopert i zakleił je. - Na dzisiaj to wszystko. W razie jakichkolwiek pytań, czy wątpliwości, proszę dzwonić.

Podziękowałam i wyszłam dziwnie usatysfakcjonowana słowami prawnika. Pierwszy raz od ponad roku można powiedzieć, że jestem szczęśliwa i pierwszy raz od tego czasu szczerze się uśmiechnęłam. Z serca zniknął mi niesamowity ciężar, przez co miałam ochotę skakać. Nareszcie wszystko się ułoży.

Po spotkaniu z prawnikiem miałam wszystko zrelacjonować Alyi, dlatego dosłownie w podskokach ruszyłam do jej mieszkania. Moja przyjaciółka nie zdążyła nic powiedzieć, bo zaraz po otworzeniu przez nią drzwi, rzuciłam jej się na szyję i mocno przytuliłam. Szatynka zaprosiła mnie do środka i usiadłyśmy na kanapie.

Mieszkanie Alyi to również kawalerka podobnych rozmiarów co moja, tylko że jej lokum jest w o wiele lepszym stanie niż moje. Dziwi mnie to, że jest z Ninem tyle lat w związku, a jeszcze z nim nie mieszka. Chociaż z drugiej strony to dobrze, że się tak nie spieszy. Wyjdzie jej to na dobre.

- Stara, gratuluję! - ucieszyła się, kiedy wszystko jej opowiedziałam. - Poczekaj, idę po szampana.

- Alya, jeszcze nic nie jest przesądzone. - odpowiedziałam.

- Nie żartuj! - nalała alkohol do kieliszków. - Już prawie po wszystkim.

- Tak, już prawie po wszystkim. - powtórzyłam i westchnęłam.

- Teraz tylko doprowadzimy cię do porządku i idziemy na podryw. - pościła mi oczko. - Znaczy ty idziesz, bo ja mam chłopaka. - sprostowała wcześniejszą wypowiedź.

- Daj spokój. - machnęłam ręką. -

- Powinnaś zacząć randkować. - uniosła się. - Ten Nathaniël chyba od zawsze się w tobie podkochiwał, może powinnaś się z nim umówić?

Pogadałyśmy jeszcze kilka godzin, ale musiałam się już zbierać. Rozmowa z przyjaciółką to było to, czego było mi trzeba. Wróciłam do swojego mieszkania i położyłam się na łóżku. Przed twarz podniosłam dłoń, na której były obrączka ślubna i dwa pierścionki zaręczynowe od Adriena. Bez wahania ściągnęłam biżuterię z palca. Przed schowaniem jej, przyjrzałam się obrączce. Niby zwykła złota obręcz, ale w środku miała wygrawerowany napis, którego wcześniej nie spostrzegłam.

LadyNoir na zawsze.

- Już nie. - szepnęłam i odłożyłam biżuterię na stolik nocny.

Sylwester nadszedł szybko. To jedyny dzień, który mam ochotę raz na zawsze wykreślić z kalendarza. To właśnie tego dnia siedem lat temu dałam się omotać do reszty temu flirciarskiemu Kocurowi. Nie wiem, co takiego mi wtedy odbiło. Jaka ja byłam głupia, gdyby nie to wszystko, to dzisiaj nie miałabym złamanego serca i może coś bym w moim marnym życiu osiągnęła. Głupiutka Marinette poleciała na kilka słodkich słówek, to teraz ma za swoje.

Tyle w tym wszystkim dobrego, że nie zajadałam smutków i ich nie zapijałam, bo teraz pewnie byłabym ważącą jakieś sto czterdzieści kilogramów alkoholiczką, czekającą na przeszczep wątroby. Tak, jednak są jakieś pozytywne strony.

Do północy zostało jeszcze kilka godzin, ale fajerwerki było widać i słychać przez cały dzień. Opatulona jedynym kocem, jaki miałam, usiadłam na parapecie i oparłam głowę o szybę. Nie mieszkałam w zbyt ciekawej okolicy i jedyne, co było widać z okna, to blok naprzeciwko mojego i kawałek nieba.

Widząc fajerwerki, mimowolnie przypomniało mi się całe moje małżeństwo. Miałam ochotę ryczeć, ale tego nie zrobiłam. Nie wyleję przez tego palanta już ani jednej łzy. Zamrugałam szybko kilka razy i pozbyłam się tego nieprzyjemnego uczucia.

Kiedy już miałam schodzić z parapetu, żeby położyć się spać, usłyszałam pukanie w drzwi.

👹👹👹

Koniec Tajemnic ||Miraculous||✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz