〰9〰

3.2K 212 158
                                    

ADRIEN

To takie wspaniałe, że choć raz znów mogłem się obok niej obudzić. Nie mam najmniejszej ochoty wstawać z łóżka ani tym bardziej jej puszczać. Zrobię wszystko, żeby tylko mi wybaczyła i wróciła do mnie. Wszystko. Znów będzie tak jak kiedyś, a przynajmniej mam taką nadzieję.

Objąłem jej ciało i przyciągnąłem ją delikatnie do siebie, uważając, żeby jej nie obudzić. Schowałem nos w jej aksamitne, atramentowe włosy. Pachniały jak zwykle pięknie. Tak bardzo żałuję ostatniego roku. Wiem, że tak łatwo mi nie wybaczy i nie wróci do mnie od razu, lecz ja się nie poddam i odzyskam moją Królową.

Poczułem, jak jej ciało się napina i usłyszałem, jak mruczy pod nosem coś niezrozumiałego. Po chwili się do mnie odwróciła. Patrzyła na mnie przez pewien czas bez słowa, po czym się uśmiechnęła. Złożyłem krótki pocałunek na jej piegowatym nosku, który uroczo zmarszczyła.

- Niesamowicie mi tego brakowało. - szepnąłem. - Wypiękniałaś.

- A ty zgłupiałeś. - przyznała.

Mówiąc, że idzie wziąć krótki prysznic, wstała i poszła do łazienki. Ja natomiast zacząłem ubierać swoje wczorajsze ciuchy. Założywszy sweter, w oczy rzuciły mi się trzy złote przedmioty leżące na stoliku obok łóżka. Okazało się, że to była to jej obrączka ślubna i pierścionki zaręczynowe. Zdjęła je? W sumie po tym pozwie rozwodowym mogłem się tego spodziewać. Bez namysłu wsadziłem biżuterie Marinette do kieszeni, wiedząc już, co chcę z tym zrobić. Zbliża się nasza siódma rocznica, więc przydałoby się dodać to i owo. Wiem, że nie lubi błyskotek, ale mnie to nie obchodzi.

Marinette wyszła z łazienki i dziwnie na mnie spojrzała, a ja w dwie sekundy znalazłem się przy niej. Pocałowałem ją namiętnie i agresywnie, przez co była w szoku. Mówiąc, że przyjdę dziś po nią do pracy, wyszedłem. Co prawda, nie miałem pojęcia, czy nadal pracuje w tej kawiarni, ale mam nadzieję, że tam będzie.

Poszedłem do naszego domu, bo stwierdziłem, że trzeba tam posprzątać. Przez cały ten czas miałem nadzieję, że już niedługo wrócimy tam oboje.

Wycierałem starannie wszystkie kurze, gdy drzwi wejściowe otworzyły się z hukiem, a w nich stanęła moja mama, niewyglądająca na szczęśliwą.

- ADRIENIE AGRESTE! - trzasnęła skrzydłem drzwi. - CO TY SOBIE WYOBRAŻASZ?! - stanęła przy mnie.

Wspominałem, że nasz dom znajduje się naprzeciwko domu moich rodziców?

- Przepraszam, mamo. - przytuliłem kobietę.

- Jeszcze jeden taki numer, a cię wydziedziczę. - zagroziła już spokojniej.

- Wszystko ci wyjaśnię, ale teraz wybacz, idę odzyskać żonę. - wyminąłem ją i wyszedłem z domu w stronę kawiarni, w której pracuje Marinette.

MARINETTE

Czekam na niego już prawie dwie godziny. I co? Znowu to samo. Znowu głupia mu uwierzyłam, a on znowu mnie wyrolował. Nigdy więcej nie dam się omotać temu człowiekowi.

Wytarłam wierzchem dłoni łzę spływającą mi po policzku i weszłam do alejki za kawiarnią, gdzie stoi kontener na odpady. Chciałam jak najszybciej wrócić do domu, dlatego miałam zamiar się przemienić. Już miałam powiedzieć: Tikki, kropkuj, ale przeszkodził mi w tym dość głośny dźwięk przewracania szklanych butelek. Postanowiłam to sprawdzić.

Stawiałam cicho stopy na granitowej kostce, by nie zwrócić na siebie uwagi. Wstrzymałam oddech i wytężyłam słuch, co pomogło mi zarejestrować kolejne niepokojące dźwięki. Ostrożnie wychyliłam się zza kontenera, a wtedy moje serce zamarło.

Adrien leżał na oblodzonym bruku, a nieskazitelnie biały śnieg zalegający pomiędzy budynkami już nie był taki nieskazitelny - był nasiąknięty szkarłatną krwią mojego męża.

- Adrien? - klęknęłam przy nim i poklepałam go po policzku. - Adrien!

- Marinette, to ten nożownik go zaatakował. - wyjaśnił Plagg.

- Muszę go zabrać do szpitala. - wyciągałam już telefon z torebki, żeby zadzwonić pod numer alarmowy, ale kwami Czarnego Kota mi w tym przeszkodziło.

- Nie możesz. - usiadł na urządzeniu, które trzymałam w dłoni. - Lekarze mu nie pomogą, ale za to twoja mama zna osobę, która pomoże Adrienowi.

Plagg wyjaśnił jeszcze, że prawdopodobnie ten niewidzialny nożownik był pod władaniem Akumy, ponieważ wyczuł od niego jakąś ciemną energię. Nie powiem, że się tym wszystkim nie zmartwiłam.

Zadzwoniłam po tatę, żeby przyjechał po nas i pomógł mi z blondynem. Z początku sprzeciwiałam się, żeby Adrienem zajął się ktoś inny niż lekarz, jednak Plagg nie dawał za wygraną, twierdząc, że niejaki Mistrz Fu zna się lepiej na rzeczy, niż te konowały ze szpitali.

Tata przyjechał szybciej, niż przypuszczałam i biorąc Adriena pod pachę, zaprowadził go do samochodu. Wspólnymi siłami posadziliśmy go na tylnej kanapie wozu i zapieliśmy pas, a ja usiadłam przy nim. Złapawszy jego nadgarstek, próbowałam wyczuć jego tętno, co nie było łatwe w jadącym po kiepskiej drodze samochodzie.

Bałam się o niego i to bardzo. W tej ciemności nie widziałam jego ran i nie potrafiłam określić tego, czy są powierzchowne, czy były to głębokie cięcia.

Dojechaliśmy pod nasz dom i znowu wspólnymi siłami doprowadziliśmy go na sofę w salonie.

- N-nie zd-zdążyłem s-s... - wyjąkał.

- Ciii, nic nie mów. - uciszyłam go, żeby niepotrzebnie nie marnował energii.

Nie dbałam o to, że byłam teraz cała we krwi, teraz liczyło się jedynie to, żeby on wyszedł z tego cało.

Byłam tak pochłonięta rozpaczą, że nawet nie zauważyłam, kiedy do salonu weszła moja mama i jakiś niski siwy starzec z kozią bródką. Starzec miał na sobie czerwoną koszulę w żółte kwiaty.

Mistrz Fu rozerwał koszulkę mojego męża, a naszym oczom ukazał się zakrwawiony tors blondyna. Mężczyzna obmył wszystkie rany, po czym nasmarował je jakąś nieciekawie pachnącą mazią, którą chwilę temu przygotował w porcelanowym moździerzu, a na koniec owinął go prawie całego bandażem. Powiedział też, że Adrien miał szczęście, bo rany nie były głębokie i żadne narządy wewnętrzne, nie ucierpiały.

Strażnik przekazał nam jeszcze, że będzie nam potrzebna pomoc i powoła nowych bohaterów.

👹👹👹

Koniec Tajemnic ||Miraculous||✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz