TGML - 13

4.1K 406 15
                                    

    Louis nie jest w humorze na imprezę.

    Niall jednakże uparł się na to, ponieważ twierdzi, że to poprawi szatynowi nastrój. Więc zostaje zaciągnięty do domu Perrie Edwards w zwykłych jeansach i bluzie, nie mając ochoty na nic poza oglądaniem nagrania z USG Harry'ego.

    – Przynajmniej spróbuj się dobrze bawić. Dla mnie? – mówi blondyn, uśmiechając się do Louisa ciepło, co jest u niego niemal rzadkością. Szatyn jedynie wzdycha i kiwa słabo głową, pozwalając Irlandczykowi zaciągnąć się do ogromnego domu panny Edwards.

    – Nareszcie jesteście! – wydysza Perrie, uśmiechając się szeroko i przytulając Nialla od razu, gdy wchodzą do środka. Kiedy wypuszcza go z objęć, spogląda na Louisa. – Jesteś Louis, racja? – Szatyn przytakuje. – Ah, to o tobie mówił Harry.

    Louis rumieni się, kiedy kolejne dwie dziewczyny przytulają Nialla. Blondyn zawsze był bardzej popularny i szatyn lekko mu tego zazdrości.

    – Lou, to jest Ashley – przestawia  dziewczynę z niebieskimi włosami blondyn. – A to Leigh-Anne. – Wskazuje na nastolatkę z czarnymi, kręconymi włosami.

    Louis macha do nich delikatnie, na co Ashley unosi brwi, kiedy druga dziewczyna słodko mu odmachuje. Po tym Leigh odwraca się do Nialla.

    – Skoczę dla nas po coś do picia! – krzyczy przez muzykę.

    – Weź ze sobą Louisa – odpowiada Niall, a Louis kiwa głową. Nigdy nie wiadomo kto znajduje się na takiej imprezie i lepiej, żeby dziewczyny nie chodziły samotnie. Leigh-Anne obraca się i uśmiecha do Tomlinsona, po czym idą razem do kuchni.

    – Więc jesteś przyjacielem Nialla? – krzyczy przez muzykę Leigh-Anne. Louis jedynie przytakuje, kiedy dziewczyna bierze napój gazowany. Zauważył piwa, które stały zaraz obok puszek z napojami, i to, że dziewczyna zdecydowała się na coś innego.

    Leigh-Anne mówi coś jeszcze, lecz Louis nie potrafi usłyszeć tego poprzez głośne dźwięki. Wskazuje na swoje ucho i pochyla się, na co dziewczyna powtarza to, co próbowała powiedzieć, ale grająca muzyka i krzyki otaczających ich osób dalej uniemożliwiają mu usłyszenie czegokolwiek. Leigh-Anne jedynie śmieje się, kiedy Louis powtarza swój gest, po czym chwyta go za dłoń i wyprowadza na słabo oświetlony ganek. Nie ma na nim nikogo prócz nich i kiedy Louis zamyka za nimi drzwi, nie słychać prawie żadnych dźwięków z domu.

    Leigh-Anne siada na małej huśtawce i Louis zajmuje miejsce obok niej. Przez chwilę siedzą w ciszy i szatyn cieszy się, że zdołał uciec od tych wszystkich hałasów.

    – Na pewno słyszałaś o mnie masę złych rzeczy – mówi zawstydzony, ledwie słyszalnym szeptem. Dziewczyna obraca głowę, by na niego spojrzeć, rzucając mu mały uśmiech. To wtedy niebieskooki zauważa, jak skromnie ubrana jest, w przeciwieństwie do większości dziewczyna na tej imprezie, które chyba zapomniały, że jest styczeń. Ma na sobie szary sweter i niebieskie jeansy, a jej kręcone włosy są związane w kucyka.

    – Nie oznacza to jednak, że w nie wierzę – odpowiada, wzruszając ramionami i biorąc łyk picia. – Ledwo cię znam, nie mogę udawać, że wiem o tobie wszystko tylko dlatego, że inni gadają różne rzeczy.

    Louis nie potrafi się powstrzymać i uśmiecha się, opierając na huśtawce, ponieważ usłyszenie tego przyniosło naprawdę dużo ulgi.

    – To… Wow. – Szatyn śmieje się. – Dziękuję. Miło to słyszeć.

    Leigh-Anne jedynie się uśmiecha.

    – Zresztą, Harry jest moim przyjacielem – kontynuuje. – Nie uwierzę w nic, co ktoś powie na ten temat, chyba że usłyszę to prosto od niego.

    – Naprawdę dobrze wiedzieć, że jego przyjaciele nie odsuwają się od niego tylko przez to, że jest w ciąży – mówi Louis, ponieważ z powodu Sophi i innych osób, z którymi spotyka się Harry, martwił się, że brunet będzie miał z tym wszystkim ciężko.

    – Nie mogę go tak naprawdę oceniać, moja mama urodziła mnie, gdy miała siedemnaście lat – odpiera.

    – Gdy ja się urodziłem, moja miała osiemnaście – mówi Louis, układając rękę na tyle oparcia, kiedy Leigh-Anne opiera się o nie. – I myślę, że oczekiwała ode mnie czegoś lepszego, ale trochę to spieprzyłem, czyż nie?

    Leigh-Anne kręci głową.

    – Nie uważam tak – stwierdza. – Nie sądzę, że mógłbyś zrobić coś głupiego, jak robią to niektórzy nastoletni ojcowie. Zaaplikowałeś na uniwersytet, prawda?

    Louis kiwa głową.

    – W Manchesterze.

    – I nie porzucisz Harry'ego, racja? – pyta dziewczyna, a Louis kręci głową. – Będzie ciężko, to na pewno, ale może wszystko się ułoży. Założę się, że twoja mama będzie z ciebie dumna.

    Louis czuje to ciepłe, przyjemne uczucie i nie wie dlaczego. Kiwa głową, zanim zauważa, że dziewczyna trzęsie się z zimna.

    – Proszę – mamrocze, ściągając swoją bluzę i podając ją Leigh-Anne. Ta nawet nie próbuje protestować, po prostu bierze ją z uśmiechem i przekłada przez głowę. Bluza jest na niej ogromna, rękawy zasłaniają jej dłonie, lecz dziękuję cicho Louisowi i siada wygodnie na huśtawce.

    – Znacie już płeć dziecka? – pyta Leigh-Anne, obracając się lekko, by patrzeć na Louisa. Niebieskooki uśmiecha się do niej, czując spokój, którego nie czuł od dłuższego czasu. To było przyjemne, tylko on, ona i księżyc.

    – Nie – wzdycha szczęśliwie. – Jest dopiero w czwartym miesiącu, tak myślę, a można to określić dopiero w piątym. Kilka dni temu oglądałem pierwsze nagranie USG. Jade dała mi płytę DVD, którą dostali podczas pierwszej wizyty kontrolnej u ginekologa. To było szalone.

    – Tak? – pyta cicho mulatka, chcąc, by Louis kontynuował.

    – Tak – odpowiada. – Widziałem wcześniej nagrania z USG. Mam masę młodszego rodzeństwa. Lecz oglądanie własnego dziecka… To było niesamowite.

    Louis i Leigh-Anne rozmawiają przez resztę nocy, wymieniając się numerami, kiedy pijany Niall odnajduje ich, mówiąc, że szatyn musi odwieźć ich do domu i wtedy Louis obiecuje dziewczynie, że spotkają się w przyszłym tygodniu.

There Goes My Life || Larry [tłumaczenie PL]Where stories live. Discover now