Rozdział 11

2.4K 256 136
                                    


Ciche mruczenie wyrwało Louisa ze snu. Niechętnie uniósł głowę i ze zdziwieniem odkrył, że nie leży już na ziemi a na wygodnym łóżku. Co więcej, do jego boku przyczepiony był Liam, który jeszcze słodko spał i prawdopodobnie to on nieświadomie zbudził szatyna. Co do cholery? Przecież dokładnie pamiętał, że siedział na ziemi w swoim pokoju z Hazel u boku. Zmarszczył brwi, ale po chwili zrozumiał, że nie ma ochoty na myślenie, więc po prostu pozbył się wszelkich myśli, bo przecież Liam i tak był jego Omegą, a on powinien z nią zasypiać jak i budzić się każdego ranka. 

Dopiero teraz zwrócił uwagę, że zapowiadał się kolejny szary, deszczowy dzień, a krople cicho uderzały w szybę. Ziewnął, a kilka zabłąkanych kosmyków spadło na jego czoło. Dzisiejszy dzień spędzi w domu, to pewne. 

Po cichu zszedł na dół, aby nie obudzić nikogo więcej. Wielki zegar na ścianie wskazywał dopiero na szóstą, więc tym bardziej wiedział, że wszyscy byliby marudni do końca dnia, jeśli teraz kazałby im wstać. 

- Proszę państwa, przed wami Wielka Alfa Louis Tomlinson, który boi się obudzić swoje stado -parsknął, otwierając lodówkę i przeglądając wszystkie produkty. - Nic dobrego. Co za życie - wymamrotał i trzasnął drzwiami może trochę za głośno. Na szczęście nikt nie pojawił się na dole, więc szatyn przeszedł do salonu szurając nogami, które odziane były jedynie w pluszowe kapcie z króliczkami. Pokręcił głową, kiedy kolejny raz tego dnia udowodnił samemu sobie, że nie nadaje się na przywódcę stada. Prędzej Shawn, czy Niall, ale nie on. 

- Hazel, kici kici - mruknął cicho nieświadomie, znudzony do granic możliwości. Przeglądał bez celu Instagrama, jednak jego myśli były nieobecne. W jego głowie panowała totalna pustka. Nic, kompletnie. Żadnych złych myśli, dobrych tym bardziej. 

Nie wiedział co ze sobą zrobić i jedyne, co mu pozostało to sprawdzenie, czy przypadkiem w lodówce nie pojawiło się magicznie jedzenie. Dobre jedzenie. Wstał więc chwiejnie i z wpół otwartymi powiekami podreptał do kuchni, uchylając drzwi. Jak wielkie było jego zaskoczenie, kiedy produkty były takie same jak kilkanaście minut temu. Rozdrażniony pchnął mocno i aż podskoczył zaskoczony, gdy przy swoich nogach zobaczył wilka. 

- Co ty tu robisz, sierściuchu? - szepnął, patrząc na niego podejrzliwie. Poza tym, gdzie ona była przez całą noc i jak się tu dostała? 

I jeśli był nieco zirytowany, kiedy zwierzę mu nie odpowiedziało, nie dał po sobie tego poznać i jedynie przeszedł do salonu, nie patrząc za siebie. 

Louis miał ochotę usnąć i nigdy więcej nie wstawać, a przynajmniej nie w tym życiu. Runął jak długi na kanapę i ciche westchnięcie opuściło jego wąskie usta. Był zmęczony, mimo że niedawno wstał. 

- Wiesz co, Hazel? - zagadał do zwierzęcia, które znowu było u jego boku. Był znudzony, a jego resztki normalności już dawno zniknęły. - Zawsze zastanawiało mnie, czy masz siusiaka, czy nie. Bo wiesz. - Machnął ręką, jakby miał zamiar nie kończyć zdania, bo było zbyt dziwne, ale olał to. Przecież Hazel nie rozumiała połowy słów, którymi się posługiwał. - Niby czuć od ciebie waderą, ale jakby tak się przyjrzeć, to nie zaglądałem ci do spodni. Nie wiem jaką bestię tam trzymasz. Czekaj, gdybyś miała pindola, to jak ja mam cię nazwać? - zastanowił się na głos i spojrzał pytająco na zwierzę, które po prostu spało w jego nogach. Szatyn nawet nie wiedział jakim cudem zmieściła się cała na tak małej kanapie. Ten widok był poniekąd rozczulający. 

- Dzień dobry - usłyszał Louis i spojrzał w kierunku schodów, skąd schodził zaspany Niall. Skinął lekko głową i wrócił do patrzenia na Hazel. Była słodka kiedy spała, a on jak zwykle zauważył to z opóźnieniem. 

- Zrobisz nam coś do jedzenia? - spytał, ostrożnie wstając i rozciągając się. Musiał sprawdzić, czy z jego Omegą wszystko było dobrze. - Obudzę resztę. - I już go nie było. 

Najpierw zajrzał do najmniejszego pokoju, który przypadł Liamowi. Stanął w progu, opierając się o framugę i przyglądał się przez chwilę pogrążonemu we śnie chłopcu. Wyglądał tak niewinnie z rękoma obejmującymi kołdrę, uchylonymi ustami i roztrzepanymi włosami, że Louis miał ochotę uwiecznić ten moment, jednak jego telefon miał inne plany, zostając przy Hazel. Westchnął cicho i wyszedł, nie chcąc budzić jeszcze swojej Omegi. Kiedy zajrzał do pokoju Zayna, ten już stał przy lustrze i układał swoje włosy, uśmiechając się i patrząc na swoje zęby. 

- Ah ty przystojniaku. - Cmoknął do swojego odbicia, patrząc na siebie zalotnie. - Wyglądasz dziś olśniewająco.  

Rozbawiona Alfa odchrząknęła cicho, tym samym zwracając na siebie uwagę mulata. 

- Hej, Lou. - Uśmiechnął się do niego Zayn i podszedł, obejmując ramionami. Zaskoczony szatyn nie wiedział o co chodziło, więc jedynie stał tam sztywny i czekał, aż jego przyjaciel skończy. - Myślałeś nad tym, co powiedziałem wczoraj? - zapytał i odsunął się, siadając na swoim niezaścielonym łóżku. Uśmiech zastąpiło zmartwienie i czysta ciekawość. 

- Nie - mruknął szczerze Louis, bo jego głowę nie zaprzątało to, jak zmienić Hazel. W żadnym stopniu. 


Kiedy Louis skończył jeść, jego przyjaciele dopiero zaczęli to robić. Zayn podsunął mu pomysł, żeby udać się z jego problemem do Starszyzny, jednak on nie za bardzo miał na to ochotę. Byli starymi grzybami, chamscy i aroganccy, myślący, że pozjadali wszystkie rozumy. Louis naprawdę ich nie lubił. Miał z nimi styczność jedynie raz w życiu i nie chciałby tego powtarzać. 

O dziwo, jego stado, a przynajmniej ta część, z którą mieszkał, nie zadawała pytań, gdy zobaczyli nieznanego wilka w domu. Jedynie dziwne spojrzenia, które mu rzucali były widoczne. 

- Pooglądamy coś? - spytał, kiedy dwie godziny później siedzieli w salonie. Ten dzień mógł zaliczyć do nudnych, nic nie wnoszących do jego życia. - Wybierzcie coś - rzucił i wstał, bo przypomniało mu się, żeby wziąć dla siebie i Liama kocyk. Spojrzał na Shawna i Billa, Zayna i Nialla i doszedł do wniosku, że oni nie potrzebują nic do przykrycia, bo są gorącymi wilkołakami. Dosłownie i w przenośni. 

Hazel tego dnia nie odstępowała go na krok i wszędzie chodziła z nim. Louis naprawdę się dziwił, że nie próbowała uciekać, ani nie była agresywna w stosunku do nich. Ich pierwsze spotkanie nie należało przecież do najprzyjemniejszych. 

Chwytając koc w dłonie, uśmiechnął się zadowolony, nucąc pod nosem jakąś piosenkę. Zamknął szafę i zadowolony z siebie ruszył z powrotem, jednak jego plany pokrzyżował wilk, który stanął mu na drodze. Alfa potknęła się i wylądowała na ziemi, zaraz obok Hazel. 

- Widzę, że zadziorna - zaśmiał się cicho i chciał wstać, jednak zwierzę miało inne plany. Rzuciła się na niego i przygniotła swoim ciałem, a język wywaliła na twarz szatyna, który jęknął obrzydzony. Wyglądała na szczęśliwą i zadowoloną z siebie. 

- Lubisz jak leżę pod tobą, prawda? Nic z tego, skarbie. - Mrugnął okiem w jej stronę, a na jego twarz wszedł dumny uśmiech. - Jestem na górze - szepnął jedynie i wyplątał się spod niej. 

I jeśli wyglądał wtedy jak dżdżownica, która została przejechana przez autobus, ale skoro nikt tego nie widział, zostało to tajemnicą. 

I jeśli myślał do końca dnia o swojej głupocie i tym, że rozmawiał ze zwierzęciem, jego twarz nie zdradzała żadnych emocji. 



Od kolejnego zaczynamy dramę czy coś, bo za nudno tu ( ͡° ͜ʖ ͡°)


Nieznany // Larry A/B/OOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz