Rocznica

3.2K 233 488
                                    

***

Paczki przynoszone do mieszkania Viktora były zjawiskiem na tyle rzadkim i tak bardzo podejrzanym, że gorsze wydawały się już tylko takie z dołączonymi bilecikiem o treści "dzień dobry, tu bomba" lub te, przy niesieniu których listonosz sugerował żartobliwym tonem, że przesyłka waży jak pięć kilo narkotyków paczkowanych w małych porcjach. Cokolwiek można było bowiem mówić o niefrasobliwości rosyjskiego mistrza, Viktor starał się dbać o te minimum prywatności jakim był dom. Między innymi z tego właśnie powodu zawsze chętnie zgadzał się na wszelkie wywiady i reklamy, by nie musieć opędzać się od paparazzi czyhających pod windą. W końcu nikomu nie chciało się śledzić kogoś, kto sam wychodził z propozycją "a może na tę sesję z garniturami przyprowadzi również swojego przystojnego podopiecznego?".

Ale tym razem paczka okazała się nawet gorsza od miny przeciwczołgowej czy zdechłej ryby przesłanej przez sfrustrowanego fana. A to wszystko dlatego, że widniało na niej nie nazwisko Nikiforova, lecz Katsukiego.

- Yuuri? Zamawiałeś coś? - Viktor zamknął drzwi, niosąc w dłoniach prostokątne, ukryte w białej kopercie zawiniątko. Paczka nie była nawet opisana po rosyjsku, co tylko tym bardziej wzmagało podejrzenia. - Bo wydawało mi się, że zdołaliśmy zapakować całą wałówkę od mamy do bagażu...

- Przecież byliśmy w Hasetsu. Nie miałem kiedy ani po co zamawiać czegokolwiek do domu. - Gdy tylko Yuuri podszedł do Viktora i spojrzał ponad jego ramieniem na przyniesioną kopertę. Zaraz, zaraz, przecież te literki... Ach, no tak! Japończyk w jednej chwili przejął przesyłkę i bez zbędnych ceregieli rozerwał jej brzeg. - No nic. Skoro to nieplanowany podarunek dla mnie, to wezmę to na siebie. Zresztą z nas dwojga ty bardziej zasługujesz na to, żeby przeżyć. Kocham cię. Opiekuj się Makkachinem.

- Tak nie wolno! Nie możesz stroić sobie żartów i jednocześnie mówić, że mnie kochasz, bo zaczynam brać to na poważnie! - zakrzyknął Viktor, wyciągając ręce z powrotem po paczkę. Yuuri wywinął się jednak płynnym piruetem i odskoczył kawałek w bok. - Przecież nie wytrzymam bez ciebie nawet pięciu sekund! Oddaj!

Ale było już za późno. Cokolwiek sądzone było Yuuriemu, przeznaczenie wypełniło się w momencie, gdy wsunął dłoń w kopertę i wyciągnął stamtąd...

Książkę. Cienką, oprawioną w sztywną, granatową okładkę książkę, na której lśniące złotem, tłoczone litery układały się w angielski napis "History Makers". Już na pierwszy rzut oka widać było, że to nie była pozycja do kupienia w sklepie, szczególnie gdy uwzględniło się to, że przesyłka pochodziła z Bangkoku.

- Viktor! Nie uwierzysz! - Japończyk przeleciał wzrokiem po tekście z doklejonej do rogu karteczki i oznajmił: - Phichit przysłał nam album ze zdjęciami!

- Co? Naprawdę? - Teraz to Viktor zajrzał Yuuriemu przez rękę i odczytał nabazgroloną po angielsku wiadomość. - A to drań! Podobno rozmawiali o tym z Chrisem w trakcie eventu, ale nie spodziewałem się, że ktokolwiek zrobi coś na tę okazję. Że to już rok.

- Rok? - zdziwił się Katsuki. Dopiero po chwili, gdy już obliczył sobie w myślach, co działo się kilkanaście miesięcy wcześniej, zrozumiał, o czym mowa. Zrozumiał i nieznacznie się zarumienił. - No tak. To już rok odkąd przyjechałeś... Ale zaraz, chwila. To my obchodzimy jakąś rocznicę, chociaż nawet jeszcze nie...?

- Ciii. - Viktor położył ukochanemu palec na ustach i uśmiechnął się szelmowsko. - A czy to ważne? Skoro Phichit uznał, że warto, to na pewno ma rację. Poza tym przydałoby się obchodzić jakąś rocznicę znajomości, skoro musimy jeszcze troszkę poczekać na ten ślub, prawda?

Yuuri zamrugał, a potem nieśmiało pokiwał głową, na co Nikiforov ucałował ukochanego w skroń. Cóż, właściwie nie musieli nic świętować. Odpowiedź brzmiała "chcieli". A już na pewno chciał Viktor, który cały wręcz promieniał, to ciekawsko zerkając na trzymany w rękach Katsukiego tom, to spoglądając na samego mężczyznę. Yuuri natomiast stał i umierał wewnętrznie z rozczulenia, nie mogąc się zdecydować, czy podroczyć się jeszcze z partnerem, czy wyznać, że najwspanialszym świętowaniem i tak było to w trakcie "Hasetsu na lodzie". Nie potrzebował dodatkowych prezentów ani wymyślnych rocznic, jeśli mógł zwyczajnie cieszyć się wspólnie spędzonym czasem.

Pozdrowienia z Petersburga!Where stories live. Discover now