Dorosłość

984 99 208
                                    

***

Kiedy Yuuri był jeszcze mały - tak mały, że jednego dnia mógł marzyć o tym, żeby zostać przebojowym strażakiem, kolejnego zdawał licencję pilota, a trzeciego otrzymywał awans na szefa fabryki cukierków - wydawało mu się, że dorosłość była fajna, bo każdy dzień przynosił nowe przygody. Ratował na własnych barkach płonące staruszki z pomarszczonych domów (a może na odwrót?), latał odrzutowcem dookoła świata i z powrotem albo walczył z powodzią krówek-ciągutek, które wypluwała zepsuta maszyneria. Tak, tak to sobie mniej więcej wyobrażał. W końcu dorośli mogli wszystko, prawda?

Dziś dwudziestoczteroletni Yuuri - który strażaków widywał co najwyżej w telewizji, pilotom zawdzięczał możliwość podróżowania na zawody, a pozycja szefa cukierków była dla niego tak samo odległa, jak i same łakocie - uważał, że dorosłość była fajna... na swój specjalny sposób. Ale nie miało to żadnego związku z przeżywaniem przygód jako łyżwiarz figurowy czy odbywaniem emocjonujących pojedynków na lodowisku. Zachwycające było to, że mógł tak po prostu i bez wyraźnego powodu zarzucić sobie koc na plecy, sięgnąć do lodówki po kubek wiśniowego jogurtu, wyciągać z szuflady swoją ulubioną łyżeczkę (tę specjalną, bardzo płaską), zgasić światło w kuchni i usiąść na parapecie w ciemnym salonie, skąd rozciągał się widok na pogrążony w wieczornym mroku Petersburg. Tylko tyle. Ale dla zapracowanego człowieka, który przeszło pięć godzin spędził na treningu, półtorej zajęło samo przejście do i z Klubu, a godzinę trwał poranny spacer z Makkachinem, takie chwile były absolutnym szczęściem.

A jesienne wieczory to już w ogóle nie miały sobie równych.

W listopadzie zmierzch zapadał naprawdę szybko, dlatego spoglądający przez okno Yuuri widział znacznie mniej szczegółów otaczającego świata, niż ich faktycznie było. Zniknęły gdzieś drzewa, przepadły zdobienia na budynkach, ukryły się druty czy linie wysokiego napięcia. Mimo to sceneria wciąż posiadała swój niewątpliwy urok, który sprawił, że łyżwiarz zdecydował się przysiąść na przysłowiowy kwadrans i popatrzeć bezrefleksyjnie w okno, przy okazji czekając na powrót narzeczonego. Przydrożne latarnie świeciły już pełnią mocy, a po ulicy raz za razem przemykały ławice samochodowych reflektorów, sunące w zwartym szyku, bo co kilkaset metrów musiały się zatrzymywać na kolejnych, opatrzonych sygnalizacją skrzyżowaniach. Czasami Yuuriemu udawało się dostrzec ekran komórki, w którą ten czy inny przechodzień wpatrywał się jak zahipnotyzowany, czasami obok kolumny aut śmigało rowerowe światełko, wskazujące drogę jakiemuś bardziej zapalonemu cykliście... jednak najwięcej widać było zwyczajnych sufitowych lamp i żarówek, które świadczyły o tym, że w setkach i tysiącach mieszkań powoli zjawiali się ich kolejni lokatorzy.

Yuuri oderwał foliowe wieczko, odłożył je na blat przy telewizorze i zaczął powoli jeść jogurt, patrząc na przypadkową, zmieniającą się co kilka minut szachownicę okien. Jednocześnie z pewnym zaskoczeniem pomyślał, że cały ten widok był w swoim założeniu jakiś taki straszliwie pokrzepiający - że Yuuri nie był tak do końca sam, że zawsze gdzieś obok istniała druga osoba i że wszyscy ci ludzie razem wzięci wspólnie z nim przeżywali swoje małe, domowe, zupełnie bezpieczne przygody. O, chociażby tam, naprzeciwko. Przez pewne drzwi balkonowe Yuuri widział stół, przy którym jakiś mężczyzna w średnim wieku już od jakiegoś czasu po prostu sobie siedział. Nie poruszał głową ani nie unosił rąk, więc raczej nie jadł spóźnionego obiadu, a mimo to trwał dzielnie przy tym samym stole przez kolejne i kolejne minuty. Może oglądał telewizję? Rozwiązywał krzyżówkę w gazecie? A może pisał coś na laptopie - na przykład przekrojowy esej o historii tenisa stołowego - bo tak mu akurat było wygodniej? Niestety, tajemnica miała już na zawsze pozostać nierozwiązana, no chyba że Yuuri do reszty by oszalał i wybrałby się z wizytą do tego kompletnie obcego sąsiada-po-oknie. Ale to może nie tym razem. I najlepiej nie w tej dekadzie.

Pozdrowienia z Petersburga!Where stories live. Discover now