§3§ Prawo do bycia dobrym

8.1K 760 226
                                    

___________________

A kiedy słońce gasnące oświeci
Ostatni dzień mych marzeń i upadek,
Sam swojej hańby i rozpaczy świadek,
W milczącą przepaść duch się mój rozleci
¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯

Udawanie przed Malfoyem, że wszystko jest w porządku wymagało od Pottera mniej więcej tyle samo siły, ile od Dracona utrzymywanie spokojnej maski w towarzystwie Harry'ego.

Chociaż krótka, rozmowa nadszarpnęła ich wiarę w samych siebie.

Harry nie chciał okazać słabości przy byłym szkolnym wrogu. Bał się tego, podobnie jak lękał się samego chłopaka — w końcu Malfoy już udowodnił, że jest jeszcze bardziej nieobliczalny, niż w szkole i nie zawaha się przed torturami, ani groźbami. W dodatku Potter wątpił w zapewnienia blondyna, jakoby Czarny Pan nie wiedział, że on, Wybraniec, tutaj jest. Chłopak węszył podstęp: Malfoy zawsze był podłą gnidą i chociaż Harry nie miał pojęcia, jakie korzyści mogłoby mu przyniesieść dawanie Gryfonowi złudnej nadziei, był niemal pewien, że ten go okłamuje, by w stosownym momencie go zniszczyć całkowicie.

Draco z kolei usiłował przekonać samego siebie, że wcale nie ma ochoty tego zrobić.

Miał w swoich rękach — a konkretniej: w swojej piwnicy — przyszłość Anglii, przyszłość świata i przyszłość około siedmiu miliardów ludzi. I to go przerażało.

Los całej Ziemii scentralizowany był w człowieku wybranym, człowieku wyniesionym ponad innych przez poświęcenie swoich rodziców. Człowiekiem tym był Harry James Potter, który aktualnie żył tylko dzięki łasce Dracona Lucjusza Malfoya, najmarniejszego ścierwa, jakie kiedykolwiek przestąpiło próg Hogwartu.

I właśnie to napełniało serce rzeczonego Ślizgona tak dużym niepokojem, połączonym z jakimś dziwnym, ponurym rozbawieniem. Naprawdę, ale to naprawdę nie był gotowy na rolę niańki Wybrańca. Nie umiał się z nim obchodzić, nie umiał z nim rozmawiać i, przede wszystkim, nie umiał uwierzyć, że chłopak rzeczywiście coś zdziała.

Ale z jakiegoś powodu jednak zaufał Ginevrze Weasley i wziął ciało chłopaka z pola bitwy, narażając przy tym własne, jakże marne i nic nieznaczące, życie.

Czy rzeczywiście jej zaufał? Może po prostu ulitował się nad tą rudą dziewczyną, stojącą już jedną nogą w grobie?

Teraz, gdy Draco nad tym rozmyślał, nie umiał znaleźć odpowiedzi na to pytanie.

Chłopak westchnął.

Razem z Potterem, wziął na siebie cholernie dużą odpowiedzialność. Co gorsza, sam wątpił, czy jej podoła.

Stawanie się dobrym człowiekiem najwyraźniej było o wiele trudniejsze, niż sobie wyobrażał.

Uratowanie człowieka było czynem moralnie słusznym, osądził w duchu Draco. Kłamstwo względem przełożonych już nie. Torturowanie rzeczonego człowieka też nie.

Cholera. Nadal był na minusie. O tyle, o ile kłamstwo był w stanie jeszcze jakoś usprawiedliwić — w końcu mógł przyjąć, że stanowiło część misji ratunkowej, to tortur już nie.

Zresztą kłamstwo względem Bellatrix nie było jedynym, jakie przeszło przez jego usta. Należy bowiem pamiętać, że chłopak zamaskował prawdę również wtedy, gdy Harry spytał go o życie przyjaciół.

Ślizgońskie Prawa || DrarryWhere stories live. Discover now