§19§ Prawo do wyznań

4.5K 518 250
                                    

____________________________
Śpieszmy się kochać ludzi tak szybko odchodzą 
i ci co nie odchodzą nie zawsze powrócą 
i nigdy nie wiadomo mówiąc o miłości 
czy pierwsza jest ostatnią czy ostatnia pierwszą 
__________________________

Malfoy zamarł, nie wiedząc, jak zareagować na słowa Gryfona. Były zbyt niespodziewane, zbyt dziwne w kontekście och pogmatwanej relacji i zbyt... niepotterowe, jeżeli takie określenie w ogóle istniało.

Mój boże, on naprawdę jest typowym gryfonem, jęknął w duchu Malfoy. Lekkomyślnym, głupim jak but, durnym gryfiakiem.

Harry skrzyżował ręce na piersi, patrząc wyzywająco na Draco. Wyglądał na całkowicie wyluzowanego i panującego nad sytuacją, ale ślizgon podejrzewał, że jest to jedynie maska: nie wiedział za to, co może kryć się pod nią i to go nieco niepokoiło.

— Nie rozumiem cię — parsknął Malfoy, chociaż wcale nie było mu do śmiechu. — Nie rozumiem.

— Ja ciebie też nie, więc wszystko chyba się równoważy, Draco. — Z nonszalancją wzruszył ramionami Potter, a na jego twarz wypłynął kpiący uśmieszek.

Malfoy poczuł, jak wzbiera się w nim irytacja i jakieś dziwne, trudne do zdefiniowania, gwałtowne uczucie, ale powstrzymał się od kolejnej, złośliwej uwagi.

— Czekam — mruknął Potter, unosząc brwi. Draco poczuł nagłą chęć, by mu przywalić.

Jak on śmie!?, pomyślał wkurzony. Jak śmie tak kpić z moich uczuć!? Jak śmie mną tak pomiatać!?

— Słuchaj, no — warknął, łapiąc Harry'ego za ramię i wbijając palce w jego ciało. Gryfon skrzywił się i spróbował wyszarpnąć. — Nie kpij sobie ze mnie, Potter, bo źle się to dla ciebie skończy. Nie muszę ci nic udowadniać. Nie jestem ci nic winien. Jeżeli cokolwiek do ciebie czuję, to nie powinieneś tego wykorzystywać. Myślałem, że wy, z Gryffindoru, macie chociaż szczątkowe poczucie godności... Jak widać, myliłem się.

Odepchnął go od siebie gwałtownie, a Harry zatoczył się i niemalże upadł.

-— Jesteś tchórzem — obwieścił spokojnie Gryfon, gdy już złapał równowagę. — Boisz się już nawet nie własnego cienia, co własnego serca, Draco. Myślałeś pewnie, że odtrącę cię, gdy dowiem się o twoich uczuciach? Och, byłeś o tym święcie przekonany! Sądziłeś, że znasz mnie jak własną kieszeń, podczas gdy w rzeczywistości nie wiesz o mnie zupełnie nic. Ba! Ty nie wiesz nic o samym sobie! Boisz się siebie. Jesteś przerażony na myśl, że...

— Zamknij się! — przerwał mu Malfoy, czerwony ze wściekłości. — Nie masz prawa...!

Expelliarmus! — zawołał Harry, widząc, że ślizgon wyciąga różdżkę. — Silentio!

— Chciałem dać ci szansę, Malfoy — westchnął, podnosząc gładki, podłużny przedmiot z ziemii. — Nie kocham cię, nie miej co do tego złudzeń. Ale pomimo tego chciałem dać ci szansę. Tyle że wiesz co, Draco? Ty nie chcesz mieć szansy. Bo szansa jest wyborem, a ty obawiasz się, że wszystko zaprzepaścisz. Problem w tym, że odrzucenie szansy też jest wyborem, w dodatku najgorszym z możliwych. Bo tracisz wszystko, nawet nie spróbowawszy tego zdobyć.

Zbliżył się do Ślizgona, który stał w bezruchu, przygryzając dolną wargę.

— Dlaczego chcesz przegrać, nawet nie przystępując do gry, Draco? — spytał, kładąc dłoń na jego policzku. Sam nie wiedział, czy mówiąc, że go nie kocha, próbował bardziej przekonać siebie, czy jego.

— Bo wynik gry nie zależy tylko od nas — mruknął ślizgon, uciekając wzrokiem. — Jeżeli ty zakochasz się we mnie, lub ja w tobie... Oboje będziemy zniszczeni, zdajesz sobie z tego sprawę?

Ślizgońskie Prawa || DrarryWhere stories live. Discover now