Rozdział III

377 25 10
                                    

ALYSSA

Zwierzęcy charkot wdarł się do świadomości na wpół przytomnej Alyssy. Zamarła, przez chwilę nie będąc w stanie wznowić walki. Ciało już i tak zaczynało się poddawać, jakby podświadomie wiedziała, że toczy z góry skazaną na przegraną walkę. Kimkolwiek był stojący przed nią mężczyzna, na pewno nie należał do normalnych ludzi. W zasadzie wątpiła w to, czy w ogóle był człowiekiem, chociaż taka myśl wydawała się nierealna.

Od braku tchu i niemożności zaczerpnięcia powietrza zaczynało jej się kręcić w głowie. Krztusiła się, obolała i coraz bliższa omdlenia, chociaż z jakiegoś powodu uparcie nie była w stanie stracić przytomności. Umrę – uświadomiła sobie, ale ta myśl nie wywołała w niej lęku. To jedno słowo było jakby wypisane na kartce papieru. Czytała je, pokornie przyjmując do wiadomości. Być może była w szoku, ale uznała, że tak jest lepiej. Nie chciała się bać, a tym bardziej żałować podjętych decyzji. Wtedy musiałaby przyznać, że wpakowała się w kłopoty z własnej woli, a na to zdecydowanie nie czuła się gotowa. Umieranie ze świadomością popełnionych błędów brzmiało jak najgorszy możliwy scenariusz.

Gdyby przynajmniej rozumiała, dlaczego musiało do tego dojść! Balansowała gdzieś na granicy życia i śmierci, chociaż nie była na to gotowa, a tym bardziej nie wiedziała, czym podpadła duszącemu ją mężczyźnie. Gdyby przynajmniej w jakiś sposób mu się naraziła, może wszystko byłoby łatwiejsze. Gdyby tylko rozumiała...

Nieludzko piękna twarz oprawcy zaczynała rozmazywać się przed jej oczami. Alyssa czuła się niemal jak w jednym z tych swoich pokrętnych snów, w których zapadała się w ciemność. Zamknęła oczy, nagle marząc, by otoczyła ją pustka. Gdyby zaczęła spadać, poczułaby się bezpieczniej. Spadanie było czymś znajomym i bliskim, było... spokojne.

Spokojna śmierć. Tylko tego pragnęła.

Kolejne dzikie warknięcie doszło jakby z oddali, przytłumione tak, jakby znajdowała się pod wodą. Mimo osłabienia, balansując gdzieś na granicy świadomości, znalazła dość siły, żeby otworzyć oczy. Twarz Doriana zamajaczyła zaledwie kilkanaście centymetrów od jej własnej. Spoglądał na nią w skupieniu, chłodny i obojętny, jakby zabijanie było dla niego czymś równie naturalnym, co dla niej oddychanie. To samo w sobie wydawało się nie do pojęcia, jednak najbardziej oszołomiły ją jego tęczówki. Wcześniej brązowe, nagle zabłysły szkarłatem, dokładnie w ten sam sposób, co wcześniej u Chloe.

Właśnie wtedy wszystko potoczyło się błyskawicznie.

Dorian zesztywniał. Oderwał wzrok od twarzy Alyssy, gwałtownie oglądając się za siebie. Nie poluzował uścisku na jej gardle, jednak to nie miało znaczenia. Nie, skoro już chwilę później został zmuszony, by zwolnić go całkowicie, przy akompaniamencie kolejnego zwierzęcego harkotu.

Alyssa ciężko osunęła się na kolana. Zakaszlała, walcząc o oddech i krzywiąc się z bólu, gdy powietrze zaczęło trzeć o jej podrażnione gardło. Wciąż miała wrażenie, że za moment straci przytomność, ale znalazła w sobie dość samozaparcia, żeby przynajmniej spróbować do tego nie dopuścić. Oddychała spazmatycznie, drżącymi dłońmi masując szyję i rozkoszując się tlenem niczym topielica, której jakimś cudem w ostatniej chwili udało się wypłynąć na powietrze.

Ktoś zaklął, a chwilę później cisza nocy po raz kolejny została przerwana, tym razem przez ogłuszający huk. Ziemia zadrżała w posadach, wytrącając Alyssę z równowagi. Upadła twarzą na trawę, zbyt zaskoczona, by w porę wyciągnąć przed siebie ręce. W panice spróbowała się podnieść, ale zdołała jedynie podeprzeć się na łokciach i rozejrzeć dookoła. Widok powalonego drzewa, leżącego zaledwie kilka metrów od niej, przyprawił ją o dreszcze, jednak to okazało się zaledwie początkiem. Kolejny pniak złamał się z trzaskiem, kruchy niczym zapałka, a nie podstawa potężnego, wiekowego dębu.

KRONIKI UPADŁYCH | BĘDZIE WYDANE!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz