Rozdział siódmy

504 32 23
                                    

- Jaki on jest słodki! - zachwyciła się mała blondynka mocno przytulając mojego Toffee. Jego wzrok jednoznacznie mówił: ''Pomusz!". Biedak próbował wydostać się z zabójczego uścisku. - Lilia! Złapiesz go dla mnie? Jest taki uroczy i kochany.

Z uśmiechem na twarzy obserwowałam całą sytuację. Młoda, wkurzająca dziewczynka przypominała mi mnie w dzieciństwie. Byłam wówczas taka energiczna, głupiutka wierząca, że świat jest idealny. Chciałam przytulić każdego Pokemona napotkanego na drodze. Pewnie, dlatego wzbudziła we mnie sympatię.

Jej koleżanka wyglądała na bardzo szczęśliwą. Posiadała olbrzymi uśmiech, który roztaczał wokół pozytywną aurę, a w oczach dostrzegłam iskierki radości. Miała długie, jasnobrązowe włosy związane w dwa warkocze za pomocą czarnych wstążeczek. Delikatny makijaż podkreślał jej jasnoniebieskie oczy schowane za oprawkami okularów. Była ubrana w czarne, krótkie spodenki, jasnoróżową bluzkę z krótkim rękawem oraz biały kitel.

- Z przyjemnością oddam ci tego futrzaka. Mogę nawet dopłacić. - zmierzył mnie piorunującym wzrokiem lisek. Dziewczyny początkowo przestraszyły się mnie, ponieważ wyłoniłam się zza regału z książkami niczym duch. Mała blondynka zrobiła ogromne oczy, kiedy zobaczyła moją buzię.

Od spotkania z Deanem minęło z dziewięć dni. Moje podbite oko przybrało piękny, zielony odcień, na nosie pozostały blizny, które zakryłam plastrami, a na czole miałam jeszcze kilka strupów. Prawy nadgarstek był zabandażowany.

- Wampir wyszedł ze swojej ciemnicy. - skomentował Sycamore opierając się rękę na moim ramieniu jakbyśmy byli starymi, dobrymi kumplami. W sumie tak można określić naszą znajomość. - Myślałem, że nigdy nie odezwiesz się do śmiertelników. - stwierdził. Po czym całą swoją uwagę skupił na przybyłych gościach. - Wspaniale, że przyszłyście. Zaraz wręczę wam paczkę dla Clemonta.

Profesor popchał mnie w stronę dziewczyn dając mi jednoznaczny sygnał, żebym przestała być aspołeczną jędzą i zaczęła nawiązywać normalne znajomości. Lilia uśmiechnęła się do mnie promiennie. Miała w sobie coś wyjątkowego, że każdy polubi ją za bijącą uprzejmość.

- Jestem Daphne. Mówicie do mnie Candy. - stwierdziłam. Ta ksywka stała się moim znakiem rozpoznawczym, że przyzwyczaiłam się do niej bardziej niż do własnego imienia. - Ten kurdupel to Toffee.

- Uroczy. - wyznała brunetka. - To moja Bueneary. - za jej nogami była schowana słodka króliczka. Zarumieniła się i z nieśmiałością poprawiła swoje futerko.

- Ja jestem Bonnie. - uśmiechnęła się dziewczynka. - Jesteś tą jedyną! - uklękła przede mną trzymając w rękach przestraszonego Eevee. - Zaopiekuj się moim bratem. Będziesz dla niego idealną dziewczyną.

- Co? - zdziwiłam się.

Toffee wybuchł śmiechem. Wzięłam go na ręce i mocno przytuliłam tak, że wydał z siebie jęk. Nie mógł zaczerpnąć porządnego wdechu.

- Z przyjemnością zostanę jego drugą połówką. - odrzekłam sarkastycznie zgrywając typowo cukierkową dziewczynę.

- Bonnie. - podniosła głos Lilia. Zmarszczyła gniewnie czoło i tupnęła nogą. - Przypadkiem o czymś nie zapomniałaś?

- Przepraszam. - spuściła głowę. - Candy. Cały czas musiałam opiekować się moim braciszkiem. Był on taki nieporadny, więc chciałam zapewnić mu dobrą kandydatkę na żonę. Lilia jest odpowiednia. Pewnego dnia ty też spotkasz swoją drugą połówkę i przestaniesz być wredna i niemiła.

Sycamore wybuchnął śmiechem. Nie ma to jak zostać zdisowanym przez dziewięciolatkę. Z jej wypowiedzi wnioskuję, że taka zgryźliwa dziewucha jak ja szybko nie znajdzie drugiej połówki. Cóż. Będę skazana na ciągłe dręczenie Ericka.

Candy Girl - Historia Pokemon Donde viven las historias. Descúbrelo ahora