Czwartek, 1 września 7:00

35 2 0
                                    


Czemu te wakacje tak szybko zleciały? Dlaczego nie mogą trwać w nieskończoność?
Od rana jestem jednym wielkim kłębkiem nerwów. Biegam po całym domu szukając odpowiedniego stroju na dzisiejsze rozpoczęcie roku w nowej szkole, w innym mieście, gdzie nikogo nie znam. No nikogo, oprócz mojej przyjaciółki, która niestety będzie w innej klasie. Tak to już bywa, że nie każdy lubi te same przedmioty.
- Betty ! Dzwoniła Victoria, będą za dziesięć minut. – dobiega głos mojej mamy z kuchni.
- Fuck. – przeklinam pod nosem. Biorę szybko ubrania i ruszam do łazienki.
- Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że jeszcze się nie ubrałaś? – pyta moja mama wchodząc do pomieszczenia.
- Nie mogłam się zdecydować co nałożyć. – mówię wygładzając dłonią skrawek spódniczki.
- Chodź zrobię Ci delikatny makijaż.
Cieszę się, że mam taką mamę, która zawsze stara się mi pomóc tyle ile jest w stanie. Niestety mój obrzydliwie cholerny charakter, który odziedziczyłam po ojcu, nie pozwala mi na żaden miły gest wyrażający jakąkolwiek wdzięczność dla mojej rodzicielki.
- Gotowe. Wyglądasz wyjątkowo dobrze. – na te słowa wykrzywiam usta w coś na kształt uśmiechu.
- Już są. – mówię drżącym głosem, gdy w domu rozlega się dźwięk dzwonka do drzwi. – Módl się za mnie. Pa! – zakładam buty i wybiegam z domu. Kątem oka widzę jeszcze tylko moją mamę, która stoi w drzwiach i macha mi na pożegnanie.
- Hej Vicky. Dzień dobry panie James. – witam się z moją przyjaciółką i jej ojcem. Pan Hamilton, którego uważam za totalnego gbura okazał nam łaskę i postanowił zawieźć nas na rozpoczęcie. O losie, co za dobroczyńca się znalazł.
- Też się tak stresujesz? – pyta moja przyjaciółka zerkając w lusterko.
- Tak, nawet nie wiesz, jak bardzo. – przełykam ślinę ze zdenerwowania. Marzę tylko o tym, żeby było już po wszystkim i żebym mogła spokojnie wrócić do domu.
- Ciekawe, czy będę miała w klasie jakichś przystojnych chłopaków. – Hamilton jak zwykle tylko o jednym. Zawsze krytykuje laski z naszego miasteczka, mówiąc jakie to z nich dziwki, co latają za chłopcami, a sama nie jest lepsza. Za wszelką cenę pragnie być wszędzie tam, gdzie są choć w miarę dorodni kawalerzy. Tak zgadza się, to moja przyjaciółka i nie powinnam o niej tak mówić, ale mieszkamy w wolnym kraju i każdy ma prawo wyrażać swoją opinię na dowolny temat. – Ty to pewnie będziesz miała dużo ciasteczek w klasie. Na mat fiz zawsze chodzą fajni chłopacy. – błagam niech ona się już zamknie. Coś czuję, że jeśli w mojej klasie będzie choć jeden fajny chłopak, nie odstąpi mnie i mojej klasy na żadnej przerwie. No chyba, że zachce jej się do toaletki...taki żarcik. – dlaczego nic nie mówisz? Nie cieszysz się? – jaka ona jest natrętna.
- Oczywiście, że się cieszę. Nawet nie wiesz, jak bardzo. A teraz idę spać. – tylko sen mógł mnie teraz uratować przed nią i jej fascynacją płcią przeciwną.
- Spać? Hahaha, dobre. – jak ja nie cierpię jej śmiechu. – Nie no dobra śpij sobie. Jak dojedziemy to Cię obudzę. – obudzi bijąc. Norma.

*

- Halo wstawaj księżniczko. Już dojechaliśmy. – kiedyś ją zabije. Przysięgam. Kto normalny budzi człowieka uderzając go z całej siły? Kto, pytam?
- Jeszcze raz mnie walniesz, a obiecuję Ci, że tego pożałujesz. – mówię mrużąc oczy.
- Wyluzuj. Znowu David Cię wkurzył? Nie chce przyjechać? – no tak. Zapomniałam wam wspomnieć. Dwa miesiące temu na weselu mamy Victorii z niejakim Fredem Boltonem poznałam Davida – siostrzeńca pana Freda. Kilka razy się spotkaliśmy i zostaliśmy parą. Niestety...albo i stety. Mniejsza z tym. Nie chcę teraz o tym myśleć.
- Mamy się spotkać w tę sobotę. – uśmiecham się do niej.
- Powinnaś z nim zerwać. Nie jest Ciebie wart. W nowej szkole poznasz kogoś fajniejszego. – wiem, że powinnam, ale nie potrafię. Bynajmniej nie teraz.
- Tak, tak, tak. Powtarzasz się. Nie marnujmy czasu i chodźmy wreszcie do tej szkoły. Chcę mieć to już za sobą. – wzdycham i ruszam przed siebie.
- Rodgers! Czekaj. – słyszę, jak za mną biegnie. Zatrzymuje się na chwilę i gdy już mnie dogania, ruszamy razem w kierunku liceum.

*

Proszę państwa proszę o chwilę uwagi. A więc...poprawiamy spódniczki, wygładzamy włosy, wchodzimy na sale i uwaga, uwaga...napięcie wzrasta. Na sali jest jakieś dziesięć osób. Ulala jakie tłumy. A tak na poważnie, to nawet te marne kilka osób sprawia, że się stresuje.
Szukam kartki z napisem „I B". Łatwizna. Podchodzę chwiejnym krokiem do blondynki i bruneta, którzy zapewne czekają tu już jakiś czas.
- Cześć. Jestem Betty. – próbuję opanować swój drżący głos i delikatnie wyciągam rękę najpierw do blondynki, a później do bruneta.
- Hej. Jane. – przedstawia się dziewczyna i delikatnie się uśmiecha. Coś czuję, że stresuje się tak samo jak ja.
- A ja jestem Stefan. – chłopak dziwnie radosny wystawia rękę w moją stronę. Wygląda jak typowy kujon. Wysoki, okulary, pryszcze. Zobaczymy, jak to będzie. Staje obok moich nowych znajomych i wraz z nimi czekam na resztę.

*

20 minut później...

Sala jest już pełna. Jak na razie znam tylko kilka osób, bo większość czasu spędziłam gadając z Victorią, która przyszła obczajać moich nowych kolegów. Szczerze, to nie widzę żadnego takiego, na którym mogłabym zawiesić oko. Znaczy jest taki jeden...nawet  nie najgorszy, ale Hamilton mówi, że już go zaklepała. No cóż znajdę sobie innego. A nie! Wróć. Ja już mam pajaca.
- Proszę o ciszę. – no i się zaczyna...

Lady DestroyerWhere stories live. Discover now