Minął jeden dzień, drugi, piąty, ósmy, czternasty. Nic się nie zmieniało. Nasza mama wciąż leżała w szpitalu. Codziennie któryś z nas przychodził do niej i spędzał z nią czas. Opowiadaliśmy jej, co u nas, czy Napoleon dalej żyje i zapewnialiśmy, że się nie kłócimy. Podobno rozmowa z osobą w takim stanie pomaga jej się wybudzić. Byliśmy skłonni siedzieć tam kilka godzin z rzędu i prowadzić monologi, mając nadzieję, że to naprawdę pomoże. Choć tak naprawdę bardziej to pomagało nam. Wytwarzaliśmy złudne poczucie, że wcale nie straciliśmy kontaktu z rodzicielką.
Pakowałem potrzebne rzeczy do plecaka z nikłym uśmiechem na myśl, że będę dzisiaj nocował u Victora. Mimo że chłopak nie robił nic nadzwyczajnego, jego obecność pomagała mi znieść ten trudny okres.
Miałem wpaść do niego dopiero pod wieczór, więc miałem jeszcze trochę czasu. Szybko się umyłem, wysuszyłem włosy i przebrałem w świeże ubrania. Była już pora kolacji, dlatego powoli i ociężale skierowałem się na dół. Atmosfera w domu była bardziej niż napięta. Nie rozmawialiśmy ze sobą praktycznie wcale, wymieniając ze sobą jedynie najważniejsze informacje. Przebywaliśmy cały czas w swoich pokojach, ja spotykając się co jakiś czas z Victorem, a Alexis z Olive. Wszyscy byliśmy zdenerwowani, co odbijało się na naszych relacjach. Właśnie dlatego tak bardzo cieszyłem się na wyjście stąd i spotkanie ze swoim chłopakiem.
W kuchni stało już moje rodzeństwo i przygotowywało kolację. Blaise rozkładał talerze i sztućce, Alex smażył na patelni mięso, a ja bez słowa zacząłem kroić przygotowane warzywa. Nie komunikowaliśmy się ze sobą, a jednak działaliśmy jak jedna maszyna.
— Ostatnio dużo myślałem — zaczął mój starszy brat, nie przestając mieszać jedzenia — o naszej przyszłości.
— I do czego doszedłeś? — spytałem lekko zaniepokojony, odwracając się w jego stronę.
— Że jeśli sytuacja się nie zmieni, to nie pójdę na studia, tylko od razu do pracy.
— Co? O co ci chodzi, dlaczego? — Jego komunikat był jasny i przejrzysty, a ja jednak wciąż miałem problemy ze zrozumieniem go.
— Mamy oszczędności, ale powinniśmy je zachować na skrajne przypadki, a nie wiadomo jak długo mama będzie... niedysponowana. Ty masz jeszcze rok nauki przed sobą, Blaise to już w ogóle. Jedyna rodzina, która może nam pomóc to babcia, która sama niemal nie zmarła na zawał, słysząc o wypadku swojej córki — mówił wzburzony, swoją złość wyładowując na już spalonym mięsie.
— Czemu już o tym myślisz? Minęły dopiero dwa tygodnie, a ty od razu zakładasz najgorszy scenariusz! — powiedziałem, wyrzucając ręce do góry.
— Może dlatego, bo jestem najstarszy i to na mnie spada odpowiedzialność za was i ten dom? Wolę być przygotowanym na każdą możliwość niż obudzić się, kiedy będzie za późno! — Wyłączył gaz i spojrzał na mnie rozjuszony.
— To może w ogóle już zamówimy trumnę, co? — prychnąłem z gorzkim uśmiechem.
— Vincent, zrozum, że ona może się nigdy nie wybudzić!
Nasza ostra wymiana zdań została przerwana przez dźwięk tłuczonego szkła. Obaj spojrzeliśmy w stronę źródła hałasu, który okazał się rozbitą szklanką, upuszczoną przez Blaise'a. Chłopak patrzył na nas, blady jak ściana, ze łzami w oczach. Widząc nasz groźny wzrok, przestraszył się i uciekł na górę.
Dopiero słysząc głośne kroki na schodach, obaj ucichliśmy i się uspokoiliśmy. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę z obecnej sytuacji. Może i nasz dwójka sobie w gorszy czy lepszy sposób radziła, ale mieliśmy oparcie w naszych drugich połówkach i przede wszystkim nie mieliśmy czternastu lat. Blaise był jeszcze dzieckiem, od którego się odseparowaliśmy, a nasza rozmowa sprzed chwili jedynie dopełniła obrazek wsparcia, jakie mu dawaliśmy.
CZYTASZ
Młody
Teen FictionVincent jest posiadaczem dwóch braci, wrednego futrzaka i uczuć, które ulokował w niewłaściwej osobie... W osobie, którą zna od lat W osobie, która jest chłopakiem... W osobie, która jest przyjacielem jego starszego brata... Zapraszam do czytania pr...