1. Żółte drażetki

292 34 14
                                    

Uciekłem z domu...
Tak zaczyna się wiele historii, jednak ja nie miałem powodu by z niego uciekać, popularny w szkole, posiadający wspaniałych rodziców. Byłem po prostu zbyt rozpieszczonym dzieciakiem, włóczącym się po mieście ze starszymi kolegami i robiącym wiele głupich rzeczy.
Zdziwiłem się, kiedy policja mnie zgarnęła i nie odwiozła pod dom, do zapłakanej matki,zmartwionego ojca... Tylko do posiadłości Pana Doktora.
Człowieka, który przekonał moich rodziców, że po pół roku "specjalnej terapii" będę zupełnie innym człowiekiem.
Och tak, udało mu się to doskonale... Po tym czasie byłem zupełnie inny.
On mnie ocalił, a jednocześnie zniszczył niczym porcelanową lalkę.
..... ..... ..... ..... .....
-Wychodzę do ogrodu- mruknąłem wstając od stołu.
-Pamiętaj aby wrócić niedługo, spodziewamy się gości- wysoki mężczyzna o ciemnych włosach przetarł usta serwetką i napił się wina.
-Taa- odparłem jedynie sięgając cukierka.
W każdym z pomieszczeń, oprócz toalet, znajdowała się kryształowa miseczka z lentilkami.
Po dwóch tygodniach zacząłem wybierać jedynie niebieskie, kolor wolności, której tak pragnąłem. Cukrowe skorupki uderzały o siebie wydając dźwięk, którego długo nie umiałem nawet nazwać.
-Zapomniałeś chyba o czymś- jego dłoń gwałtowanie przekręciła moją twarz w jego stronę. Szarymi oczyma obserwował co zrobię. Nie wiedziałem czy bardziej cieszy go gdy jestem posłuszny, czy moment w którym ma prawo mnie ukarać.
-Obyś zdechł.
Edward uśmiechnął się jedynie i zaraz pocałował moją szyję

- A myślałem, że po miesiącu nauczyłeś się już dostatecznie dużo, laleczko.

Zmroziło mnie, przełknąłem ślinę i bez słowa wyszedłem.
Pożałowałem natychmiast, że się nie powstrzymałem. Spojrzałem na swoje trzęsące się dłonie i spróbowałem je uspokoić.
Ogród był duży i ładny, z wieloma krzewami róż i stawem. Tylko wysoki mur sprawiał, że posiadłość stawała się wielką klatką.

Usiadłem na pomoście obserwując swoje odbicie w wodzie. Rozcięta warga była pierwszym co rzucało się w oczy, pamiątka po tym jak mu się przeciwstawiłem, potem dopiero dostrzegałem własny smutny wzrok i blond włosy.
Odetchnąłem głęboko
-Dasz radę, uciekniesz od niego- powtarzałem sobie w głowie czując jak łzy napływają mi pod powiekami.

Gośćmi okazali się być jacyś jego znajomi,

-Rain, jak ci idzie interes?- spytał mężczyzna o długich blond włosach, bez skrępowania nalewając sobie brandy.

-Całkiem dobrze, na brak pracy nie narzekam- dolał on do kieliszka kobiecie z upiętymi wysoko czarnymi lokami.

-Z twoją renomą dziwne by było gdyby tak było- mruknęła jedynie.

Podczas gdy oni pierdolili jakieś smuty, ja jedynie siedziałem, wpatrzony we własny talerz pełen jedzenia, nie podnosząc wzroku.

-Nie smakuje ci kochaniutki?- spytała mnie kobieta.
-Nie jestem zbyt głodny- mruknąłem jedynie- Mogę odejść?- spytałem Edwarda

-Idź- odburknął jedynie rozsiadając się wygodnie przy stole.

-Nie chciałbyś go pożyczyć?- spytała kobieta gdy odchodziłem.

-Nie lubię dzielić się zabawkami z innymi- odpowiedział rozbawiony.

-skurwiel- pomyślałem. Miałem nadzieję, że się opije, zaśnie na kanapie i dzisiejszy dzień będę mógł uznać za jeden z tych przyjemnych. Wszedłem do pokoju i rozpiąłem górny guzik koszuli, która mnie cisnęła niczym pętla. Otworzyłem okno i nie usłyszałem, że ktoś wszedł do środka.

Czyjaś dłoń dotknęła mojego policzka, odwróciłem się raptownie widząc blondwłosego mężczyznę

-My się chyba nie poznaliśmy- odparł- przynajmniej nie tak dobrze jak bym chciał- dodał zaraz.
To była ledwie chwila nim wszedł Edward Rain, a jego gość opuścił mój pokój wraz z nim.
Zacząłem się modlić.

Minęła ledwie chwila po tym jak pożegnał się on z nimi. Szybkim krokiem wszedł ponownie i wywlekł mnie za kołnierzyk na korytarz.
-Nigdy więcej nie pozwolę byś próbował się puścić- chwycił mnie za rękę.

-Błagam! Edward! proszę, ja nie zrobiłem nic złego!- krzyczałem próbując się mu wyrwać.

-Twoje dzisiejsze zachowanie po obiedzie chciałem przemilczeć, ale obecności jego w twoim pokoju nie mogę- powiedział ciągnąc mnie po schodach do piwnicy.

-Błagam Cię! Przecież mówisz, że mnie kochasz!- płakałam opierając się nogami byleby nie trafić na operacyjny stół na samym środku pomieszczenia.

-Kocham- objął mnie w pasie jedną ręką i wpatrywał w moją twarz- kocham cię do granic możliwości- przeciągnął dłonią po mojej szyi aż do szczęki- dlatego muszę sprawić żeby nikt inny cię nie tknął- przykuł mi jedną z dłoni.

-Nikt mnie nie tknie, proszę, proszę nie rób tego.
Na nic były moje błagania, bez słowa posadził mnie na stole i przytwierdził drugą z dłoni. Próbowałem bezskutecznie uniemożliwić mu całkowite obezwładnienie mnie i mimo, że wierzgałem nogami jak szalony przykuł mi również je, jak i zapiął pasem w tułowiu. Powolnym krokiem podszedł do gramofonu i rozbrzmiał dźwięk skrzypiec. Założył gumowe rękawiczki strzelając krawędzią.

-Thomas, kochanie- zaczął sięgając po skalpel z blaszanej tacki- Jesteś jasny niczym z porcelany- pogłaskał mnie po policzku- a w porcelanie mogę wyryć swoje inicjały.

Oczy mi się rozszerzyły w przerażeniu gdy schylił się z ostrzem w dłoni nad moimi żebrami.

-Aaaa!- zacząłem wrzeszczeć czując piekący ból ostrza tnącego moją skórę. Nie wiem ile czasu to trwało, ale dla mnie było wiecznością. Wykrawał swoje inicjały ciągnąc litery w smukłe pętelki, od których miałem ochotę się zrzygać. Trzęsłem się z bólu gdy człowiek, niewiele ode mnie starszy przecinał moją skórę niczym papier.
-Na zawsze będziesz mój- powiedział zdejmując z dłoni rękawiczki.
Leżałem przykuty ze łzami ściekającymi mi po twarzy, wciąż drżąc i prosząc w myślach o śmierć.

Wyłączył gramofon, wszedł po schodach i zgasił światło. Zakończył dziś zabawę porcelanową lalką.

Porcelain DollOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz