5. Brązowe drażetki

66 11 1
                                    

  Minęły dwa tygodnie, okrągłe czternaście dni, które były najspokojniejszymi w moim życiu z nim pod jednym dachem.

Może to była wina jesiennej pogody, może znęcanie się nade mną kiedy jestem posłuszny nie sprawia mu tak wielkiej radości jak myślałem, jednak te dni miały kolor czekolady, kawy z mlekiem, wysuszonej ziemi. Tak spokojne i bezpieczne.

Sięgnąłem z szklanej miseczki kilka niebieskich drażetek wpatrując się w przestrzeń za oknem. Spora sadzawka, altana i wysoki mur obrośnięty bluszczem, skupił on całą moją uwagę, w końcu to odgradzało mi drogę do wolności, nic innego. twardy mur bez żadnych dziur, przez które choćby można by zobaczyć co znajduje się za nim.

Tak bardzo mnie wszystko bolało, tak bardzo żałowałem, pragnąc ponownie zobaczyć rodziców, przeprosić za to jak kłamałem.

Edward wszedł do salonu i usiadł na kanapie, zesztywniałem natychmiast jakby ponownie przejechał mi pejczem po plecach.
-Miałem ciężki dzień- odparł przerywając ciszę między nami i wskazał miejsce obok siebie. Objął mnie lekko ręką jak tylko usiadłem i położył czoło na moim ramieniu- choć wiem, że nie da rady uratować każdego, to jest tak ciężkie...- wymruczał.
-Ale się starałeś- trzęsłem się będąc blisko niego.
- Czasem staranie nic nie daje- westchnął- Ładnie pachniesz- zmienił temat przeciągając nosem po mojej szyi. Cierpki zapach szpitalnego płynu, który od niego wyczuwałem sprawiał, że kręciło się wprost w głowie. Zerknąłem na niego, przyglądając się jego przymkniętym oczom i spokojnej twarzy.
-Niedługo Twoje urodziny, chciałbyś coś dostać?
- Wolność- nie zdążyłem ugryźć się w język. Wstał z miejsca i dolał sobie wina.- może też być jakaś książka, te które masz w gabinecie już dawno przeczytałem.
-Książka- powiedział- Uznałem jednak, że lepszym prezentem będzie to- poszedł do przedpokoju i przyniósł wiklinowy zamknięty koszyk.

Z wahaniem podniosłem jego klapę i ujrzałem coś czego się nie spodziewałem, para pięknych niebieskich oczu spoglądała na mnie.

-To piesek- stwierdziłem wyjmując go ze środka.
-A dokładnie owczarek australijski, pomyślałem, że możesz czuć się samotny siedząc tu ciągle sam- odparł Edward odstawiając kosz na ziemię.

-Ale przecież to nie dziś- zdziwiłem się głaszcząc szczeniaka.
-Lekarz w mojej pracy prowadzi hodowlę i jest głupim wyznawcą, że od siódmego w miocie szczeniaki nie są rasowy. Usłyszałem jak mówi, że tego siódmego musi się pozbyć.

-To jak cię by tu nazwać...?- zastanawiałem się wciąż wpatrując w jej piękne oczy- Jakie znasz języki Edwardzie?- spytałem wpadając na pewien pomysł.
- Hiszpański, grecki, trochę japońskiego.
-Jak w tych językach jest siedem?
-Po hiszpańsku Siete, japońsku Nana i po...-
-Nana- przerwałem mu- pasuje do niej. Moja szczęśliwa siódemka- wstałem z kanapy i stanąłem obok niego- Dziękuję Edwardzie, jest cudowna- z lekkim zawahaniem przysunąłem do niego usta i musnąłem lekko policzek.
-Cieszę się- odparł.

Zaniosłem szczeniaka i koszyk do siebie do pokoju. Odrobinę czułem się przekupiony, jakby tym gestem wymazał z mojej głowy wszystko co mi zrobił. Jednak niesforna Nana ganiająca za piłką tenisową zasługiwała na ocalenie, może nawet bardziej niż ja.
Wieczorem ponownie poszedłem do salonu, w którym paliło się w kominku. 
Utwór skrzypiec i fortepianu grał w tle podczas gdy Rain czytał gazetę z kieliszkiem wina w dłoni. Lubiłem czasem tak na niego patrzeć, blask płomieni odbijał się w jego stalowych oczach, niedopięta koszula ukazywała lekki dołeczek między obojczykami. Za nic nie przypominał potwora. 

-Thomasie podejdź proszę- powiedział gdy mnie zauważył.
-I co? Znów? po raz kolejny? To koniec- przeszły mi okropne myśli przez głowę.
Doktor wstał, odłożył książkę na półkę, zrobił krok w moją stronę  i czekał. Zaczerpnąłem powietrze i stanąłem roztrzęsiony na środku pokoju.

- Czy będziesz grzecznym chłopcem?- spytał od razu.

Nie wiedziałem co powiedzieć, czy w tym pytaniu nie ma jakiegoś haczyka, czy mam się dziś czego bać.
-Tak- odpowiedziałem w końcu.
Rain nie odzywał się przez chwilę, sącząc powoli alkohol. A mój umysł szalał doszukując się do czego było takie pytanie.

Edward stanął naprzeciwko mnie i zaraz wylał mi na głowę wino ze swojego kieliszka. Było tak chłodne, że po moim ciele przeszły ciarki. Wolnymi ruchami zaczął zlizywać je z mojej szyi, policzków, całował zamknięte powieki. Zapach wytrawnego malinowego alkoholu połączony z rozkoszą wprost mnie upijał.

- Ja dziś... - zacząłem mimo zamroczonych zmysłów.
- Dziś Thomasie nie przyjmuje sprzeciwu- odparł rozpinając guziki mojej koszuli.

W tamtej chwili czułem, że jestem jego. Każdym centymetrem ciała, w każdej sekundzie, cały jego. Przerażony, zagubiony, przepełniony sztokholmską miłością.

Pocałowałem go głęboko i nieporadnie wysunąłem śnieżnobiałą koszulę z jego spodni by włożyć pod nią ręce.Jego skóra była przyjemnie zimna, pocałunki gorące - Powiedz czego chcesz- wymruczał mi do ucha rozlewając na mnie alkohol z butelki, która stała nieopodal.
-Ja... Ja... - jąkałem się nie wiedząc czy nie jest to pułapka, czy mimo, że stoi przy mnie podniecony z rozpiętymi spodniami, jego chory umysł nie wymyślił przypadkiem kolejnego sposobu by mnie pokarać.
Ugryzł mnie boleśnie w ucho zmuszając do wyznań- Chcę Ciebie...- dokończyłem wreszcie- Chcę byś mnie całował, dotykał, obejmował - z każdym słowem Edward coraz szybciej mnie rozbierał całując nagą skórę- Chcę Ciebie poczuć... Żebyś był mój... - wyszeptałem ostatnie słowa.
- Ależ jestem Thomasie- posadził mnie na kanapie i pozbył się resztek ubrania- Należę do ciebie tak jak i ty do mnie.

Wysunąłem ku niemu dłoń nakazując by złożył na niej pocałunek. Nie wiedziałem, że zaraz potem jak to zrobi nakieruje ją na swojego członka. Czułem jak krew w nim pulsuje pod moimi palcami- jakim cudem laleczko jesteś w stanie doprowadzać mnie do takiego stanu tak szybko?
Włożył we mnie wilgotną dłoń poczerwieniałą od wina.
-Nie wiem... Szczypię- zaprotestowałem.

-Miłość czasem boli kochanie.
Nachylił się nade mną pieszcząc i całując namiętnie.
-Och...- wyrywały mi się pojedyncze jęki, a przecież to był ledwie początek. Poruszyłem ręką, wzbudzając w nim reakcje, której chciałem.
-rozluźnij się laleczko- rozłożył mi nogi i wszedł we mnie powoli. 
Przeciągły jęk wydobył się z moich ust.

Położył dłonie na oparciu kanapy i pchnął.
-Ja...nie mogę- łzy zbierały mi się pod powiekami.

-Oddychaj głęboko- polecił zmieniając pozycje bym był nad nim- bez pośpiechu- całował mnie nadając rytm memu ciału- czerp z tego przyjemność.
Wzdychałem starając się opanować, mimo gorąca jaki czułem. Dłonie i usta lekarza przesuwały się po moim ciele jakby w zwolnionym tempie. Dreszcz podniecenia przechodził mi po kręgosłupie za każdym razem jak tylko się poruszałem.

- Cudownie...- wymamrotałem odchylając się do tyłu kiedy wreszcie to zrozumiałem, tak bardzo mało o miłości z jego strony wiedziałem.

Edward całował blizny na mojej skórze, ucieszony każdym moim jęknięciem niepowstrzymanym za zębami. W takt muzyki, piąłem się ku nirwanie, małej śmierci, której tak bardzo w tej chwili chciałem.
-Właśnie tak laleczko...- mówił spokojnym głosem choć jego oddech był przyśpieszony.  Odsunąłem go od siebie i złożyłem usta na szramie na klatce, nie trwało to długo gdyż już po chwili przycisnął do swojego ciała.

-Edwardzie...kochaj mnie...- szeptałem mu do ucha- teraz i na zawsze, kochaj tylko mnie- obejmowałem go mocno wprost szlochając.
-Zawsze będę kochać tylko ciebie Thomasie.

Spełnienie przyszło wraz z jego ostatnim słowem, wyginając moje ciało niczym strunę. Oddychałem ciężko przylegając nagim ciałem do niego. Sięgnął z krawędzi kanapy koc, którym mnie nakrył i spoglądał przez chwilę w moje oczy- Thomas- zaczął kładąc mi dłoń na policzku- za tydzień przyjedzie twoja matka.
-Co?

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Jan 14 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Porcelain DollWhere stories live. Discover now