Chapter 3.

286 25 6
                                    

Harry
Obudziło mnie światło, które zaczęło razić mnie po oczach. Leniwie otworzyłem powieki i dostrzegłem Nialla siedzącego na łóżku. Trzymał laptopa na kolanach i coś oglądał.

Nie obchodziło mnie co wlasciwie oglądał. Po chwili Niall zamknął laptopa i odłożył go na półkę obok łóżka.

-Pewnie jesteś ciekaw co robiłem. Mówiłem wczoraj na tym spotkaniu.. Muszę to oglądać, bo nie pamiętam, że mam dziewczynę, czy że kurwa zmieniłem miejsce zamieszkania. Nie pamiętam czego uczyłem się wczoraj na lekcjach, czy co jadłem na obiad.

-Po co cię tu wysłali? - uniosłem brew. Pytanie mi się wymsknęło.

-Niby, żebym pogodził się z tym, że jestem chory. Chociaż wydaje mi się, że bardziej moja rodzina powinna się z tym pogodzić. Słabo jest mieć syna, który nie pamięta, że ojciec mu zmarł i tym podobne, co nie? - uśmiechnął się smutno. - Lepiej byłoby mnie zajebać. W ogóle szkoda, że nie umarłem w tym wypadku - pokręcił głową z bezsilności i wstał z łóżka. - No trudno trzeba z tym żyć - zaśmiał się gorzko. - Ubieraj się, bo za piętnaście minut dają śniadanie - dodał i wyszedł z pokoju, który ze mną dzielił.

-I tak masz lepiej. Lepiej żyć i zapominać niż umrzeć - wzruszyłem ramionami.

Wstałem z łóżka i byle jak je pościeliłem. Oczywiście dostałem ataku kaszlu, bo jakżeby mogło być inaczej.

Kiedy kaszel w końcu ustąpił ubrałem na siebie czarną bluzę przez głowę z kapturem i szare rurki. Wyszedłem z pokoju i podążając za mapką, którą dostałem dotarłem do stołówki.

Zaraz po przekroczeniu progu pomieszczenia zobaczyłem Nialla, więc poszedłem w jego stronę.

-Możesz za mną chodzić jak nie ogarniasz co gdzie jest. Co prawda ja też nie ogarniam, ale stołówkę wyczuje na kilometr. To jedyne miejsce do którego dotrę z zamkniętymi oczami.

-Nie obchodzi mnie to - wywróciłem oczami.

Apetyt zniknął już w pierwszej chwili po wejściu do stołówki, więc stwierdziłem, że będę po prostu towarzyszył.

-Jak tam chcesz - uśmiechnął się i ruszył w kierunku wolnego stolika. - Nie jesz? - zdziwił się gryząc porcję hamburgera.

-Mam raka. To przez chorobę.

-Przykro mi - spojrzał na mnie smutno.

-Mnie też - syknąłem. Zaraz po wypowiedzeniu tych słów wstałem i postanowiłem gdzieś się przejść. Niall obdarował mnie zdziwionym spojrzeniem jednak w tamtej chwili nie dbałem o to.

Szedłem długim, białym korytarzem. W pewnej chwili podszedłem do okna i wyjrzalem przez nie.
Tuż przez tym całym ośrodkiem było boisko. Ośrodek znajdował się niedaleko bloków mieszkalnych. To pewnie dlatego było tu boisko.
Na boisku chłopaki w wieku zbliżonym do mojego grali w piłkę. Przełknąłem ślinę patrząc jak biegają i strzelają gole do bramek.
Też to robiłem. Uwielbiałem to.

-Beznadziejny widok, co? - obróciłem się w stronę głosu, który usłyszałem.

-Trochę.

-Grałeś? - zapytał mężczyzna. Miał na oko jakieś trzydzieści lat. Pewnie był tu jakimś lekarzem, czy innym pożal się Boże idiotą.

-To bez znaczenia - nie odrywałem wzroku od szyby.

-Mylisz się - sprzeciwił się mężczyzna. - Jak ci na imię?

-To nieistotne.

-Nie możesz tak po prostu wszystkiego sobie odpuszczać, bo jesteś chory.

-To nie ciebie od środka wpierdala rak, więc nie pierdol, że życie jest zajebiste, okej? - pokręciłem głową i wyminąłem mężczyznę.

-Musisz grać, żeby wygrać. Musisz wierzyć, żeby żyć - dodał jeszcze, byłem daleko, ale niestety to usłyszałem.

***
-Musimy iść - oznajmił mi Niall, kiedy już przysypiałem leżąc na łóżku.

-Gdzie i po co? - spojrzałem na niego bez emocji.

-Zaraz są badania lekarskie.

-Że co?- zmarszczyłem brwi.

-Raz na tydzień, lub dwa są tutaj badania.

-Nie chcę - zakryłem się kołdrą po czubek głowy. - Mam raka, wiem o tym, wystarczy.

***
-Harry Styles, tak? - zapytała lekarka.

-No.

-Jak się czujesz? - uniosła brew.

-Czuję się jak na chorego na raka przystało.

-Spróbujmy jeszcze raz.. - westchnęła. - Jak się czujesz?

-Dobrze.

-Kiedy ostatnio miałeś robione badania lekarskie?

-Niedawno.

-Nic cię nie boli?

-Dajcie mi wszyscy spokój.

***
Louis

-Nie ma zgodności - odparła smutno pielęgniarka.

-Jak to możliwe, że za każdym razem jest tak samo? - zapytała z wyrzutem moja mama.

-Spoko mamo, znajdzie się dawca - uśmiechnąłem się szeroko.

-Pani syn jest bardzo dzielny.

-Wiem, ma zdecydowanie więcej odwagi niż ja - kobieta przytuliła mnie do siebie.

***
-Nie martw się mamo, będę miała go na oku - Lottie pocałowała moją mamę w policzek.

-Wrócę niedługo - uśmiechałem się szeroko.

-Oby wszystko było jak najlepiej - szepnęła. - Szerokiej drogi - ostatni raz nas wszystkich przytuliła. Później wsiedliśmy do auta i pojechaliśmy do Londynu.

____________________
WESOŁYCH ŚWIĄT MOI KOCHANI I SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU!❤
Na moim drugim ff wybiło 1.91K wyświetleń DZIĘKUJĘ!

Postaram się, żeby jutro był rozdział do Differences!

Miłego dnia❤
(Życzę wytrzymałości w przygotowaniach do Wigilii)

Ney21_⛅

„win with death" • larry ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz