Rozdział 72

475 71 34
                                    

***

*Marinette*

Cisza. Pustka. Ciemność.

Byłam prawie pewna, że żaluzje już zardzewiały. Nie otwierałam ich od pewnego czasu, co mogło sprawić, że wilgoć na metalowych częściach zamieniła się w rdzę. Od trzech dni siedziałam sama w pokoju. Nie było rzeczy, która mogła mnie rozweselić. Nie odbierałam telefonów od Alyi, Nina ani Adriena. Rzadko wpuszczałam kogoś do pokoju. Było mi źle. Tak źle, jak nigdy dotąd.

Tikki każdego dnia próbowała nawiązać ze mną jakiś kontakt. Jednak nic z tego. Zamiast rozmowy z kwami, preferowałam oglądanie filmów i nieruszanie się z łóżka. Słowa, które usłyszałam od Adriena, mocno mnie zabolały. Nie mogłam tego pojąć, jak z jego ust mogły wypłynąć takie zdania. Kiedykolwiek o tym myślałam, moje serce pękało na pół.

Nie chciałam pomocy. Szczerze, myślałam, że prędzej czy później samo mi przejdzie. W duchu miałam nadzieję, że to wszystko to tylko zły sen, a ja zaraz się z niego wybudzę. To niemożliwe, żeby tyle złych rzeczy działo się jednocześnie. To musiał być jakiś koszmar. Dziecko, Adrien... To źle wpływało na mój stan psychiczny.

Myślami byłam tylko przy jednym, nie przejmowałam się już Paryżem. Zaniedbywałam swoje obowiązki jako Biedronka. Teraz liczyły się dla mnie moje problemy prywatne. Ale czyż moim prywatnym problemem... nie jest bezpieczeństwo Paryża? Kiepska była ze mnie superbohaterka. Tyle czasu spędziliśmy na poszukiwanie Władcy Ciem i nadal go nie znaleźliśmy. Superzłoczyńcy, który był najgroźniejszy ze wszystkich.

Nadal nie potrafiłam odpowiedzieć sobie na jedno pytanie : Dlaczego Lila mi to zrobiła? Była pod kontrolą Władcy Ciem? A może zrobiła to dobrowolnie? Groziła Adrienowi, jednak czy wtedy nie musiałaby zabić jego, zamiast mnie? Strzałę wystrzeliła w moją stronę, nie w Adriena. Jej groźby mówiły o jego bólu. Czy nie powinna w takim razie celować w jego stronę? A może to wszystko to jeden wielki teatrzyk?

Męczyło mnie tyle pytań, a nadal nie byłam w stanie odpowiedzieć sobie na najważniejsze z nich.

Co dalej?

***

*Chloé*

W pokoju słyszałam jedynie tykanie zegara i stukanie moich paznokci o drewniane oparcie fotela. Siedziałam sama w gabinecie ojca, czekając na niego. Nie wiedziałam, co tutaj robiłam. Ostatnio często się kłóciliśmy. Nawet jeśli za często się nie widywaliśmy, ostre wymiany zdań zawsze miały miejsce. Powoli zaczęło mnie to nudzić. Miałam inne rzeczy na głowie, na przykład Paryż.

Właśnie, Biedronka.

Od jakiegoś czasu nikt o niej nic nie wie, a Adrien, który ostatnio u niej był, również nie daje oznak życia. Nino mówi, że chce o niej rozmawiać. Jedyne, co robi to nauka gry na pianinie i czytanie książek. Nigdzie nie wychodzi, a jak odbierze telefon to odpowiada tylko krótkimi odpowiedziami. Coś się musiało pomiędzy nimi zadziać. Inaczej tak by się nie zachowywali. Co się stało podczas pobytu Marinette w szpitalu?

W końcu usłyszałam dźwięk zamykanych drzwi i natychmiast przestałam stukać paznokciami o oparcie fotela. Moja twarz stała się kamienna, a ja poczułam, że nie jestem gotowa na kolejną rozmowę. Nie chciałam zaczynać znowu tego samego tematu. Byłam już zmęczona tą rutyną. Słyszałam skrzypienie podłogi i ciężkie kroki mojego ojca w moją stronę. Przełknęłam cicho ślinę i czekałam na to, co ma się wydarzyć.

Mój ojciec stanął metr przede mną, nie siadając za swoim biurkiem. Pierwszy raz od jakiegoś czasu, potraktował mnie normalnie - nie jak swojego pracownika. Spojrzał na mnie lekko rozczarowany. Nie, to nie było rozczarowanie. Coś innego. Żal? Nie byłam w stanie odczytać żadnych emocji z jego twarzy. Chyba bił się sam ze sobą w myślach, myśląc nad tym, jak zacząć rozmowę. Obydwoje byliśmy już zmęczeni krzykiem. Było coś, co było nas w stanie pogodzić?

Problemem nie były ostre słowa. Problemem była szczerość, która nigdy pomiędzy nami nie występowała. To był nasz problem - nigdy nie byliśmy ze sobą szczery, przez co nagle szczere myśli tej drugiej osoby, zaczęły nas w pewien sposób ranić. Osobiście nie żałowałam żadnego ze swoich słów. Byłam dumna z tego, że nie bałam się powiedzieć tego, co myślę. W końcu byłam w stanie zabrać głos i być sobą.

- Chloé. - zaczął opanowanym i spokojnym tonem głosu. Nigdzie mu się nie spieszyło. - Chcę cię gdzieś zabrać. Ostatnio dużo myślałem nad tym, co mi mówiłaś. Dałaś mi dużo do myślenia. Chcę ci się odwdzięczyć. - spuścił wzrok. Prawdopodobnie nie był w stanie patrzeć mi w oczy. Tchórz. - Być może nie byłem w stanie dać ci tego, czego potrzebujesz. Przepraszam, że nie jestem idealnym rodzicem. - podniósł głowę i zrobił kilka kroków do przodu, omijając mnie przy tym i gdy stanął kilka metrów za moim fotelem, nie odwróciłam się. Milczałam, patrząc przed siebie. - Ubierz się, proszę. Będę czekał na ciebie w limuzynie.

***

To miał być spokojny wieczór w hotelu, jednak po kolejnej rozmowie z ojcem, miałam wątpliwości, czy kiedykolwiek taki wieczór jeszcze nadejdzie. Zeszłam do holu, przez co wszyscy usłyszeli stukot moich czarnych szpilek na niskim obcasie. Ubrana w długi biały płaszcz, wyszłam na deszcz z parasolką. Drzwi limuzyny zostały dla mnie otworzone przez kierowcę, a ja usiadłam na swoim miejscu, metr obok mojego ojca. Patrzył przed siebie, nawet na mnie nie spojrzał. Mokrą parasolkę kierowca schował do bagażnika, po czym usiadł za kierownicą.

- Wiesz, gdzie jechać. - powiedział do kierowcy stanowczym i niskim basem, który kiedyś był dla mnie symbolem bezpieczeństwa i domu. Jednak teraz, słysząc ten głos, myślałam tylko o przykrych i złych słowach, które kiedykolwiek wypłynęły z jego ust. Nie miałam mu tego za złe, że był ze mną szczery. To tylko bolało. W małym stopniu, ale bolało. Mimo to, byłam w stanie zaakceptować prawdę o sobie i o naszej rodzinie, która nigdy nie była idealna.

Wyglądałam przez okno, zastanawiając się, gdzie ojciec może chcieć mnie zabrać, szczególnie w taką pogodę. Od tygodnia nie padało, zamiast tego na niebie świeciło słońce, a temperatura była niewyobrażalnie wysoka. Niebo wynagrodziło nam te nieustanne upały opadem deszczu. Przynajmniej tyle dobrego w tym marnym sierpniu.

Miałam wrażenie, że żaden z superbohaterów nie był w najlepszym stanie. Szczególnie Marinette i Adrien, a przecież bez nich nie byliśmy w stanie zrobić żadnego kroku do przodu. Najgorsze w tym wszystkim było to, że nadal nikt nie wiedział o przyjaźni pomiędzy mną a Nathanielem. Czułam się winna, że jestem tak blisko ze swoim wrogiem. Wiedziałam, że to złe, ale nie mogłam się temu oprzeć. To uczucie bezpieczeństwa i swobody, jakie dawał mi Nathaniel było nie do opisania. Bezcenne uczucie, które przyprawiało mnie o uśmiech.

Limuzyna stanęła, a ja powoli się rozejrzałam. Wyglądało na to, że znajdowaliśmy się na lotnisku. Ojciec wysiadł z auta, a drzwi z mojej strony ponownie się otworzyły, dzięki czemu mogłam wysiąść. Biorąc do ręki parasolkę, zrobiłam kilka kroków przed siebie. Mój ojciec do mnie podszedł i wziął mnie za rękę. Nie dbał o pogodę. Spojrzałam ukradkiem na jego mokrą od deszczu twarz. Zauważyłam, że lekko się uśmiecha, widząc coś w oddali. Spojrzałam w tamtą stronę i zobaczyłam coś, czego się w ogóle nie spodziewałam. Poczułam, jak po moich policzkach spływają łzy szczęścia, które zlały się w jedno z deszczem, kiedy upuściłam parasolkę, pozwalając jej upaść na mokry beton.

Na horyzoncie zobaczyłam mały samolot pasażerski z flagą Kanady u jego boku.

***

Hej, kochani <3

Część z was się o mnie martwiła, co naprawdę biorę sobie do serca. Te ostatnie tygodnie szkoły są dla mnie pełne stresu i okropnych przeżyć.

Gwiazdka + Komentarz + Follow = Motywacja = Next :3

PS. Przepraszam za ewentualne błędy, literówki. Kiedyś poprawię tę książkę w całości. Obiecuję.

Kocham najmocniej, Ala <3

***

if life was easier; miraculousWhere stories live. Discover now